Rozdział 2

238 8 0
                                    

                                                                    Reagan

 Tego dnia obudziłam się z potwornym bólem głowy. Śnił mi się wysoki czarnooki brunet. Niech go szlak trafi. Wysunęłam się spod kołdry i zeszłam do kuchni zaparzyć herbatę. W salonie napotkałam tatę, który przeglądał coś na telefonie.

-Cześć córeczko jak się spało? - zapytał zerkając na mnie spod telefonu.

-Dobrze, ale strasznie boli mnie głowa. Mamy jakieś tabletki?

-Zobacz w szafce nad zlewem.

Zerknęłam do szafki, której polecił mi tata. Rzeczywiście były tam tabletki, które szukałam. Wzięłam jedną i popiłam wodą. Zalałam gotującą się już wodę do swojego ulubionego kubka i ruszyłam z powrotem do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i przeglądałam instagrama. Zobaczyłam jedną prośbę o obserwowanie. Nie miał żadnych zdjęć ani podanego imienia, dlatego usunęłam zaproszenie.

                                                                                ***

-Kiedy wrócisz? - usłyszałam głos mamy, kiedy zakładałam buty.

-Późno idę na miasto z Verą nie czekaj na mnie! - krzyknęłam i wyszłam z domu.

Pogoda dzisiaj dopisywała. Jako że był październik a słońce świeciło to dobra oznaka. Wsiadłam do auta przyjaciółki. Od razu poczułam perfumy Very- wiśniowo, waniliowe. Uwielbiałam je. Co prawda miałam swoje auto, ale nie korzystałam z niego za często. Tylko w nagłych sytuacjach.

-Długo kazałaś na siebie czekać. - powiedziała, gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi. Owszem byłam spóźnialska, ale bez przesady. Musiałam znaleźć odpowiednie ubrania. Miałam taki burdel w szafie, a żeby coś znaleźć potrzebowałam czasu. Postawiłam dzisiaj na czarne leginsy i dużą, szarą bluzę z kapturem.

-Wyluzuj to tylko 10minut.

Nie odezwała się już ani słowem tylko ruszyła w centrum miasta. Po drodze zajechałyśmy do sturbucksa. Dużo rozmawiałyśmy i śmiałyśmy.  Kilka razy padł temat moich wyścigów, o tym wiedziała tylko ona nikt więcej. Zawsze na wyścigach dbałam o to, żeby nikt mnie nie rozpoznał. Po trzydziestu minutach jazdy dotarłyśmy do centrum handlowego. Vera była uzależniona od zakupów i zazwyczaj spędzała tam połowę dnia.

-Po co tutaj przyjechałyśmy? - zapytałam.

-Potrzebuje sukienki. Idę na randkę. - odparła, jak gdyby nic.

-Nic mi nie powiedziałaś! - krzyknęłam. Zawsze byłam wtajemniczana w takie tematy. Nie wiem co się zmieniło.

-Nie było okazji. - wzruszyła ramionami. - Chodź.

Weszłyśmy do pierwszego sklepu. Nie zdziwiło mnie to, że spędziłyśmy tam dwadzieścia minut, a ona nadal nic nie wybrała. Drugi sklep był już strzałem w dziesiątkę. Wybrała czarną klasyczną sukienkę. Była dość krótka, sięgała jej do połowy uda. Wyglądała obłędnie.

-Z kim ty na tą randkę idziesz? - przerwałam ciszę, która trwała od jakiś kilku minut.

-Z Carterem.

-Wilsonem?! - zatkało mnie. Tego się nie spodziewałam. Carter był to dość bogaty dzieciak pochodzący z dobrego domu. Zawsze wyglądał dobrze, jedyny problem był w nim taki, że zmieniał dziewczyny jak rękawiczki. Nie chciałam, żeby moja najlepsza przyjaciółka cierpiała przez tego dupka.

-Ciszej. Tak właśnie z nim. - przewróciła oczami.

Po skończonych zakupach wybrałyśmy się do McDonalda po pyszną kawę. Dzień bez kawy to dzień stracony. Zdecydowanie za dużo piłam kofeiny. Odebrałam swoje zamówienie i ruszyłyśmy w stronę auta. Delektowałam się napojem, gdy nagle poczułam, jak zderzam się z czym twardym. Uniosłam głowę i napotkałam parę czarnych tęczówek. Dokładnie te same które widziałam na wyścigu. Ten dzień nie mógł być już gorszy.

-Jak chodzisz kretynie?! - wydarłam się.

-Jak ja chodzę? To ty nie patrzysz pod nogi.

-Prześladujesz mnie? - zapytałam. To już nasze drugie spotkanie. Nie wierzyłam, że mogłoby być one przypadkowe. Nie wierze w żadne przypadki.

-Uwierz mam lepsze rzeczy do roboty niż prześladywanie jakieś nudnej licealistki. - uśmiechnął się, a ja zauważyłam w jego policzkach dołeczki.

-Słuchaj zadufany w siebie dupku. Zejdź mi z drogi i trzymaj się z dala ode mnie! - krzyknęłam. Nie umknęło to uwadze jakieś starszej pani, która krzywo na mnie spojrzała.

-Kocica pokazuje pazurki. Do zobaczenia na wyścigu. - O dziwo zszedł mi z drogi i ruszył w przeciwną stronę. Jak dobrze, że nie musiałam go już oglądać. Wyścig miał się odbyć za niecałe dwa tygodnie, mam nadzieję, że to ostatni raz, kiedy go zobaczyłam.

W drodze powrotnej miałam przesłuchanie na temat tego tajemnicznego bruneta. Tak naprawdę nic o nim nie wiedziałam. Nie znałam nawet imienia. Za to on moje znał. Łatwo było zdobyć o mnie różne informacje. Jako córka szanowanego burmistrza często pojawiałam się wraz z ojcem na spotkaniach miasta. W telewizji również się przejawiałam i to nie raz.

                                                                                           ***

Do domu wróciłam około północy. Rodziców nie było w domu tak jak i mojej siostry. Wzięłam szybki prysznic i od razu udałam się do łóżka. Sięgnęłam po swojego Iphona i ujrzałam dwie wiadomości od nieznanego mi numeru.

Numer nieznany

Ubrudziłaś mi koszulę. Nie dostałem nawet przeprosin.

O kurwa. To on. Skąd on miał do cholery mój numer. Od razu zerknęłam na kolejną wiadomość.

Numer nieznany

Uwielbiam smak zemsty.

Byłam skończona. Nie pamiętam momentu, kiedy ubrudziłam go kawą. To musiało być przypadkiem. Szybko wystukałam wiadomość zwrotną.

Do numer nieznany

Skąd masz mój numer? A co do koszuli to musiało być przypadkowo. Trzeba było patrzeć na drogę. A jak nie widzisz trzeba było zapisać się do okulisty.

Nie dostałam już żadnej wiadomości. Zasnęłam z pytaniem w głowie jak on zdobył mój numer? 

Honest TruthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz