Prolog

85 5 27
                                    

Mieszkał w biednej części Lafayette. Był chudy, mały, a jego włosy miały kolor miedzianych drutów. Jego bladą twarz nieraz pokrył jakiś siniak, bądź inna rana. Dla młodego Jeffreya dziwne było to, jak często chłopak "spadał ze schodów", a dla innych to sam rudzielec był dziwny. Unikał zawsze kontaktu wzrokowego i był wyjątkowo zamknięty w sobie. Zwykle dość impulsywnie reagował na różne rzeczy i kilka razy zdarzyło mu się przywalić komuś w twarz. Sam Jeff wpadł na niego, gdy on uciekał przed całą grupką wkurzonych nauczycieli. Jeffa ciekawiło, co takiego chłopak zrobił, zapewne coś głupiego, bo Isbell miał wrażenie, że czuje jak bije od tego chłopaka rozbawienie.

Poznał bliżej Billa Baileya kilka tygodni później i to tylko dlatego, że dowiedział się, że Billy słucha Eltona, a rozmawianie o muzyce było z pewnością ciekawsze, niż gapienie się w sufit podczas zastępstwa z matmy.

I tak to się jakoś zaczęło.

Teraz ten sam William Bailey nosił imię Axl Rose. Jego włosy wciąż były rude, jednak dłuższe niż kiedyś. Jego oczy wciąż tak samo piękne i wciąż spokojniejsze, niż był sam Axl. Pokiereszowana dusza wewnątrz tego trochę mniej pokiereszowanego (przynajmniej teraz) ciała ta sama, choć nie do końca.

- Stephen by mnie zabił, gdyby mnie takiego zobaczył - powiedział mu kiedyś.

To było przed jednym z koncertów. Axl miał akurat dobry humor. Chociaż i tak Izzy czuł stres kolegi. Rose jednak starał się nie pokazywać przy reszcie zespołu tego, że się stresuje.

Miał na sobie obcisłe skórzane spodnie, kowbojki, a jego włosy były rozkopane we wszystkie strony. Cóż tu można powiedzieć? Miał rację w tym, że Stephen by go zabił, ale Izzy nie rozumiał czemu Axl się akurat teraz przejmuje swoim ojczymem.

W oczach Izzy'ego Axl wyglądał jak... Cholera, Izzy nie potrafił nawet opisać tego słowami. Nazwanie go ideałem byłoby zbyt uwłaczające.

Izzy nie uważał, że był w nim zakochany pomimo, że był od niego uzależniony bardziej, niż od heroiny. Axl był jego najlepszym przyjacielem i niczym więcej! Widział wady rudzielca, wiedział o nim wszystko. Wiedział nawet o tych najbardziej obrzydliwych sekretach chłopaka, a mimo to był w nim zakochany... Znaczy nie! Nie był! To była relacja czysto przyjacielska. Po prostu Izzy miał czasem ochotę złapać go za policzki i pocałować, albo był trochę zazdrosny o każdą groupie, z którą Axl znikał w łazience. Czasami też gapił się na niego na próbach, bo według Izzy'ego wtedy Rose wyglądał jak ósmy cud świata. Czasami, gdy rudzielec coś do niego mówił, nie ważne, czy narzekał na któregoś z chłopaków, czy mówił o nowej płycie jakiegoś zespołu, Izzy czuł się, jak nastolatka rozmawiającą z chłopakiem, który jej się podoba.

- To jest czysto przyjacielskie - powtarzał sobie, choć sam już w to średnio wierzył.

Pewnego dnia jednak, jego zdanie się zmieniło i było to spowodowane przez osobę, po której Izzy nigdy by się tego nie spodziewał.

Izzy siedział na kanapie w klubie, która nie była w najlepszym stanie, ale tym samym wpasowywała się w resztę otoczenia. Zauważył w tłumie rude włosy, wiedział do kogo należały. Odwrócił wzrok dopiero, gdy Axl zamknął za sobą drzwi do łazienki. Oczywiście, że nie wszedł tam sam, tylko była z nim jakaś dziewczyna. Izzy spojrzał wgłąb swojej szklanki i zamyślił się. Myślał o... W zasadzie, o czym? Z zamyślenia wyrwał go głos Slasha mówiący:

- Ej, co ty taki smętny siedzisz?

Nie otrzymał odpowiedzi, więc sprzedał Stradlinowi kuksańca w bok.

- Czego? - Izzy mruknął podnosząc głowę.

- Wyglądasz, jakby borsuk ci matkę wyruchał.

- Co kurwa? - zapytał w myślach. Popatrzył na niego zmieszanym wzrokiem. - Co?

- Co cię dręczy, stary? - W końcu powiedział coś w miarę normalnego, ale od kiedy Hudson robił za psychologa?

- Nic.

- Jesteś zazdrosny o Axla, czy jaki chuj?

Izzy musiał przetworzyć to co usłyszał, zanim odpowiedział:

- Co ci strzeliło do głowy?!

- Gapisz się na niego jak latarnia na dziwkę.

- Jak dziwka na latarnie, jak już - Izzy wymamrotał. - To mój najlepszy przyjaciel, co jest według ciebie dziwnego w tym, że się na niego gapię?

- Nic, ty się po prostu dziwnie na niego gapisz...

- Jak się gapię? - Stradlin zapytał.

- Nie wiem, na przykład, jakbyś chciał mu...

- Spierdalaj - Izzy mu przerwał, po czym wrócił do bezcelowego gapienia się w szklankę.

- Izzy, spójrz mi w oczy i powiedz, że widzisz w nim tylko przyjaciela.

Po tych słowach przysunął się bliżej i skurwysyn nawet odsunął kurtynę włosów ze swoich oczu.

- Ale...!

- Ja tak na Stevena nie patrzę, poza tym, nie tylko ja to widzę. - tym razem to Slash  przerwał Izzy'emu.

Znowu zasłonił swoje oczy, prawdopodobnie domyślając się, że jego kolega i tak nie wykona jego polecenia. Znowu nie dostał żadnej odpowiedzi i to był koniec ich dzisiejszej rozmowy na ten temat.

Może Slash miał rację? Może to jednak nie było czysto przyjacielskie?

Czy to było możliwe, żeby... Nie, napewno nie. Slash się zjarał i gadał głupoty, prawda?

- Kurwa, on ma rację - pomyślał.

Think About You (W trakcie intensywnej korekty)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz