Rozdział IV

59 6 1
                                    

Dzisiaj był Sylwester. Draco tak samo jak świętami nigdy nie przejmował się jakoś bardzo i tym świętem. Jedyny powód czemu pamiętał w ogóle, że ten dzień znaczy coś więcej niż koniec starego roku, to było trąbienie Pottera o nim odkąd 25 grudnia dobiegł końca. Dzisiaj zdawałoby się, że wybuchnie ze szczęścia.

Harry lanował jakich zaklęć użyje
o północy, żeby uczcić nowy rok, co założy i kiedy otworzy szampana, którego kupił przy okazji swojej tajnej wizyty w Hogsmeade, wczoraj. Miał plan związany z pewną sylwestrową tradycją.

Draco Malfoy przejął cały jego umysł,
a to dla niego coś znaczyło. Nie miał problemu do samego siebie, że Draco to chłopak, już wcześniej coś do niego czuł, ale aż do tego nieszczęsnego wypadku nie wiedział co to konkretnie może być.

Zawsze spychał to na obsesję, bo wiedział, że ojciec chłopaka to śmierciożerca i myślał, że normalne jest to jak dużo myśli o Draconie. Teraz wiedział, że to nie musiało wcale być tym spowodowane.

Wymyślił, że zabierze Dracona na wieżę astronomiczną pod pretekstem, że to właśnie z niej najlepiej będzie widać fajerwerki. Otworzy szampana
i porozmawiają chwilę. Potem gdy wybije północ powie: By tradycji stała się zadość i lekko go pocałuje. Jeśli dobrze pójdzie, wyzna mu swoje uczucia, jeśli źle, zwali to na tradycje lub na drugi dzień postara mu się wmówić, że to efekt upicia się szampanem.

Co mogłoby pójść źle?

Właściwie to wszystko.

Najbardziej bał się, że Voldemort namiesza mu w tym planie. Jego oklumencja nie była najlepsza, ale zazwyczaj działała. Tylko jeśli wybuchnie w nim za dużo emocji, jego czujność może się osłabić, a oklumencja stanie się za słaba by go chronić i tego się obawiał.

Ubrał na siebie jakiś sweter we wzorki i jeansy. Pobiegł do lochów i gdy zobaczył Dracona zaczął:

- Chcesz przyjść do mnie na sylwestra? - zapytał patrząc za niego. Był pewien, że gdy spojrzy w jego przenikliwe oczy, zaczerwieni się, a Malfoy odkryje wszystkie jego sekrety, włącznie z tym, który miał zostać ujawniony dopiero
o północy, lub który będzie męczył go do końca jego dni.

Już za trzy dni do zamku wrócą Ron, Hermiona i Ginny, która będzie walczyć o jego względy niczym lwica. Może stłumi to uczucie skierowane dla ślizgona i odda się zwykłemu życiu z najmłodszą z Weasleyów.

Może jeśli tego nie zrobi, nie powie nic, ich ścieżki rozstąpią się od siebie, a oni sami będą epizodycznie rozmawiać,
a może walczyć, po dwóch przeciwnych stronach tej wojny.

- Głupie pytanie, Potter. - zaśmiał się,
a mina Harry'ego na chwilę spoważniała - Z góry zakładałem, że się urwiemy
z nudnej imprezy Dumbledore'a.

- No w sumie racja - uśmiechnął się znów - To przyjdź do mnie coś koło 19.

- A wcześniej nie będziemy gadać? Zostały nam jeszcze 4 godziny - uniósł brwi, a Wybraniec się speszył - Chyba, że oczekujesz, że za ten czas mam się zrobić na bóstwo i przyjść odstawiony jak na jeden z bankietów w domu - zaśmiali się po czym dodał - No to do zobaczenia, o dziewiętnastej. - wszedł dalej do pokoju wspólnego, a za chwilę wejście się zamknęło.

Harry z głową gdzieś daleko nad ziemią poszedł z powrotem do wieży. Myślał
o tym jak będzie to wyglądać. Na razie starał się nie dopuszczać do siebie żadnych negatywnych wizji i skupił się na celu. Uda mu się, pocałuje go
i wszystko będzie w porządku, a gdy skończy się wojna, będą żyć normalnym, szczęśliwym życiem. Taką przynajmniej miał nadzieję.

Winter with you// drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz