|| 6 || powiadomienie

61 5 2
                                    

pokaż, że tu jesteś - zostaw po sobie gwiazdkę i komentarz ♡

... i przysięgam, że gdybyście dali mi chilę, to na pewno bym to zrobiła. Problem w tym, że później mocno bym tego żałowała. Póki zachowałam resztki zdrowego rozsądku, musiałam przerwać to, do czego zaraz mogłoby dojść.

- Przepraszam, nie powinnam - położyłam dłonie na jego ramionach, żeby zasugerować mu, że chcę, by się ode mnie odsunął.

- Nic się nie stało, jesteś po prostu trochę podpita, rozumiem to - uśmiechnął się ponownie, ale chyba nie wiedział, że jego słowa rozpętają wojnę.

- Ja? - oburzyłam się. - Sam się do mnie przybliżyłeś, koleżko.

- No dobrze, ale to z twojej inicjatywy doszło do...

- To trzeba było mnie nie łapać - odparłam pretensjonalnie. - Ty mnie przyciągasz na mikroodległość, a później wyskakujesz z tekstem, że jestem podpita. Odezwał się, abstynent.

Louis założył ręce na siebie i pokręcił głową.

- Okej, mogłem lepiej dobrać słowa. Lepiej już chodźmy, bo dziewczyny już i tak sporo czekają przez twoje żegnanie się z panem Joshuą w nieskończoność - odparł, przeciągając złośliwie imię Joshui.

- Zostawisz już Josha w spokoju? - prychnęłam. - Zachowujesz się, jakbyś był moim ochroniarzem. Puknij się w łeb.

- Sama się puknij! - odpowiedział niemal natychmiast. - Dziwne macie słownictwo w tych Stanach.

- A ty i twój akcent brzmicie tak, jakbyś trzymał cztery kluchy w buzi. Ledwo cię rozumiem, a co dopiero teraz, gdy piłeś alkohol - również założyłam ręce na siebie, przez co staliśmy teraz w tej samej pozycji, patrząc się na siebie morderczym wzrokiem.

Długo nie wytrzymaliśmy bitwy na wzrok, ponieważ chwilę później ledwo powstrzymywaliśmy się od śmiechu. Wyglądał strasznie zabawnie, gdy się tak złościł. Stwierdziłam, że warto by było w końcu się stąd ruszyć. Florence i Issie czekały na nas tuż obok wejścia, pod którym nie było już żywej duszy.

- Nareszcie - westchnęła Florence, mierząc mnie spojrzeniem od góry do dołu. Zdaję sobie sprawę, że musiały trochę poczekać, ale sama się pisała na bycie moją niańką.

- Cześć, Flo - uśmiechnął się do niej Louis. Wyglądał na lekko speszonego jej obecnością, ale co tutaj się dziwić... w końcu była od nas starsza o 5 lat. Obstawiam, że Issie nie raz brała swojego brata na wspólne spotkania i mieli okazję się poznać.

Wszyscy ruszyliśmy w stronę stojących na parkingu taksówek, o tej godzinie nie warto było wracać do domu piechotą. Zwłaszcza, że po takiej imprezie w centrum miasta na pewno pałęta się sporo nawalonych ludzi z niewiadomymi zamiarami.

Kiedy tak jechałam na tylnym siedzeniu obok swojej siostry, nieustannie wpatrywałam się w okno. Londyn był naprawdę piękny, szczególnie teraz, kiedy światło biło od wszystkich lamp i neonów na sklepowych witrynach. Całe miasto powoli cichło, ludzie zbierali się do domów, wychodzili pospiesznie z klubów i wsiadali do zamówionego Bolta. Życie tętniło tu do takiego stopnia, że mogłoby się wydawać, że dzieje się tu znacznie więcej niż w mojej rodzinnej Georgii. Może i miało to swój klimat, ale nie chciałam się za bardzo przywiązywać. Mój poprzedni dom był dla mnie na pierwszym miejscu - przytulny, przyjazny dla środowiska, znałam tam mnóstwo ludzi, każdy możliwy kąt. Będzie mi tego brakowało. Póki co czułam się tak, jakbym po prostu przyjechała to na wakacje. Nie potrafiłam dopuścić do siebie myśli, że pewien etap jest już daleko za mną.

PRIVATE SCHOOL || louis partridgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz