|| 11 || wpadka

55 2 2
                                    

zostaw coś po sobie ♥

Kiedy mieliśmy zasiąść przy stoliku, Louis odsunął dla mnie krzesło. Prawdziwy dżentelmen - ciekawe, czy robi to dla każdej dziewczyny, którą zabiera ze sobą do restauracji? Otrzymaliśmy karty dań oraz powitalną szklankę wody z cytryną, po czym kelnerka dała nam chwilę na zastanowienie.

- Rozchmurz się - przerwał mi oglądanie menu. - Rodzice zasiadają w tym miejscu na każdą rocznicę. Zazwyczaj jest zajęte, więc mieliśmy sporo szczęścia, tu są najlepsze widoki.

- Ciekawi mnie, ile już razy powtarzałeś tę śpiewkę - napomknęłam.

- Wcześniej byłem tutaj tylko z jedną dziewczyną i spotykałem się z nią dość długo, także uważam, że miałem do tego pełne prawo - podniósł brwi.

Może nie powinnam była mu dogryzać, ale siedząc w ty miejscu, czułam się nieco przytłoczona. W ferworze tego wszystkiego wcale nie pomagały słowa, które wypowiedział na wejściu: "stolik ten, co zazwyczaj". Mało tego - sposób, w jaki zwracali się do niego pracownicy, dolewał tylko oliwy do ognia. Musiałam się natychmiast dowiedzieć czegoś więcej o nim, bo choć moja rodzina do biednych nie należała, w życiu by mi na myśl nie przyszło, żeby wynajmować osobną salę kinową.

- Wybrałaś już coś dla siebie? - zapytał, by przerwać głuchą ciszę, jaka zapadła po naszej wymianie zdań.

- Sama nie wiem... Jeszcze się zastanawiam.

- Bez obaw, ja zapłacę. Możesz wybrać to, na co tylko masz ochotę.

Przez chwilę odniosłam wrażenie, że właśnie zasugerował, że nie potrafię się zdecydować, bo wszystko jest dla mnie za drogie. Nie mam w zwyczaju najpierw przemyśleć, co chcę powiedzieć, tak było również tym razem.

- Słuchaj, chłopcze - zaczęłam spokojnie. - W tym momencie mam ochotę podejść do lady, otworzyć na ciebie rachunek, zamówić wszystkie dania i napoje z karty, a później wyjść bez słowa. Nie pierwszy raz jestem w takim miejscu i nie pierwszy raz na randce. Wiem, że chcesz za mnie zapłacić, bo tak ci każe etykieta, ale równie dobrze mogę sama sfinansować swoje zachcianki, dlatego niczego się nie obawiam. Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno.

Chłopakowi w momencie zrobiło się głupio, nawet nie potrafił na mnie spojrzeć, tylko wbił wzrok w kartkę złotawego papieru przed nim. Chcąc w jakiś sposób oczyścić atmosferę, odparłam:

- Nie jestem na ciebie obrażona ani nic, po prostu nie lubię lekko odgórnego traktowania. Mam nadzieję, że ty też się nie złościsz.

- Nie miałem nic złego na myśli - podrapał się po głowie. - Coraz częściej zauważam, że wszystko, co się do ciebie powie, traktujesz jako atak.

Być może tak jest, być może trochę się zgrywam, a może powinnam była trzymać język za zębami i słodko się uśmiechnąć, bo tak zrobiłaby każda normalna dziewczyna na randce. Jako że jestem zbyt impulsywna i bezpośrednia, jak zwykle musiałam wyraźnie zaprezentować, że coś mi nie pasuje. Teraz trochę tego żałowałam, bo jeszcze weźmie mnie za wariatkę, a nie chciałam go do siebie zrażać.

- Przepraszam, zapomnijmy o tym - posłałam mu lekko wymuszony uśmiech. Może jeszcze uda mi się to jakoś naprawić. - Wezmę tą pierś z kaczki, zapowiada się smacznie.

*

- Bardzo mnie to ciekawiło, więc muszę zapytać... Co właściwie robią twoi rodzice?

- Trochę to zagmatwane, więc w dużym skrócie... Lata temu dziadek założył firmę budowlaną, ojciec przeniósł ją na rynek międzynarodowy. Rodzice prowadzą teraz liczne projekty prywatne, jak i publiczne - opowiadał Louis, sięgając po lampkę. - A co robią twoi rodzice?

PRIVATE SCHOOL || louis partridgeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz