- Więc jak? - zapytał Daniel z przebiegłym uśmiechem. Niby to był tylko pocałunek ale jednak nie chciałam tego robić.
- Mam być sama w tym szpitalu czy raczycie pozwiedzać ze mną? - odpowiedziałam chłodnym tonem na co na twarzach Maxa i Daniela pojawiły się uśmiechy z ekscytacją.Gdy szliśmy w ciszy oni szli pierwsi rozmawiając ja jako jedna z ostatnich osób. Nie poszliśmy wszyscy. w domku zostali: Alex,Ami,Chris,Nick i Rose więc byliśmy w 5 osób. Ja, Max, Daniel. David i Mia.
Nie mogę powiedzieć że się nie bałam bo bym kłamała. Cholernie bałam się tego co zobaczymy. Miałam chaos we własnych myślach, więc nie zauważyłam jak Max zaczął iść obok mnie i coś gadać.
- Co mówiłeś ? - zapytałam zdezorientowana.
- Głucha jesteś? - zapytał przewracając oczami.
- Po prostu powtórz. - odpowiedziałam starając się nie brzmieć jak zirytowana życiem osoba.
- Mówię że podjęłaś debilną decyzję tak to mogliśmy teraz siedzieć przy ognisku albo spać ale idziemy to jebanego opuszczonego szpitala. - odpowiedział zły.
- Jak coś ci nie pasuje mogłeś zostać w domku - odpowiedziałam nie patrząc na niego
- Victoriaaaaa- usłyszałam głos Davida więc podniosłam wzrok i ujrzałam opuszczony szpital. Wyglądał obskurnie i na opuszczony przez dobrych kilka lat. Wyglądało to jak by miał pleśnieć lecz nie byłam pewna.
- Ustawić ci stoper czy nie chcesz słoneczko ? - zapytał sarkastycznie Daniel.
- Mieliście wejść ze mną! - powiedziałam zdezorientowana.
- Możemy wejść jak zrobisz wyzwanie. - odpowiedział.
Obróciłam się żeby zobaczyć twarze innych. Max jako jedyny patrzył w dół jak by miał coś na sumieniu.
- Okej skoro takie zasady ustalacie..- powiedziałam powoli kierując się w stronę schodów i wejścia. Gdy znalazłam się w środku odpaliłam większą moc w mojej latarce. Recepcja zachodziła pleśnią a w pomieszczeniu wszędzie było pełno szkła, robali, ziemi i... krwi. Nie wiedziałam czy zwiedzać czy zostać tu i odliczać lecz postanowiłam że czas szybciej mi minie gdy będę trochę zwiedzać. Gdy zwiedziałam pomieszczenia na parterze z każdym kolejnym były coraz dziwniejsze. Albo wyglądały jak świeżo ubrudzone, albo były schludne i ładne. Lecz przed ostatni pokój przykuł moją uwagę najbardziej. całe łóżko było we krwi. Świeżej krwi. skąd to wiedziałam ? Plamy były nadal mokre. krew była praktycznie wszędzie co mnie przeraziło. Na podłodze, ścianach i różnego rodzaju szafkach czy półkach. Gdy zaczęłam się wycofywać z pokoju usłyszałam ciche szepty.
- Pomocy... Proszę podejdź tu..- wypowiedział głos.
Głos był słaby nie umiałam rozróżnić do jakiej płci należał, o ile w ogóle należał do człowieka. Ale sparaliżowało mnie to. Nie wiedziałam ile czasu stałam na tym korytarzu przysłuchując się temu wszystkiemu ale z transu obudził mnie dotyk, a mianowicie pociągnięcie za ramię przez co krzyknęłam przerażona. To był Max. Jego twarz była skupiona i skoncentrowana. Ciągnął mnie w stronę wyjścia rozglądając się na boki i nic nie mówiąc. Gdy wyszliśmy na zewnątrz zaczął mówić.- co to do cholery miało być?!- krzyknął ewidentnie zły - nie było cię przez prawie godzinę myśleliśmy że cię coś kurwa nie wiem zjadło czy zabiło czy coś!- krzyknął a ja jedynie na niego patrzyłam. jak przez mgłę słyszałam nadal te same błaganie o pomoc.
- max ktoś tam jest. - odpowiedziałam po chwili
- że co proszę ? - zapytał nadal zły to chyba jeszcze bardziej pogorszyło jego humor
- ktoś prosił o pomoc - dopowiedziałam ciszej spoglądając na szpital
- ja nic nie słyszałem- powiedział chłodnym tonem.
- max ja nie żartuję. - powiedziałam starając się mu wytłumaczyć o co mi chodzi ale coś mi nie pozwalało.
nagle odezwał się daniel
- vic chodźmy do domu.. - wyglądał jak by czegoś się bał. nie było to do niego podobne on się mało czego bał. wszyscy wyglądali na przerażonych.
- co się dzieje ? co się stało ? - zapytałam zdezorientowana
- nie żartuj sobie ze nic nie słyszałaś. - powiedział max skupiony na mnie i co chwilę spoglądając na wejście do szpitala jak by ktoś miał wybiec
- czego nie słyszałam ? - zapytałam
- tego na przykład pierdolonego krzyku ?! który brzmiał jak nie wiem nie ludzki?! - krzyknął a ja byłam jeszcze bardziej zdezorientowana.
krzyk?
kiedy?
nic nie słyszałam.
a może..?
- chodźmy już proszę was pogadacie w domu - powiedziała mia na co max pociągnął mnie za ramię w stronę naszej grupki która zaczęła iść.
jaki krzyk?
to pytanie krążyło mi w głowie.
kiedy dotarliśmy do domku wszyscy udaliśmy się do pokoi lecz ja nie mogłam zasnąć.
po około 2 godzinach bezczynnego leżenia zdecydowałam się iść do kuchni po szklankę wody. gdy dotarłam do kuchni paulo się tam światło.
gdy weszłam do pomieszczenia przy wyspie kuchennej siedział max. siedział nad jakimś notesem. pisał coś.
- co piszesz? - zapytałam cicho
- nie twój interes- odpowiedział chłodno
nastała chwila ciszy.
gdy nalałam wody usiadłam obok maxa starając się przeczytać coś z jego zapisek lecz jego czcionka była nie do rozczytania przeze mnie bez moich okularów.
po chwili ciszy odezwał się.
- mogłaś zginąć..- powiedział cicho
- co?- zapytałam
- ten krzyk dochodził ze środka szpitala gdy go usłyszeliśmy po prostu tam wbiegłem aby sprawdzić czy nic ci nie jest a ty stałaś jak sparaliżowana na korytarzu. myślałem że coś ci się stało.- odpowiedział nie patrząc na mnie.
- czemu wbiegłeś ? mogło ci się coś stać - odpowiedziałam
- bo tobie mogło się coś stać. - odpowiedział nadal chłodnym i nie zbyt przyjaznym tonem.
- max nie rozumiem jaki krzyk ? - zapytałam ponownie
- nie wiem jak ci to wytłumaczyć to po postu brzmiało jak stworzenie nie ludzkie. - odpowiedział patrząc w ścianę.
- słyszałeś te szepty na korytarzu..? - zapytałam a jego głowa się odwróciła w moim kierunku patrząc na mnie jak bym powiedziała mu że święty mikołaj nie istnieje.
- jakie szepty? - zapytał zdezorientowany
- no szepty przy pokoju pełnym krwi..?- nie wiedziałam o co mu chodziło. nie słyszał szeptów?
- victoria stałaś przed pustą ścianą.. nie wiem o czym ty mówisz...- odpowiedział
- co? - nie rozumiałam jak to możliwe
- victoria nic do ciebie nie docierało byłaś jak w jakimś transie. krzyczałem do ciebie cały czas ale usłyszałaś mnie dopiero gdy tobą szarpnąłem. - powiedział skupiony
a do mnie zaczynały dochodzić jego słowa.
krzyk.
szepty.
pokój pełen krwi.
nieludzkie istoty.
coś było ewidentnie nie tak z tym miejscem.
- daniel chciał tam jutro iść za dnia sprawdzić to wszystko całą ekipą - powiedział po chwili ciszy.
- nie. - powiedziałam.
- co ? -
- nie możemy tam wrócić.-
-a to niby czemu? - zapytał zdecydowanie zrezygnowany przez zepsucie planu.
- sam przed chwilą mówiłeś coś o śmierci nie zamierzam uczestniczyć w śmierci moich przyjaciół chcesz to sobie tam idź ale jak mnie nie będzie -
powiedziała po czym wstała i zaczęła się kierować w stronę schodów że szklanka wody patrząc w telefon.
nie chciała żeby tam szli. zwłaszcza po tym co oni słyszeli. i co ona słyszała.***
następnego dnia gdy się obudziła była 9.29.
zeszła na dół gdzie spotkała rose i nicka
- siema- powiedział czerwono włosy z uśmiechem
- cześć - przywitała się siadając w fotelu. gdy spojrzała na przyjaciela coś jej nie pasowało był dziwnie podekscytowany i szczęśliwy a taki był tylko gdy miał zrobić coś nie bezpiecznego albo gdy dostawał niespodziankę.
- nick o co chodzi? - zapytała przecierając ręką oczy. nadal była zmęczona.
- no jak to o co? zwiedzamy dziś ten szpital- to ją wyrwało i ożywiło.
- co? - zapytała. wczoraj wyraziła się jasno co do swojego zdania na ten temat jak widać nikt nie raczył jej posłuchać.
CZYTASZ
Opuszczony Szpital ||M&V||
Teen Fictionmiesiac wakacji w domu w środku lasu nad jeziorem ? dla grupy 10 przyjaciół brzmiało to jak świetny pomysł. mimo sytuacji które się tam wydarzyły i tak starali się uzyskać prawdy która łatwa do zdobycia nie była. ‼️rozdziały wlatują w weekendy/woln...