212 dni.
5088 godzin.
3085280 minut.Te liczby krążyły po umyśle Petera z dnia na dzień powiększając sie.
Nie był pewien czy obliczanie czasu ,który upłynął od momentu ich kłótni, jest w stu procentach normalne,ale nie potrafił się tym bardziej przejąć.Siedział na jednym z dachów, poświęcając całą swoją uwage na obserwowanie nocnej panoramy Manhatanu.
Ciepły wiatr przyjemnie muskał jego ciało, uliczne latarnie oświetlały jego na wpół odkrytą twarz a rozchodząca się z niedaleka woń trawy i deszczu drażniła jego nos.Peter jednak nie zwracał na to najmniejszej uwagi.
Jego ramiona były spięte , głowa bezwładnie opadała w dół a oczy się niebezpiecznie się przymykały grożąc nagłym zaśnięciem.Prosto mówiąc był wykończony.
W nocy nie potrafił zmrużyć oka, myślami powracając do sytuacji z przed kilku miesięcy i analizując gdzie popełnił błąd.
Na wykładach nie miał nawet siły udawać, że sie skupia.
Najzwyczajniej notował słowa profesora aby po kilku minutach nieświadomie, opaść na ławce i wstać dopiero pod koniec wykładu.Wracał do domu aby na szybko przywitać się z ciotką i polecieć na pajęczynie na staż u Starka.
Szedł na patrol po Brooklynie, powtrzał wiadomości z ostatnich dni i kładł się do łóżka obiecując sobie ,że tym razem zmusi się do zaśnięcia na conajmniej godzine.Myśląc o swojej gównianej sytuacji ,ironicznie przypominał sobie swój stan po śmierci Gwen i na nowo zatapiał się w ogarniającej go beznadziejności i rozpaczy.
Jakkolwiek by to jednak brzmiało nie potrafił się tym zamartwiać, wręcz przeciwnie traktował to jak coś normalnego, czas do dupy który musi przejść aby był mniej do dupy i tak wkółko.Przyzwyczaił się do tego, że życie od małego dawało mu w kość.
Zniknięcie rodziców, zamordowanie wujka Bena ( o które obwinia sie do teraz), gnębienie w szkole, śmierć swojego najlepszego przyjaciela i Gwen która była dla niego praktycznie wszystkim.
Do swojej małej listy życiowych porażek mógł oficjalnie dopisać ostrą kłótnie z pewnym wyszczekanym najemnikiem i w przypływie emocji zepchnięcie go z dachu.
(Peter tak naprawde się o to nie obwiniał skoro mężczyna już po minucie wstał na nogi i rzucał w jego strone przekleństwa).Brunet westchnął cierpiętniczo, przykładając dłoń do bolącej skroni. Czuł,że jeszcze jeden dzień bezsenności a jego czaszka wybuchnie pod wpływem zbyt mocnych wibracji.
Jego pajęczy zmysł wariował i sam już nie wiedział czy to zwykły ból głowy czy nadchodzące zagrożenie.Spowrotem założył maskę decydując,że to już najwyższy czas na powrót do domu.
Wstał słysząc strzykanie kości i rozciągnął się na szybko, aby chwile później wystrzelić pajęczynę i polecieć do ciotki.Cóż przynajmniej taki miał plan, zanim silny wybuch pochodzący z niedalekiego bloku odrzucił go do tyłu na betonowe podłoże.
CZYTASZ
WHITE FERRARI;spiderpool
Teen FictionCzasami boimy się o drugą osobe tak bardzo, że sami stopniowo usuwamy się z jej życia. "I care for you still and I will forever That was my part of the deal, honest We got so familiar"