Nadopiekuńczy

49 5 0
                                    

Udało się! Nie wiem jak, ale się udało!

Idę właśnie na spodkanie ze swoim chłopakiem – Rindou i... Uwaga, uwaga. BEZ NAHOYI! Tak dobrze przeczytaliście. Nahoya — mój wiecznie uśmiechnięty brat-tyran pod względem nadopiekuńczości, pozwolił mi wreszcie wyjść samemu. To nie tak że nasyłał na mnie jakiś szpiego-agentów którzy wkroczą do akcji i mnie uratują, bądź zatrudnił jakąś super eskortę towarzyszącą mi za każdym razem jak tylko się poruszałem. Właściwie to nie musiał, on robił to wszystko na raz. Ale mnie denerwował. Ten drań chodził za mną na każde głupie spotkanie, za każdym razem. Usuwał sobie plany by mi towarzyszyć. Oczywiście, kocham go, ALE no bez przesady. (MAM NADZIEJE ŻE TO CZYTASZ SMILEY I WRESZCIE COŚ DOJDZIE DO TEGO TWOJEGO ZAKUTEGO ŁBA).

Ale wracając. Wciąż to do mnie nie dociera. Nahoya nie przepadał za Rindou od początku. Narzekał na niego na okrągło, wszystko w nim było nie tak dla mojego brata. Cały czas mi powtarzał, że Rindou nie jest wart mojej miłości. Chociaż obstawiam, że mówi to tylko dla tego, że ma tak zwany 'kompleks siostrzyczki" tylko w tym przypadku braciszka. Oraz z powodu dawnych zgrzytów pomiędzy naszymi gangami, ale wszystko już się rozwiązało i nie powinno być problemu. No chyba, że ten drań śmie się ze mną umawiać, wtedy to już jest problem dla Nahoyi.

— Ty wiesz, że on nie zasługuje na ciebie. —  Powiedział po raz tysięczny tego dnia Smiley.

Byłem właśnie w trakcie wybierania ubrania na randkę, kiedy ten maruda postanowił mi w tym pomóc. Ale tak dokładniej to liczył, że mnie odwiedzie od tego pomysłu. 

— Powtarzasz się.

Ubrałem zwykłą białą koszulę z długim rękawem i kołnierzykiem. Do tego czarne jeansy typu skinny. Chodź przylegały mi do ciała czułem się w nich naprawdę konfortowo. Na to założyłem niebiesko-szary sweter bez rękawów. 

— Na pewno musisz iść? — Spytał.

— Przecież się już zgodziłeś. — Warknąłem. — A spróbuj tylko za nami iść, to ci nogi z dupy powyrywam. — Zagroziłem.

Przejrzałem się jeszcze raz w lustrze poprawiając sobie fryzurę.

— Dobra już. — Uniusł ręce w obronnym geście. — Ale jeśli ten drań zrobi coś przez co znowu będziesz płakać to wiedz że żadna twoja groźba, prośba czy cokolwiek innego go nie uratują.

Zaśmiałem się.

Nadopiekuńczy.

— No już, zostaw te włosy. Wyglądasz przepięknie. Nawet ten ślepy idiota to zauważy.

Sięgnąłem po telefon. Była już 12.36, jeśli chcę zdążyć muszę już wychodzić. Wsunąłem telefon do kieszeni.

— Będę już się zbierał. — Zadeklarowałem ubierając buty.

Pożegnałem się z bratem i wyszedłem na dwór. Mieliśmy się spodkać w publicznym parku, a potem pójść do jakiejś kawiarni. Ogólnie miło spędzić czas improwizując. Droga zajeła mi około 13 minut, więc przybyłem przed czasem. Chłopak już tam był. Miał na sobie czarną bluzę z kapturem i na to szarą, jeansową kurtkę. Ubrany był w czarne spodnie typu cargo z dwoma kieszeniami na wysokości ud i przełożony przez to czarny, skurzany pasek. I oczywiście miał na sobie te co zawsze okulary, a jego bląd włosy z niebieskimi pasemkami były luźno rozbuszczone.

— Co tak długo? — Zadał pytanie retoryczne sarkasycznym tonem.

— To ty przyszedłeś za wcześnie.

Podszedł do mnie i pocałował w skroń. Złapaliśmy się za ręce i ruszyliśmy przed siebie.

— To gdzie idziemy najpierw? — Spytałem.

Życie jako młodszy brat  -  Angry x RindouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz