Rozdział 3

7 1 0
                                    

Mari stanęła nade mną jak kat nad grzeszną duszą. Zamknęła mój zeszyt od języka angielskiego i spojrzała na mnie wymownie. Cicho westchnęłam. Przetarłam twarz dłońmi. Oparłam się o oparcie krzesła, unosząc sugestywnie brew.

— No czemu nie powiesz? — stęknęła. — A może ten cały Mieszaniec powiedział ci coś nie przyjemnego? — zastanawiała się głośno.

— Nah, nie obraził mnie — odparłam.

— To czemu nie chcesz mi powiedzieć? — zawołała, wymachując rękami.

— No bo, bo... — zaczęłam. — Rany, no dobra. Gadał coś o Izuku i jego podobieństwie do All Mighta — powiedziałam w końcu. — Wiesz, brzmiało to trochę jakby miał zastrzeżenia i...

— A kto nie ma? To jasne jak słońce, że on go faworyzuje — wtrąciła Mari.

— W każdym razie powiedziałam mu, że jeśli ma zastrzeżenia do pracy All Mighta to niech idzie do wychowawcy albo dyrekcji — dokończyłam. — Co zamieniło się w pogadankę o tym, że wcale nie potrzebuje swojego ojca, żeby to załatwić.

— Taaa — sarknęła.

— No co? — mruknęłam. — W sumie to nie spodziewałam się tego. W sensie wiesz... myślałam, że dzieci zawodowców z wysokim miejscem w rankingu lubią wykorzystywać ten fakt do ułatwiania sobie życia — powiedziałam, a Mari przytaknęła.

— Nie musi nic robić, żeby mieć łatwiej. Pewnie na festiwalu nie będzie musiał nawet kiwnąć palcem, a i tak dostanie milion propozycji praktyk — westchnęła.

— Większość będzie musiała stanąć na rzęsach, aby zdobyć praktyki — przytaknęłam przybita powrotem tematu festiwalu.

— Nadal się boisz? — zapytała, siadając na moje łóżko.

— Ta — mruknęłam. — No ale cóż, najwyżej skończę gówniane praktyki — dodałam.

Mari popatrzyła na mnie z politowaniem. Odwróciłam głowę, nerwowo zagryzając wargę. Spojrzałam na zeszyt z angielskiego. Zostało jeszcze jedno zadanie domowe do zrobienia.

— Daj se spokój z anielskim. Jest piątek — stęknęła. — A my zajęcia mamy w wtorki i czwartki. Zdążysz — dodała. 

***

Emocje opadły po walce kawalerii. To było dość... proste. Może słowo "proste" nie jest najlepszym słowem, ale myślałam, że pierwszy etap będzie trudniejszy. Znacznie większe emocje budzą pojedynki jeden na jeden. To pozwoli nam się lepiej pokazać. 

— Mam nadzieję, że będę mogła się zmierzyć z Bakugou — powiedziała Mari. 

Spojrzałam na nią zaszokowana. Jej wzrok był przepełniony determinacją i pewnością swojej siły. 

— A ja mam nadzieję, że nie będę musiała tego robić — stęknęłam. — Nie chcę zapaść w śpiączkę albo zdechnąć — mruknęłam, a przyjaciółka wywróciła oczyma. 

Poszliśmy zobaczyć kto ma z kim walczyć. Zerknęłam na tablicę, ignorując westchnięcia ekscytacji. Miałam się zmierzyć z... Momo. 

— Pff... to będzie bułka z masłem — prychnęłam cicho, dmuchając w kosmyk włosów, aby go odgarnąć. 

— He? Denki? — Usłyszałam głos przyjaciółki. 

— Hm, nie jest tak źle — zauważyłam. 

— To co? Zakład o zejście poniżej trzech minut? — rzuciłam, wystawiając rękę, aby przybiła mi piątkę na zgodę. 

— Pytasz dzika czy sra w lesie — zaśmiała się, robiąc szyderczą minę. 

WygranaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz