Rozdział 12

31 7 0
                                    



Priam jak co rano siedział w zbrojowni, czyszcząc swój rynsztunek i ostrząc miecz.

– Dzień dobry – odezwał się do Luna.

Rekrut skłonił się niemrawo. Wyglądał na przygnębionego. Krzątał się po zbrojowni, nieco go tym denerwując, a następnie przyglądał się, jak komendant poleruje kirys. Priam nigdy go nie używał, bo spowalniał ruchy, ale lubił o niego dbać. Chwilę potem Lun przyniósł własne rzeczy i zaczął naśladować Priama. Szło mu to topornie i najwyraźniej nie umiał się skupić.

– Dobrze się czujesz? – spytał Morfens, biorąc do ręki nagolenniki.

– Tak, znakomicie.

– Pewny jesteś? – spojrzał na niego znacząco. – Podczas prezentacji prawie zemdlałeś. Wyglądasz, jakby stratował cię koń.

– Nie – zaprzeczył, ale niepewnie – już mi lepiej. Naprawdę.

Priam zamyślił się. Odpowiedź rekruta zdecydowanie go nie satysfakcjonowała. Nie wyglądał na chorego i choć słońce tamtego dnia świeciło mocno, nie stali na nim dość długo, by zemdleć. Myśli te spowodowały, że zaczął analizować w głowie przebieg uroczystości, aż w końcu natknął się na jeden dziwny element.

– Twoje petardy działają na tej samej zasadzie, co broń na placu. Prawda?

Lun przytaknął niechętnie.

– Tak, podstawą ich działania jest proch, który kupiłem w Eskalder.

– Ale chyba nie to doprowadziło cię do takiego stanu? Chyba że kryje się za tym coś więcej.

Lun odłożył swój kirys i odwrócił się w jego stronę.

– Czy mogę dowódcy zaufać?

Mam go.

– Jeśli dotyczy to spraw prywatnych, będę milczał jak grób.

Chłopak zamilkł, układając sobie w głowie od czego zacząć.

– Ta broń... wiem przez kogo została stworzona.

Priam przerwał ostrzenie miecza i podniósł znacząco brew.

– Nie stworzył jej Semar?

– Nie, to znaczy pewnie nauczył się ją tworzyć i teraz nią handluje, ale nie on ją wymyślił.

– W takim razie kto?

– Mój młodszy brat.

W pomieszczeniu zapanowała kompletna cisza, przerywana tylko od czasu do czasu dźwiękami z placu treningowego.

– Wspominałeś już, że twój brat tworzy takie cuda, ale, czy na pewno...

– Nie mam wątpliwości, że to jego dzieło! – poderwał się. – Wiem też, że nie stworzyłby niczego, co mogłoby stać się machiną wojenną. Te petardy miały służyć do pracy w kopalniach.

Priam podrapał się po głowie i spojrzał na niego z konsternacją.

– W takim razie mamy tu sprzeczność. Gdyż bronie użyte podczas prezentacji na pewno nie były przeznaczone dla górników. Ich celem było kruszenie murów, nie skał.

Lun przytaknął i osunął się bezsilnie na stołek.

– Wiem. Myślę, że został do tego zmuszony.

– Przez kogo?

– Tego nie mogę powiedzieć, ale wiem, że ktoś go wykorzystuje. Chcieliśmy uciec z kraju, ale zostaliśmy rozdzieleni. Nie miałem wyboru i musiałem uciekać. Gdybym został, niechybnie straciłbym głowę. Obiecałem mu jednak, że po niego wrócę. Każdej nocy myślę o tej obietnicy. Wiedza mi nie pomoże. Potrzebuję siły.

Cienie przeszłości /UKOŃCZONE/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz