Żyrandol

1.1K 20 22
                                    

!UWAGA!
Czytasz na własną odpowiedzialność.

-Hailie do ch*lery! Dzwońcie po kartekę! - krzyknął przerażony Will. Już byłam przytomna i trochę odbierałam co się działo. Jak tylko zauważył, że przyglądam się zaistniałej sytuacji i, że mam otwarte oczy, którymi na niego patrzyłam zapytał:

-Już dobrze malutka. To tylko jeden test. Może jest popsuty - oznajmil spokojnie Will glaszcząc mnie po głowie. Było mi bardzo duszno. Nie mogłam nic wydusić.

-Hailie - odezwał się ktoś o lodowatym głosie. Vincent. Ponownie zrobiło mi się słabo. Reszty już nie pamiętam.

Obudziłam się w szpitalu, co rozpoznałam po łóżku i kroplówce, która była do mnie podłączona, a raczej ja do niej. Czułam duży ból brzucha.

-Co z ciążą? - zapytałam Willa siedzącego obok.

-Hailie.. nie ma już żadnej ciąży

-Co?! Usunęliście mi dziecko?!

-Musieliśmy - nie mogłam uwierzyć co mówił Will. Usunęli mi dziecko? Moje, małe, choć nie planowane dziecko?

Pov Vincent (Podczas, gdy Hailie była nie przytomna w szpitalu.) :

-Więc.. tak zgadzam się - powiedziałem. Aborcja to była najrozsądniejsza decyzja.

-Dobrze.. proszę podpisać tu i tu - podał mi papier i wskazał palcem gdzie podpisać. Bez wachania to zrobiłem i podałem lekarzowi kartę. Ten schował ją do jakiejś szuflady i poprosił drugiego o coś. Nie powiedzieli mi żebym wyszedł więc usiadłem na krześle, które było naprzeciwko łóżka Hailie. Po zdenzykowaniu i jakiś innych czynności, które medycy wykonali podeszli do mojej nie przytomnej siostry i dali jej jakąś tabletkę. Po 10 minutach odeszli i wzamian podeszli do mnie.

-Jest jeszcze jedno.. - mówił lekarz, który

-Słucham?

-Panna Monet ma astmę. Niestety nie uleczalną, ale możemy zmniejszyć częstokliwość duszności - nie mogłem w to uwierzyć. Moja mała siostra ma asmtę? Czułem, jak zżera mnie od środka. Serce dosłownie paliło. Niemiłosiernie paliło. Złapałem się za klatkę piersiową i za pomocą ściany powoli opadałem na dół. Ostatnie co zobaczyłem przed zaśnięciem to podbiegający do mnie lekarz. Nie. Hailie nie może. Jest za młoda na tak uporczywy choro...

Pov Hailie:

-A co z Vincentem i resztą? - zapytałam.

-Z wszystkimi w porządku oprócz Vincenta - przestraszyły mnie jego słowa, a jego głos nie był już taki spokojny i pełen miłości, jaki zawsze był.

-Co masz na myśli? - spytałam.

-Vincent miał zawał - ta wiadomość odbijała mi się w uszach.

Vincent miał zawał.

Teraz nie chciało mi się płakać tylko od nieznosniego bólu brzucha, ale i od informacji, którą otrzymałam.

-Gdzie jest Adrien? - zapytałam się na głos.

-Nie wiem - odpowiedział obojętnie.

-Jak nie wiesz? Powiedz. Wiem , że wiesz. Proszę powiedz. Martwię się - wyznałam.

-Nie wiem, Hailie, ale na pewno spotkasz go jutro na bankiecie.

-Na jakim bankiecie? - zapytałam.

-Jutro jest bankiet w organizacji, na którym muszą być wszyscy członkowie organizacje i ich najbliższe osoby z rodziny.

-Ja też muszę być?

-Tak. Ty i Adrien przedewszystkim.

Więcej się już nie odzywałam. Do dnia, w którym miał być bankiet zostałam wypisana ze szpitala tak jak Vincent. Pytałam się o jego samopoczucie, a on odpowiadał tylko jednym słowem "dobrze". Nie mogłam mieć mu tego za złe.

Własnie przygotowywałam się na bankiet. Założyłam białą sukienkę do kostek, mtóra okrywała mi ramiona oraz cienkiutkie, białe leginsy, których i tak nie było widać pod grubym materiałem sukni. Na nogi włożyłam czarne buty na dużym obcasie, tak, że dodawał mi około pięć centymetrów. Wzięłam moją czarną mała torebkę i schowalam do niej broń, telefon oraz słuchawki. Zeszłam na dół gdzie zastałam całą piątkę braci. Wsiadłam do mojego złotego Porshe i ruszyłam jako trzecia z wszystkich pięciu za czarnym sportowym autem Willa.

Gdy już dojechaliśmy na miejsce zajęliśmy miejsce przy stole z napisem "Monet" na złotej, małej tabliczce. Na każdym ze stołów były podobne. Miejsce było bardzo duże, a ściany były w kolorze beżowym, ale nie przesadnie ciemnym. Podłoga była z drewnianych kafelków w ciemnym kolorze.

Wtedy na środku hali zauważyłam błąkającą się dziewczynkę. Na oko miała z pięć lat. Podeszłam na sam środem hali zapytać się czy się nie zgubiła. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, co się stanie. Usłyszałam dźwięk jakby ktoś coś zbił. Popatrzyłam w górę, gdyż to stamtąd się wydobywał.

Szklany, duży Żyrandol z prawdziwych diamentów na mnie spadał. Powoli po kawałeczkach, aż w końcu cały odpadł. Piękna śmierć czyż nie?

Wiedziałam już wcześniej, że coś z nim nie tak, ale teraz o tym nie myślałam. Spojrzałam tylko pewnie ostatni raz w stronę stolika, przy którym siedzieli moi bracia. Moja biała sukienka godna królowej powiewała wolno w rytmie wiatru, który wpadał przez otwarte drzwi wejściowe, a moje oczy były zaszklone od łez. Jeszcze dzisiaj zakładając ją byłam wesoła z powodu jej wyglądu i blasku. Teraz, zaś chciało mi się płakać, a ja nie chamowałam swoich chęci. Vincent widząc mnie w tym stanie bardzo pobladł. Wyglądał jakby ktoś dźgnął go nożem w serce. Jego lodowaty wzrok zupełnie zniknął z jego oczu i coś w nich błysnęło. Było to przerażenie. Will, mój ulubiony brat stał, jak wryty. Z jego twarzy płynęły pojedyncze łzy. Dylan, groźny mężczyzna, mój najzłośliwszy brat wyglądał, jakby miał wszystkich pozabijać. Shane puścił widelec i nerwowo wstając potrącił swój talerz ze stekiem, który zbił się, a jedzenie poleciało gdzieś daleko. Tony w swojej desperacji chciał do mnie podbiec i mnie odepchnąć, gdzieś w bezpieczne miejsce ale ktoś go wyprzedził...

Poczułam mocne szarpnięcie z boku. Adrien. Adrien postawił mnie ponad wszystko. Ale czy to oznacza, że mnie kochał? Poturlaliśmy się pod biały obrus, który leżał na jakimś stole. Już po chwili była ciemność, tylko ja i Adrien. Niestety ta ubłoga ciemność i cisza w ramionach Santana, który nade mną górował nie trwała długo. Nagle małe brzędknięcia ucichły, a wtedy usłyszałam głośne zbicie czegoś, ale to napewno nie była szklanka, a raczej coś większego...

Diamentowy żyrandol, który oświetlał do tych czas nasze twarze. Tworzył niezwykły do opisania klimat rodzinnych spotkań (dla innych, dla mnie to był stres) czyli taki jaki powinien być. Dopiero teraz spadł, a dla mnie to była wieczność.

Potem tylko głosny pisk dziecka, do którego przed chwilą chciałam podejść. Głośny płacz kobiety, rozmowy i krzyki zgromadzonych tam ludzi odbijały mi się w uszach. Towarzysze stolika, pod którym byliśmy też się gdzieś zapodziali. W końcu mężczyznę, z którym przebywałam też zaciekawiła zaistniałą sytuacja. Wyszliśmy spod stołu. Adrien nadal miał mnie na rękach w stylu Panny młodej. Pierwsze co zobaczylismy to krew. Krew będąca dosłownie wszędzie. Było jej mnóstwo na scianach, ale jej kreska prowadziła do stolika, pod którym byliśmy. Wtedy Adrien zobaczył coś, czego chyba bardzo nie chciał zobaczyć. Było to dokładniej, tam gdzie otaczał tłum ludzi. Nie było ciemno, bo ludzie nosili świece ze stolików. Niestety zanim mężczyzna, który mnie niósł zasłonił mi ręką oczy, ja niestety też zdążyłam dostrzec odciętą głowę małej dziewczynki od reszty jej ciała. Jedyne, co zdążyłam jescze dostrzec to duży kawał szkła leżący obok głowy. Facet, który mnie niósł automatycznie zasłonił mi ręka oczy i szybko przemknął obok tłumu. Wtedy wszystkie spojrzenia skierowałyśmy się na nas.

Oni już wiedzą...

Ale to się nie liczy. Przyczyniłam się do śmierci wnuczki Rodrica. Równie potężnego i władczego, jak Vincent.

♡H+A?♡ Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz