|| 9 || randka.

65 3 1
                                    

zostaw ślad po sobie, to wiele dla mnie znaczy

Zegarek na ścianie już dawno temu wskazał 17.00, a Louisa jak nie było, tak nie ma. Rodzice i Florence wyjechali do ciotki tuż po obiedzie, dlatego miałam nadzieję, że nie wrócą zanim chłopak łaskawie się zjawi. W końcu powiedziałam im, że idę robić szkolny baner ze znajomymi.

Jeszcze raz spojrzałam w lustro, które wisiało zaraz obok wejściowych drzwi. Postawiłam dzisiaj na różowe, dzianinowe spodnie z szeroką nogawką i przylegający top bez ramiączek z tego samego kompletu. Włosy spięłam w wysokiego kucyka, a grzywka swobodnie opadała mi na czoło. Szyję zdobił mi srebrny łańcuszek z inicjałem, dobrałam również kolczyki koła na uszy. Całkiem się dzisiaj postarałam i liczyłam na to, że Louis to zauważy.

O godzinie 17.34 zadzwonił domofon. Nacisnęłam na guzik i wpuściłam go do środka. Przez chwilę myślałam, czy nie wyjść po niego na klatkę, ale to przecież on się spóźnił. Niech teraz po mnie zasuwa.

- Hej - przywitałam się. Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak trzymał w ręku kwiatki. Patrząc na to, że składały się w dwa osobne bukieciki, to zakładam, że nie były one tylko dla mnie.

- Cześć, Brie - usta złożyły mu się w ten charakterystyczny, powalający uśmiech. Musiałam wprost zmuszać się, by nic się na jego temat nie odezwać. - To dla ciebie.

Wręczył mi jeden z bukietów, które swoją drogą wyglądały niemal identycznie. Pokazałam mu ręką, żeby wszedł do mieszkania.

- A ten drugi? - nie mogłam się powstrzymać, by zadać to pytanie.

- Ach, to dla Florence - oznajmił tak, jakby była to oczywista oczywistość.

- Florence nie ma, pojechała z rodzicami - poinformowałam go szybko. - Miło, że coś jej przyniosłeś, ale muszę to przejąć.

Wyciągnęłam rękę, żeby wstawić kwiaty do szklanego wazonu na kuchennym blacie, ale odsunął je ode mnie szybkim ruchem.

- Może po prostu zanieś to do jej pokoju - nalegał. - Poczekam.

- Okej - przeciągnęłam zdezorientowana. Dorwałam szklankę z szerokim dnem, do którego mógłby zmieścić się bukiecik i popędziłam na górę, by postawić go w pokoju mojej siostry.

Totalnie nie podobało mi się to, co zrobił Louis. Próbowałam doszukać się w tym swego rodzaju etykiety, a być może to po prostu taki zwyczaj w Anglii? Poza tym, znał Florence o wiele dłużej niż mnie, może chciał być miły i wkupić się w łaski mojej starszej siostry? Wkurzało mnie, że nawet na spotkaniu z chłopakiem ze szkoły musiał przewinąć się jej temat.

- Wróciłam - rzuciłam w połowie drogi po schodach i dostrzegłam, że chłopak wciąż stoi nieopodal drzwi. - Mogłeś sobie usiąść, przecież i tak nikogo nie ma.

- Raczej nie wypada - parsknął, trzymając ręce za sobą. Zachowywał się, jakby ktoś za chwilę miał go tutaj zjeść.

- Wyluzuj - zmarszczyłam brwi. - Jeśli chcesz, to możemy chwilę tutaj posiedzieć.

- Brzmi kusząco, ale zarezerwowałem bilety do kina, a przez moje spóźnienie nie mamy zbyt wiele czasu - wzruszył ramionami z zabawną miną.

- Punktualność chyba nie jest twoją mocną stroną.

- Wciąż się staram, ale niespecjalnie mi wychodzi.

-No dobra, to moment - podbiegłam do sofy i sięgnęłam po torebkę, która leżała tam naszykowana już od dobrej godziny. - Skoczę jeszcze do łazienki i możemy iść.

PRIVATE SCHOOL || louis partridgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz