7

25 6 0
                                    

Slade był tak dobry, jak wszyscy mówili

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Slade był tak dobry, jak wszyscy mówili.

Garam nie był w stanie się ruszyć, choć Timothy i Shor skakali obok niego wraz z setką innych osób. To była magiczna chwila, którą chciał utrwalić w pamięci jak najdokładniej, aby móc do niej wracać wieczorami przed snem. Nie mógł sobie pozwolić na skakanie, aby obraz mu się nie rozmazywał, a ostre światła i tak już robiły swoje.

Slade był ubrany w wytarte dżinsy, czarną koszulkę i kurtkę w kolorze khaki z mnóstwem przypinek, ćwieków i łańcuszków. Na szyi widniał gruby srebrny łańcuch. Włosy miał tlenione i roztrzepane. W lewej dłoni niczym berło dzierżył mikrofon. Był królem tej sceny. Widać było, że tak się właśnie czuje. Pewny siebie, mocny i dosadny. Wulgarny i agresywny, ale przy tym szczery i prawdziwy w wymowie.

Slade nie był już dłużej duchem owianym mrokiem tajemnicy. Był jak najbardziej żywym, realnym człowiekiem z krwi i kości, który poruszał się po scenie z wrodzoną gracją, zachęcał tłum do skakania i śpiewania wraz z nim, zdzierał gardło, prosząc o hałas. Garama przechodziły dreszcze od tego growlu i niskiego, lekko zachrypniętego głosu mężczyzny.

Lub chłopaka. Garam nie był pewien, które określenie lepiej pasuje, bo Slade wciąż wyglądał bardzo młodo. Dojrzale i poważnie, ale młodo. Być może była to po części zasługa tlenionych włosów, które odmładzały, a może rzeczywiście był niewiele starszy od nich. Nie udostępniał takich informacji, jak wiek, na swoich mediach społecznościowych, więc trudno było stwierdzić.

Gdy po trzech pierwszych piosenkach zatrzymał się i rozejrzał z góry po zgromadzonym w klubie tłumie krzyczącym jego imię, na jego twarzy zagościł uśmiech.

Slade wyciągnął przed siebie ramię i zacisnął pięść, a wtedy zapanowała cisza.

‒ Słuchajcie, to jeden z moich ostatnich koncertów tutaj ‒ przemówił spokojnym, przyjemnym głosem, oddychając głęboko. ‒ Za następne zaczniecie wreszcie płacić.

Po klubie rozeszły się śmiechy. Teoretycznie była ustanowiona opłata, ale najbliżsi znajomi i ci, którzy wiedzieli, z kim trzymać, tak jak Shor, wymigiwali się od tego.

Garam poczuł, że jest mu głupio. Przecież Slade powinien zarabiać na swojej ciężkiej pracy. Nie dość, że potrzebował pieniędzy na sprzęty do produkcji muzyki, to jeszcze utrzymywał S-Vil, a do tego musiał za coś żyć.

‒ Mam nadzieję, że do tej pory dobrze się bawicie. Ale możecie bawić się jeszcze lepiej, prawda?

Rozległ się dźwięk wystrzału i z głośników ryknęła ciężka, mocna muzyka. Shor krzyknął coś o tym, że uwielbia ten kawałek, ale podkład był tak głośny, że Garam słyszał już tylko pisk w uszach. Albo to piszczeli ludzie dookoła niego. Wszystko się ze sobą mieszało. Wybijał się tylko dosadny głos rapera.

Aż do momentu, kiedy muzyka zwolniła i trochę przycichła, a wtedy do uszu Garama dotarł inny głos. Stanął na palcach, aby lepiej widzieć, co się dzieje. Kotara znów się rozchyliła i na scenę wszedł drugi mężczyzna.

Pas de deuxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz