Rozdział III

55 4 0
                                    

Dni przerwy świątecznej uporczywie szybko mijały. Draco myślał, że te dwa tygodnie bez przyjaciół, a za to
z Potterem brzęczącym przy uchu  będą lecieć jak krew z nosa.

Mylił się, teraz to właściwie nie chciał aby uczniowie powrócili do szkoły, a Harry znów wrócił do swojego gryfońskiego towarzystwa. Nawet nie chciał się pozytywnie nastawiać, że jak tylko Granger i Weasley wrócą do szkoły, Potter nawet na niego nie spojrzy.

Ta myśl przeszywała go niewyjaśnionym smutkiem. Tak jakby stracił coś co nie powinno mu być dane.

Dzisiaj z Potterem szli na błonia rozmawiając ze sobą. Harry opowiadał
o niektórych mugolskich dziwactwach,
a Draco, ku zdziwieniu tego pierwszego, słuchał nawet nie próbując wyzywać nikogo od szlam. Nie przewracał też oczami, a nawet dodawał coś od siebie.

Zapytał raz: Czy to prawda, że mugole są dalej wrogo nastawieni do magii. Harry mu odpowiedział, że nieliczni nie przepadają za magią, ale większość wręcz marzy o przeżyciu magicznej przygody żywcem wyciągniętej
z Disneya. Malfoy na to zapytał: Co to do jasnej cholery jest Disney? Na to Potter zaśmiał się lekko i znowu zaczął opowiadać jak ze swojej komórki podsłuchiwał bajki lecące w telewizorze lub smażąc boczek na patelni wyobrażał sobie, że pojawi się dobra wróżka, machnie różdżką i wszyscy Dursleyowie wylecą przez okno na ulicę. Dodał też, że raz naprawdę ciotka Marge napompowała się i wyleciała. Na to
z kolei zaśmiał się Draco, który od dzieciństwa uczył się panować nad magią. Raz udało mu się przez przypadek zmienić Pansy kolor włosów na czerwony gdy się na nią zdenerwował.

Ta droga minęła im pogodnie, nawet mimo minusowej temperatury
i zachmurzenia, które zwiastowało kolejne opady śniegu.

Draco spojrzał na twarz Pottera pokrytą rumieńcem przez mróz i poczuł jak sam zaczyna wyglądać jak dojrzały pomidor. Czerwień na policzkach Harry'ego zdawała się dodawać mu uroku
i uwydatniać jego kształt twarzy oraz samą jego urodę. W opinii Malfoya, był niewątpliwie śliczny, szczególnie roześmiany, roztaczał wokół siebie ciepłą aurę przebijającą serca i ciężkie maski.

On sam zazwyczaj trzymał się od ludzi na dystans tylko przelotnie się uśmiechając oraz parskając gdy coś go rozśmieszy, dlatego tak przyjemnie obserwowało mu się uśmiech chłopaka, którego darzył tak niesamowitym uczuciem.

Dotarli na błonia i chwilę, w ciszy, obserwowali zamarznięte jezioro. Potem to już Harry wrzucił ślizgonowi śnieg za kaptur, a ten się odwdzięczył i rzucił go śnieżką prosto w twarz. W tej chwili oboje wiedzieli, że wojna właśnie się rozpoczęła.

Wpychali się do zasp, rzucali śniegiem,
a potem nawet używali magii, żeby śniegu na przeciwnika spadło więcej. Na koniec Potter rzucił Expelliarmus na drzewo, a jego gałęzie zatrzęsły się. Po jakiś pięciu sekundach byli po pas
w śniego:

- Gratuluje pomysłowości, Potter - powiedział Malfoy próbując wygramolić się ze śniegu - Znowu będziemy myć korytarze.

- Czy to naprawdę tak źle?

- Tak, wolałbym rozmawiać z tobą grzejąc się przy kominku niż myć zimną podłogę w zimnym korytarzu. - wypomniał ze zmarszczonymi brwiami

- Racja…

Gdy udało im się wyjść ze śniegu ruszyli do szkoły, a przed wejściem stał, tak jakby czekając na nich, Snape, który miał na sobie coś co można określić prawie uśmiechem i to nie zwykłym, ale dość sadystycznym.

Będziemy szorować korytarze, pomyślał Draco zawiedziony, a Harry tak jakby słysząc jego myśli, wzruszył ramionami nic sobie nie robiąc z podejrzanie szczęśliwie wyglądającego Snape'a:

Winter with you// drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz