Rozdział 4

20 4 0
                                    

W końcu ich oczom ukazała się Strehroo – planeta z tej odległości przypominająca soczystozieloną kulę poprzetykaną plamami błękitu. Już wtedy Thornowi przeszło przez myśl, że to miejsce wyglądało na po prostu wspaniałe. Westchnął, podchodząc parę kroków ku iluminatorowi i wyciągnął przed siebie dłoń, zatrzymując ją kilka centymetrów przed szybą. 

Z każdą sekundą zbliżali się do celu. Zieleń zaczynała przyjmować kształt przywodzący na myśl puch czy watę, będący koronami miliardów drzew. Dało się też dostrzec ślady miast. Kilka kontrolek rozbłysło. Gwiezdny Pył wchodził w atmosferę planety. Derla sięgnęła do komunikatora, by podać dane do autoryzacji lądowania w prywatnym porcie zamku. Wysłała je do robota nadzorującego ruch kosmiczny w tej przestrzeni. Poczekali kilka sekund na odpowiedź zwrotną, a kiedy usłyszeli znajomą regułkę kończącą się zdaniem: „pozwolenie na lądowanie udzielone, przydzielony dok 15a”, frachtowiec powoli ruszył przez atmosferę planety. Wkrótce oczom załogi ukazały się piękne, rozciągające się przez wiele kilometrów, zielone doliny, dachy barwnych kamieniczek i inspirowanych ilustracjami fantasy domków, a także, co najważniejsze, sama siedziba księżnej. 

Był to dosłownie pałac, duży, pokryty bielą budynek o kilku piętrach i trzech potężnych skrzydłach tworzących razem kształt podkowy, w której środku krył się pokryty płytami dziedziniec z ociekającym kwieciem klombem na środku i kilkoma obsypanymi różowymi pączkami drzewami z boku, tworzącymi coś na kształt kręgów. Budowla miała chyba ze trzy piętra – z tej odległości Thorn nie mógł tego ocenić, ale widział zarys ciemnych okien i wieńczących budynek, osłaniających dach attyk, których reliefów z góry nie dało się rozpoznać.

Z tyłu, jakieś dwieście metrów od pałacu mieściło się prywatne lądowisko. Kapitanka Reid skierowała Gwiezdny Pył do podanego miejsca i powoli, starannie osadziła na nim statek tak, by nawet milimetr nie wychodził poza wyznaczające dok linie.

Ledwo frachtowiec osiadł na wysuniętych z jego spodu kołach, zablokowanych w bezruchu, wszyscy wstali ze swoich miejsc.

— Dobra, oddajemy stwora, bierzemy kasę i zwijamy się stąd — orzekła Liesle, która chyba świadoma była, że inaczej wpadną w jakieś kłopoty.

— Cooo? — jęknęła Morana, jęcząc ostentacyjnie. — Może przynajmniej dzień na zwiedzanie sobie zrobimy? Zapasy uzupełnimy? — Zrobiła oczy szczeniaka, patrząc na szefową błagalnie. Thorn zresztą zaraz do niej dołączył. Bardzo chciał obejrzeć tę planetę, przynajmniej fragment jej stolicy, tak innej od tego, do czego się przyzwyczaił. Klimat Strehroo zdawał mu się dosłownie magiczny. 

Spiczaste uszy oficerki Seymour zadrżały lekko, gdy spojrzała na kapitankę, unosząc brwi.

Reid nie wytrzymała i westchnęła ostentacyjnie, wznosząc oczy ku sufitowi kokpitu.

— Jeden dzień — rzuciła i wyszła z pomieszczenia, by znaleźć Gerrę i przy okazji gęś. 

— Yeah! — Morana machnęła ręką z geście zwycięstwa, uśmiechnąwszy się szeroko do Thorna. Ten zaśmiał się cicho i wraz z pozostałymi opuścił kokpit.

Zauważył, że jego mentorka ostrożnie oddała ptaka kapitance, która odebrała go i z wielkim skupieniem poniosła ku wyjściu. Wcisnęła przycisk otwierania drzwi. Wrota frachtowca z sykiem zaczęły się powoli otwierać, a do uszu młodszego mechanika doszedł odgłos rozciągającej się rampy. 

Drzwi rozchyliły się tylko po to, by kapitanka cofnęła się o krok, zobaczywszy przed sobą zdyszanego generała Hawkinga. Mężczyzna bez słowa wyrwał jej gęś z rąk i prędko podał jednemu ze swoich asystentów.

— Dzięki — rzucił szybko i wykonał kilka kliknięć na swoim tablecie. — Zapłata poszła na konto — poinformował, pokazując kobiecie wykonany przelew. Przeczesał szybko palcami poprzetykane siwizną, czarne włosy. A potem odwrócił się na pięcie wraz z resztą praktycznie zbiegł z rampy. 

Zlecenie „Strehroo"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz