Rozdział 4

213 7 0
                                    

                                                                                  Xavier

Kurewsko nudziła mnie już ta impreza. Jakbym nie miał nic lepszego do roboty. Miałem mieć zaniedługo wyścig dość ważny. Walczyłem o miano króla. Przyszedłem tutaj ze wzglądu na Cartera mojego dobrego kumpla. Poznaliśmy się na jakieś imprezie zaoferowałem mu towar. Od tamtej pory trzymamy się razem.

-Xavier mam coś mocnego dawaj do nas! - krzyknął do mnie Carter wchodząc po schodach.

Wstałem z fotela i ruszyłem na górę. Miałem nie brać tego gówna, ale za każdym razem kończyło się tak samo. W pokoju było sporo osób.

-Co masz? - zapytałem przenosząc wzrok na woreczek, który wyciągnął z kieszeni.

-Sam spróbuj.

Chłopak wyciągnął kartę i oddzielił zawartość na kilka kresek. Wciągnąłem jedną. Nie mylił się, rzeczywiście dobry towar.

-Nieźle. - odparłem.

Posiedziałam jeszcze kilka minut i wróciłem do salonu. Przed tym wstąpiłem na zewnątrz zajarać zioło. Wtedy ujrzałem ją. Cholernie dobrze wyglądała w tej sukience. Siedziała na kanapie rozmawiając z jakimś lamusem. Wkurwił mnie ten widok. A ja stałem z jakąś pierwszą lepszą laską. Wtedy Reagan spojrzała na mnie a ja odwróciłem wzrok. Widziałem kątem oka jak gość ,z którym kilka minut temu siedziała poszedł. Ruszyłem w jej kierunku.

-Reagan. - zagadnąłem.

-We własnej osobie. - milutka jak zawsze. Usiadłem obok niej. Pachniała konwaliami i alkoholem. Była pijana.

-Co tu robisz?

-Siedzę nie widać? - wkurwiała mnie niemiłosiernie. Taka młoda a pyskata. Postanowiłem ją jeszcze trochę powkurwiać. Dobrze się patrzyło jak się wkurzała. Była sto razy słodsza.

Nasza rozmowa zakończyła się na moim pytaniu o wyścig. Wyszła z salonu udając się w stronę kuchni. Jeszcze kilka drinów i będzie leżeć z pierwszym lepszym typem w łóżku. Oglądałem jak dokładnie pije alkohol, nieco się skrzywiła co mnie rozbawiło. Potem następny i następny. Zmarszczyłem widząc jak podchodzi do niej mężczyzna o kilkanaście lat starszy. Coś mówił, ale byłem za daleko, żeby usłyszeć co. Moja irytacja wzrosła, kiedy ten oblech położył swoje łapska na ciało Reagan. Wstałem i od razu ruszyłem w tamtym kierunku. W połowie dziewczyna wyjebała mu w ryj. Poważnie. Stanąłem obok niej i odepchnąłem go od dziewczyny. A następnie ją pocałowałem na oczach wszystkich.To było jedyne rozwiązanie,aby tamten skurwysyn się odsunął.

-Wszystko dobrze kochanie?-spytałem patrząc na brunetki.Wyglądała na nieco zaskoczoną moim zachowaniem.

-Jeszcze się zobaczymy! - krzyknął i wyszedł. Twoje niedoczekanie skurwielu.

-Jasne wszystko okej.- uśmiechnęła się. Kłamała. - Dziękuję - odwzajemniłem uśmiech, ale mój nie był udawany. Szedłem w stronę wyjścia jednak zatrzymał mnie jej głos. -Pomogłeś mi może zdradź mi swe imię co?

- Xavier. Mam na imię Xavier i nie dziękuj.

Nie lubiłem, gdy ktoś mi dziękował za coś do zrobiłby każdy normalny facet. Stanąłem w jej obronie, to normalne. Zmniejszyła dzielący nas dystans położyła dłonie na moich policzkach i wpiła się w moje usta. Po chwili odwzajemniłem pocałunek. Całowała kurewsko dobrze, mógłbym to robić całe życie. Oderwała się odemnie pozostawiając chłód.

-Przepraszam. - powiedziała i spuściła ze mnie wzrok.

Moje kąciki drgnęły ku górze. Złożyłem na jej ustach szybki pocałunek i wyszedłem z domu.

Honest TruthOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz