rozdział 3

251 5 0
                                    

-nie wieżę ci do końca Tony ale niech ci będzie. Masz 15 minut byś odniusł go do strzelnicy-w duchu ucieszyłem się , że jednak uwieżył. Ale też nie cieszył mnie fakt ,że mam odnieść ten pistolet i potem sie fatygowac by po niego wrócić na wieczór ponieważ dostałem wezwanie dosłownie jak Vince napisał do mnie ,że mam do niego przyjść. Vincent zrobił mi jeszcze piętnasto minutowy wykład a potem puścił mnie wolno.

Jak szedłem do swojego pokoju by ponownie zamknąć sie w nim na cały dzień , nie wiem czemu zerknełem na pokój Hallie , dzwi były otwarte na oscierz. Zdziwilem sie trochę bo ona nie zostawia otwartych dzwi wychodząc . Wszedłem do jej pokoju sprawdzić czy ona tam jest ale zauważyłem cos niepokojącego.
Po pierwsze był straszny bałagan u niej ,krzesło na podłodze i jej nie było .. Wyszedłem z pokoju i zaczelem jej szukać w domu ale jej nie było. Jej porshe (nie Jedzcie mnie nie wiem jak sie to pisze) stało na miejscu co świadczyło ze nigdzie nie pojechała.
Zadzwoniłem do Willa .
-halo?-odezwał się w słuchawce Will
- Will , Hallie gdzieś poszła z kimś?-spytałem się go
-nie , powinna być w domu-odpowiedział  trochę z zdenerwowaniem mój brat
- Bo wlasnie jej szukam i jej nigdzie nie ma...- powiedziałem trochę zaniepokojony
-jak to jej nie ma?!- will w tym momencie sie rozłaczył i prawdopodobnie też zaczął jej szukać.
Wróciłem do domu i poszedłem szukać najmilszego brata.Ewidętnie się zmartwił ponieważ on jej pilnuje jak oka w głowie. Chwile potem znalazłem go w zakazanym korytażu .
-Idź powiedz o zniknięciu Hallie Vincentowi a potem reszcie.-pokiwałem głową w odpowiedzi i szybko poszedłem do biura Vincenta.

Weszlem bez pytania ponieważ to była naprawdę ważna sprawa. Zdażyłem zauważyć ,że Vince miał wtedy gościa ale nie obchodziło mnie to.
-tony czy coś sie stało?-spytał chłodno Vince
-nie ma Hallie w domu..Podobno nie wychodziła nigdzie.-odpowiedziałem mu szybko .
-Dobrze za sekundę sie tym zajmę , idź poinformuj resztę- podowiedział i zerkał na swojego ochroniaża.

Poszukiwania zajęły cały dzień a mi sie przypomniało ,że mam wezwanie za około 15 minut.Szybko poszedłem sie przebrać i schowałem pistolet do kurtki. Jak wychodzilem akurat złapał mnie Dylan.
-A ty gdzie sie wybierasz?-spytał
-ide szukać Hallie na zewnątrz - odparlem
-nie pozwalali nam wyjść jej szukać-powiedział sucho.
-Vinent mi pozwolił-odpowiedziałem byle jak
-na nic cie nie- nie dokończył bo wyszedłem z domu. Pospiesznie wsiadlem na motor i szybko jechałem na miejsce bo zostało mi 5 minut a do przejechania miałem kilometr.Na moje szczęście a ofiary nieszczęście dojechalem przed czasem. Nie wiedziałem kogo mam zabić ponieważ zgłoszenie było anonimowe. Założyłem kaptur i weszlem do budynku na opuszczonej dzielnicy tam gdzie miałem zgłoszenie .Weszłem do środka i nie widziałem ofiary ponieważ było tam ciemno  ale widziałem po konturach
Że to była dziewczyna , na oko 15 lat.
Gdy zapalilem lekkie światło zamarłem..
Osobą którą miałem zastrzelić była Hallie we własej osobie.. Płakała bo sie bała, była związana ponieważ zapewne się wyrywała..na mój szczęscie nie zauważyła ze to ja..
Pospiesznie wyszedłem z budynku i zadzwoniłem do barci ,że znalazłem Hallie .pozbylem sie bluzy która była jedną z bardziej charakterystycznych ubrań oto mnie. Wiedziałem, że bylem poszukiwany wiec wolałem pozbyć się dowodów.

Chwile po tym zjawili sie bracia
Wszedłem do środka juz żeby ona rozpoznała mnie ,że to ja jako jej brat , a nie morderca . Odwiązalem ją ale cały czas próbowałem sie zachowywać jakbym jej nie widział tu wcześniej . Ona niespodziewanie przytuliła sie do mnie i zaczęła płakać mi w koszulkę. Nie było to dla mnie jakies świetne ale ona by sie poprostu wypłakała . Oderwała sie dopiero gdy przyszedł do powieszczenia Will i rzuciła mu sie tym razem na szyję.
Shane podszedł do mnie i zaczął sie o coś wypytywac , lecz do mnie zadzwonił telefon wyszedłem z budynku by odebrać i oddaliłem sie tak by żaden z braci mnie nie usłyszał.
-Miałeś ją zabić-odezwał sie glos w słuchawce
-nie będę zabijał własnej siostry oszalałes?-zdenerwowany zaczelem dk niego mówić.
-jeszcze niedawno mowiłeś ze „ dla mnie to nie siostra tylko jakąś obca dziewczyna”- skrzywilem sie na własne słowa ale była to prawda
-dobra za to 40 000 dolarów - powiedział stanowczo
-30 000 dolarów-sprzeczalem sie
-50 000 dolarów-zaczął znowu
-38 000dolarów- to była moja ostateczna kwota
-niech ci będzie , na jutro tam gdzie zawsze o 24 -przyznał
A ja sie rozłaczylem.
Wzięliśmy hallie i pojechaliśmy do domu.

---------------------------------------------------------

Ocenka?
Pomysły?

725 słów.

(Będą czasem krótsze czasem dłuższe jak ta ale dłuższe postaram sie pisać e weekendy💗)

Tony Monet• I Jego ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz