>Laura<
Odpoczywam po jakiejś godzinie walenia w worek. Nie posiadam rękawic, ale to nawet lepiej, lubię ból fizyczny, pomaga zapomnieć o tym psychicznym. Krew nadal cieknie mi po kostkach, potrze na worek i od razu widzę że jest cały we krwi. Powinnam go wytrzeć, podchodzę do komody z zamiarem odszukania chusteczek, i odkrywam że ich nie mam. Podchodzę do szyby.
Pukam w szybę ponieważ ja nie mówię, potrafię ale kiedyś mnie karano za słowa, teraz wolę tego unikać, a poza tym nie będę robiła co mi karzą, a karzą mi ''odpowiadać na pytania'' i ''odzywać się więcej'', inaczej ''będę miała więcej siniaczków''. Od prawie pięciu lat nie powiedziałam nawet słowa. Drzwi za mną się otwierają.
- Chodź! - krzyczy Damian.
Wychodzę i przeklinam się że zapomniałam że do godziny 15:30 on tu jest. Dużo osób z tego miejsca mnie biję, z większością wygrywam, ale on robi to mocniej i częściej. Przemieszczam się szybko po korytarzu w stronę łazienki. Korzystam z niej i kradnę kilka paczek chusteczek. Nagle słyszę huk. Damian wchodzi do pomieszczenia i łapie mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę pokoju.
- Ktoś chce cię zobaczyć. Wątpię żeby wszedł do twojej klatki - prycha - Ale i tak ostrzegam, jeśli mu coś powiesz, pokażesz, cokolwiek, to cię zabiję.
Nic sobie nie robię z jego groźby, nie może tego zrobić, ktoś to na pewno by to zauważył. Rozpoczęłam wyrywanie się z jego łap. Nie zależy mi na ucieczce, ja nie chcę żeby on mnie dotykał. Otwiera drzwi, a ja szybko wchodzę do pokoju i wyrywam się dalej w stronę odległej ściany. Nie! Teraz już się nie dam! Nie dam się bić! Rzucam Damianowi ostrzegawcze spojrzenie, ale chłopak nic sobie z tego nie robi. Szybko wykręcam jego rękę i powalam na ziemię. Odchodzę kawałek dalej i słyszę że się podnosi.
- Zadziorna się stałaś! - szepta ale to słyszę.
Chyba próbuje we mnie wbiec. Mega głupie, przecież wystarczy że się odsunę. Biegnie, a ja jakby nigdy nic odsuwam się na lewo. Widząc że zdołał się zatrzymać przed wpadnięciem na ścianę, kopię go dodatkowo kolanek w krocze. Łapie się za obolałe miejsce, upadając na ziemie. Poprawiam mój kaptur i odchodzę w bok, konkretniej pod ścianę gdzie siadam i nachylam głowę. Nie patrzę na to co się dzieje dookoła, lecz wszystko słyszę. Przybiega kilka osób.... cztery... nie, jedna pięć, pomagają Damianowi, do mnie się nawet nie zbliżając. Wszyscy tutaj wiedzą że mam tylko trzy słabe punkty. Pierwszy to morderstwo brata. Drugi to ta cała sytuacja z moim ojcem.... nie chcę o tym myśleć Trzeci to wydanie mnie policji przez jedyną osobę której poniekąd ufałam, Kamila. Jeden z ludzi przebywających w środku wykorzystuje ten drugi:
- Twój ojciec powinien cię wtedy zabić. - mówi a mi się aż gorąco zrobiło.
Wszyscy wychodzą, jednak słyszę jakąś rozmowę, a raczej pomruk tej rozmowy. Jeden z głosów to na pewno Maria, nie znoszę jej. Dyskryminuję mnie z powodu ciężkiej przeszłości. Czy to w ogóle legalne? To że jestem bita w domu dziecka. Niby raz zapytałam o to Kamila, bo dowiedziałam się że gdyby policja mnie złapała to właśnie tam bym trafiła i odpowiedział mi że tak bo to jest.... chyba jakiś zakład wychowawczy. Nie pamiętam dokładnie.
Ktoś wchodzi do sali. Nie reaguję, ale przygotowuję się do danie komuś wpierdol jeśli tego będzie wymagała sytuacja. Wstałam, dalej mając głowę w dole, tak czuję się bezpieczniej. Upewniłam się że już bliżej nie podchodzi i wyminęłam go ruszając do mojej komody. Schowałam, wcześniej ukradzione chusteczki, oczywiście jedną zostawiając. Zaczęłam wycierać moje ręce z krwi, następnie robić to samo z workiem.
- Cześć - powiedział. Nie będę się z nim kontaktować.
Usłyszałam kroki w moją stronę. Natychmiast się spinam i patrzę na niego. Ma dobre oko, bo natychmiast przestaje się zbliżać. Widzi moją twarz. Pewnie się przerazi i ucieknie, jak większość z tych ludzi co czasem tu przychodzą. On jednak tego nie robi. Odwracam wzrok i zaczynam mocno walić w wór. Już czuję nową, ciepłą krew. Ale mi to nie przeszkadza, muszę się wyładować za to co powiedział ten typ o człowieku którego tak nienawidzę. Facet nadal na mnie patrzy, mam wrażenie że stoi bliżej.
- Biją cię tu? - pyta.
Przestaję boksować i zatrzymuję worek w miejscu, spoglądam na niego, to troche dziwne pytanie. Co prawda leprze niż: ''jak się masz''. Po chwili namysłu czy warto mu odpowiadać, zdecydowałem że zaprzeczę. To że raz powaliłam Damiana nie oznacza że teraz mogę się z nim lać codziennie. Macham głową na boki, zaprzeczając. Po jego wyrazie twarzy widzę że mi nie uwierzył, ale przytakuje i wychodzi. W sumie i tak siedział tu dłużej niż inni. I znów te pomruki, ale słyszę wyraźnie gdy Maria wykrzykuje: ''TAK! Magellan to....'' więcej nie słyszałam. Cieszę się że Magellan będzie miał nowy dom. Zanim mnie tu zamknęli dużo z nim siedziałam.
Wracam do worka. Walę w niego z całej siły, myślę o ojcu i o tym co mi zrobił, albo gorzej co zrobił mojemu bratu... Potem nachodzi mnie myśl o Kamilu, i o tym że to przez niego tutaj jestem i tyle cierpię. Cała złość która we mnie jest się kumuluję w moich pięściach, i worek się rozwala. Spada z uchwytu na suficie i w dodatku jest rozerwany.
Gapię się na niego ze smutkiem w wszystkich częściach mojego ciała. Co ja teraz zrobię? Tylko dzięki temu miałam jak wyładować złość, której jest we mnie pełno. Przykucnęłam przy nim i patrzałam jak ścinki tekstylne się wysypują.
Poczułam że ktoś mnie obserwuję, obejrzałam się za siebie i zobaczyłam tego faceta który tu wcześniej był. Ignorując go zaczynam zbierać to co się już wysypało i wkładać z powrotem do środka. Wstaję rzucając jeszcze spojrzenie mężczyźnie na mną, i podchodzę do materaca. Podnoszę go lekko i wyciągam nóż i taśmę. Musiałam to ukrywać bo by mi to zabrano pod pretekstem że już i tak jestem nie obliczalna. Z przedmiotami w ręku podchodzę z powrotem do wora i lekko poprawiam cięcie nożem (dużym, pierwszym zamysłem gdy go tu chowałam było to że może się przydać do samoobrony), następnie zaklejam to kilkoma warstwami taśmy. Będę musiała trenować na drugiej stronie ale się jeszcze nada. Spoglądam na chłopaka.
- Silna jesteś - chwali - Jestem Nathan.
Oczywiście nic nie odpowiadam. Bo po co? Kim on dla mnie jest? Nikim. Gapi się na mnie wyczekująco. Nie doczeka się. Chyba powoli zdaje sobie z tego sprawę bo kontynuuje.
- Pomóc ci się spakować czy nie chcesz? - pyta. Momentalnie zdaję sobie sprawę z tego co powiedział. Ale nic nie robię i nic nie mówię. Chyba myśli że nie zrozumiałam bo precyzuje. - Adoptowałem cię.
CZYTASZ
Adoptowana przez gangstera
Teen FictionFragment #1 : - Okay.... jeśli chcesz coś jeszcze wiedzieć to przyjdź do mnie - oznajmił, a mi przyszła do głowy jedna rzecz. - Czemu podałeś fałszywe nazwisko? - pytam a on patrzy na mnie bardzo dziwnym wzrokiem. - Co? - Nie udawaj głupka, wiesz o...