Rozdział 2.

126 4 0
                                    

Amaya

Nie byłam zachwycona przed wyjazdem, jak i po wyjeździe. Już nienawidzę Felixa. Jego zachowanie jest obrzydliwe.

Pochodzę z bogatej rodziny jak on, czyli oboje jesteśmy rozpieszczony mi dzieciakami, ale różnica między nami jest taka, że ja umiem dobierać słowa, a on wręcz przeciwnie.

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.- powiedziałam.

- Cóż, ja z tobą też, kwiatuszku.- idiota.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Bo c...- nie dokończył, ponieważ usłyszeliśmy kroki. Obróciliśmy głowy w kierunku schodów, a z nich schodzili nasi rodzice. Uratowali mnie.

- Więc Felix, byłbyś tak dobry i oprowadził byś Amaye po domu?- odezwał się  Mark, gdy on i matka stanęli przed nami szczęśliwi.

Felix chciał już coś mówić, ale pierwsza zabrałam głos.

- Później sama się oprowadzę. Wystarczy, żebyście powiedzieli gdzie znajduje się mój pokój.- chciałam jak najszybciej znaleźć się z dala od kogokolwiek.

- Więc on jes...

- Na dworzu pod schodami.- przerwał Markowi Felix.- Gdy będzie noc mogę przynieść ci nawet lampeczki... Tylko powiedz białe czy różowe? O!... Są jeszcze niebieskie!- spojrzałam na niego wkurwionym wzrokiem, za to on szczerzył się jak głupi. Potem popatrzyłam na Marka, który wyglądał jakby miał zaraz eksplodować. Nie dziwie mu  się.

Moja mama była rozbawiona, ale jednocześnie zdziwiona słowami Felixa.

- A gdzie jest tak naprawdę?- spytałam po chwili ciszy.

- No przecież powiedziałem!- okrzyknął aktorsko oburzony brunet. Przewróciłam oczami. Nie sądziłam, że na pierwszym spotkaniu można kogoś tak znienawidzić, a będę z nim żyć prawdopodobnie do końca mojego żywotu.

- Amaya...- Mark posłała mi przepraszające spojrzenie, a potem mówił dalej.- Na górze po lewo na końcu korytarza jest twój pokój. Tylko się nie zgub dobrze?- pokiwałam głową.- A ty, kochanie idź do naszej sypialni  i spróbuj się rozgościć.- pokazał ręką, abyśmy już poszły, co zrobiłam niemal od razu.

Moja matka w pośpiechu weszła po schodach i znalazła się na piętrze, ale ja gdy byłam w ich połowie usłyszałam odgłos Marka.

- Mówiłem ci żebyś się ogarnął, do cholery!- krzyknął, ale nie za głośno. I tak usłyszałam.

- Nie chce ich tutaj, a szczególnie tej Amayi.- rzekł Felix. Nie zrobiło mi się przykro, bo sama nie chciałam tu być.

- Ja mam to w dupie. Musisz ją zaakceptować. Zresztą za niedługo będziecie rodzeństwem.

- Przyrodnim!- fakt.

- Ale rodzeństwem i mam nadzieję, że będziesz traktował ją jak swoją siostrę.

- Oh, rozumiem, czyli mam ją straszyć i bić?- zapytał, udając głupiego.

- Nie! Proszę cię tylko o to, żebyś jej nie robił na złość. Po prostu dogadacie się. Wiem, że to dla ciebie trudne, jak wszystko, oczywiście, ale tą jedną rzecz nie spieprz.- dalej nie wiedziałam co mówili, ponieważ weszłam na górę i ruszyłam do swojego pokoju.

Trafiłam od razu, droga była krótka. Otworzyłam drzwi, a potem ujrzałam wielki pokój w odcieniach bieli i różu. Stanęłam na jego środku, a walizki położyłam na podłogę obok. Zamknęłam drewniane, obszerne drzwi, tak żeby nikt nie wszedł.
Okręciłam się wokół własnej osi.

Forbbiden LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz