W końcu ta durna biologia się skończyła. I to wcale nie tak, że byłam na niej tylko 25 minut bo się spóźniłam. Wyszłam z dziewczynami z sali biologicznej i czułyśmy się jak wygrywy. Postanowiłyśmy przejść się, patrząc na zakątki tego pięknego miejsca.
- Generalnie, mam tutaj kilku znajomych z podstawówki. - odparła Charlotte.
- Kogo na przykład? - zapytałam zainteresowana. Cieszyłam się że miałam szansę poznania znajomych, przecież skoro przyjaźnią się z Char to może się ze mną też zaprzyjaźnią. Kto wie.
- Noah, Leo i James, są naprawdę bardzo sympatyczni napewno ich polubicie.
- Ulala same chłopy, robi się ciekawie. - powiedziała z szyderczym uśmiechem Kendall. Uwielbiam ją.
- Muszę przyznać, że są przystojni, więc może któryś wpadnie wam z oko. - odpowiedziała zadowolonej Kendall, Char
- Już nie mogę się doczekać aż ich poznam - odparła Kendall, po czym zaczęłyśmy szukać chłopaków.
Byłam ciekawa na jaki kierunek poszli. Może na coś nudnego jak to chłopcy, lub to są jacyś kujoni który poszli na taki kierunek o którym ja bym nie pomyślała. Sama nie wiem, musiałabym ich zobaczyć żeby stwierdzić. A co jeśli któryś wpadnie w oko nie tylko Kendall, ale też mi? O Boże, to by było dobre. Charlotte po chwili stanęła przy sali gimnastycznej i powiedziała szczęśliwa.
- Widzę Leo.
Podeszłyśmy bliżej sali gimnastycznej. Była ogromna, a jak piękna o mój słodki Boże. Po chwili ujrzałam wysokiego blondyna, który grał w koszykówkę. Spojrzałam z zaciekawieniem na Kendall, ponieważ wiedziałam, że jest zachwycona, ale chciałam to zobaczyć. Moja intuicja nigdy nie zawodzi - Kendall ze swoim ikonicznym uśmiechem patrzyła na Leo, który nas zauważył i zaczął machać w naszą stronę, po czym popatrzył na Kendall swoimi zielonymi oczami i się uśmiechnął. Znałam Kendall bardzo dobrze i z łatwością mogłam stwierdzić, że w jej brzuchu było tryliard motylków.
- Witaj niepowtarzalna Charlotte Cole - z radością podszedł i ją objął, a następnie odwrócił wzrok na mnie i zauroczoną jego spojrzeniem brunetkę. - i witajcie śliczne koleżanki.
- Coś czuje, że po tym uścisku będę musiała wylać na siebie fiolkę perfum. Śmierdzisz jak skunks. - powiedziała dumna ze swojego pocisku Charlotte. Nie czułam, żeby jakoś specjalnie śmierdział no ale cóż, to nie mnie przytulił, więc ciężko mi stwierdzić. Ale też mogę wywnioskować, że serio może śmierdzieć. Przed chwilą grał w koszykówkę i to w miarę dobrze. Osobiście mnie nigdy to aż tak nie ciągnęło, ale cóż może się to zmieni.
- Bardzo miłe pierwsze słowa, jak po długiej wakacyjnej rozłące, Cole. - powiedział wkurwiony Leo. Wkurwiony to mało powiedziane. Może nie chciał, żeby Kendall to usłyszała czy coś. - Jak się nazywa ta piękna koleżanka? - zapytał po chwili. Myślałam, że chodziło mu o mnie, ponieważ akurat na mnie spojrzał.
- Amber, miło poznać. - powiedziałam szczęśliwa.
- Oj, chodziło o tą drugą - odparł Leo
Zabolało.
No, ale cóż. Przynajmniej Kendi nie musi się martwić, chłop nie był mną zainteresowany. I z wzajemnością.
- Ooo jak słodko. Kendall Cooper. - podała mu rękę zadowolona (jak dziecko, które zobaczy kubeł słodyczy) Kendi. Cieszyłam się z jej szczęścia.
Char i Kendi.
Jakie piękne ksywki. Powinnam być nazywana jakąś ksywkanią czy coś.
- Leo Evans - również dał jej rękę na przywitanie, a następnie mnie.
- Gdzie zapodziałeś Noah'a i James'a? - zapytała blondynka. Widać było, że chciała ich zobaczyć. Cytując słowa Leo: długiej wakacyjnej rozłące, wnioskuje, że ich również długo nie wiedziała.
- Poszli do sklepiku po wodę. Mamy dwa wychowania fizyczne, więc gramy w kosza a gdy gramy w kosza potrzebujemy dużo wody nie? - odparł Leo.
- Jak przy każdym innym sporcie, geniuszu - powiedziała Charlotte.
- Dziękuje za takie komplementy, czekoladko. - zadowolony Leo odwrócił się w stronę Kendi i zaczął z nią rozmawiać. Czy czułam się jak piąte koło u wozu? Kto by się na moim miejscu nie czuł. Ale dobra, nie interesuje mnie to, że Leo Evans mnie zbytnio nie polubił. Bardziej mnie zaciekawiło czemu nazwał Charlotte czekoladką.
Po chwili zauważyłam dwóch brunetów zmierzających w naszą stronę. Ten z brązowymi oczami, wyglądał mi na takiego James'a, a ten z niebieskimi - na Noah'a.
- Hej, James Reed jestem. - odparł uśmiechnięty niebieskooki chłopak.
Tym razem intuicja zawiodła, a to pech.
- Amber Forest.
- A ja się nazywam Noah Barker - powiedział tym razem brązowooki chłopak.
Zadzwonił dzwonek na lekcje. Pożegnałyśmy się z chłopakami, z którymi umówiłyśmy się w stołówce na następną przerwę. Szczęściarze - mieli dwa wychowania fizyczne, w czym to był ich pierwszy. My musimy zapierdalać na matematykę, której nienawidziłam jak mój tata nienawidzi jesieni.
CZYTASZ
Sapphire eyes [dylogia eyes #1]
Teen FictionAmber Forest jest miłą, sympatyczną oraz czerpiącą radość z życia nastolatką. Jest bardzo zżyta z rodzicami a tym bardziej z mamą - Karen. W tegoroczne wakacje Karen wyjeżdża w bardzo ważna delegacje, zatem Amber zostaje z tatą - Williamem, w ich d...