Prolog

21 4 0
                                    

Gdy popatrzy się na mnie i moją przyjaciółkę, zastanawianie się, jakim cudem tak różne osoby się przyjaźnią, nie byłoby dziwne. W zasadzie przyzwyczaiłyśmy się. Ja jestem zmienna jak pogoda, którą notabene mogę kontrolować. Natomiast moja przyjaciółka jest raczej z tych opanowanych i racjonalnych. Ona kontroluje ciemną iluzję. To nie jest moc, której chcecie być ofiarami, serio. Nic przyjemnego.

No ale co takie duo jak my może? Otóż jak się okazuje możemy dość dużo. Okazało się, że dostałyśmy się do najlepszego liceum U.A — na kurs bohaterski. Jednak z tym dostaniem się tam, to też było co dobrego. Z tego też powodu trochę obawiam się co może wydarzyć się już w samej szkole.

***

Podniosłam się z ławki i spojrzałam na moją przyjaciółkę — Mari. Podparłam głowę o dłoń, posyłając jej głupkowatą minę z dużą dozą pewności, że jej propozycja to żart. Jednak wcale nie przerwała dramatycznej ciszy jaka nastała i nie nazwała tego żartem. Spoważniałam. Oparłam się o oparcie krzesła, kładąc ręce na ławce. Uniosłam lewą brew w geście zdziwienia.

— Do U.A? — wykrztusiłam cicho, a ona pokiwała głową. — Wiesz jak trudno jest się tam dostać? To jest awykonalne! — żachnęłam się.

— Nie, dlaczego? — odezwała się, zaczynając mówić charakterystycznym tonem, który oznaczał, że będzie chciała mnie do tego koniecznie namówić. — Jeśli teraz zaczniemy się przygotowywać, to dostaniemy się tam bez większego problemu — dodała.

— Już chcesz się szykować? Jesteśmy na początku drugiej gimnazjum — zauważyłam.

— No właśnie — odezwała się mocno.

Patrzyłam na nią zdezorientowana. Ona naprawdę chciała tam iść. Ona zawsze chciała być bohaterką. Bardzo chciała udowodnić, że z jej mocą można być dobrym. Często ludzie stawiali krzyżyk na jej marzenia zawodowe ze względu właśnie na jej dziwactwo. Ludzie jej sugerowali raczej prace związaną z projektowaniem ubrań, bo poczucia stylu jej nie można odmówić.

— Ty też myślisz, że nie mogę zostać bohaterką...? — burknęła, ale ledwo to zrozumiałam, bo wypaliła to przez zaciśnięte usta. Dopiero teraz zauważyłam, że klasa jest pusta. Gdyby był tu ktokolwiek inny, nie powiedziałaby tego. — Serio...? — wycedziła, zaciskając dłonie w pięści.

— Co?! Nie, nie o to chodzi — powiedziałam zaskoczona tym, że w ten sposób odebrała moją reakcje. — Nie sądzę, aby w moim przypadku byłoby realne, aby się tam dostać — odpowiedziałam szczerze, rozkładając ręce.

Mari spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Jakby nie mogła przetworzyć informacji, które ode mnie dostała. Obserwowałam ją uważnie. Zastanawiałam się, co powie. To może być tylko przytaknięcie, wywód moralizatorski albo oburzenie. Jednak jej drobny grymas zszedł z twarzy, a dłonie przestały być zaciśnięte w pięści.

— No co? — mruknęłam. — Wątpię, abym znalazła miejsce, w którym mogłabym w spokoju ćwiczyć kontrolowanie pogody. No chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to nie stanowi problemu — dodałam.

— Problemem nie jest to, że nie masz gdzie ćwiczyć — stwierdziła.

— Faktycznie, masz rację. Problem jest zupełnie inny – egzamin u nich składa się też z części teoretycznej, którą zapewne bym oblała — rzuciłam.

— Nieee, to też nie jest problem — powiedziała znacząco. — Problem to twoje podejście do tego zagadnienia, psia kość! — rzuciła, uderzając piórnikiem w moje dłonie znienacka.

Patrzyłam na nią w osłupieniu, po tym jak zabrałam dłonie skrzywiona. Ona uśmiechnęła się do mnie pewnie. Wiedziała, że lubię takie podejście i postawienia mi jakiegoś zadania w formie wyzwania.

WygranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz