𝕀𝕀𝕀

87 12 2
                                    

Minął tydzień od tajemniczego spotkania Gojo.

Tydzień.

Geto od tamtej sytuacji stał się chodzącą masą stresu i nerwicy. Często nie potrafił nad sobą zapanować i wybuchał gniewem. Nie do końca rozumiał co się z nim dzieje, oraz co tak naprawdę powodowało w nim te negatywne emocje.

Odpowiedź była banalnie prosta.

Pierdolony Gojo Satoru.

Miał serdecznie dość.

Oszalał.

Chciał przestać.

Jednakże było to niemożliwe.

Musiał dowiedzieć się o nim więcej, wręcz chciał. Nikt z zespołu nie wiedział, po co mu ta wiedza. Uważali, że Geto po prostu stracił zmysły. Jemu jednak nie było do śmiechu i ciągle odpierdalał innych za wyśmiewanie, tak poważnego (tak jak powiedział) tematu.
Sama myśl o białowłosym powodowała w nim gorączkę krwi i dziwne zachowania, które nie pasowały do pierwowzoru zachowań Geto.

A co do Gojo to nie raczył pojawić się w biurze, powitać zespół czy nawet dać znać czy (nadal) żyje.



Właśnie kierował się do domu, po całym dniu spędzonym w biurze. Skala zmęczenia, która czuł byłą nie do opisania. Chociaż tak naprawdę nic nie robił oprócz uzupełniania aktów sprawców i wykradaniu przekąsek z automatu.

W ciągu 20 minut znalazł się już na klatce schodowej, przed drzwiami apartamentu, walcząc z kieszeniami płaszcza o klucze.

Ku zdziwieniu przy przekręcaniu klucza zrozumiał, że drzwi są otwarte. Przełknął ślinę i wyciągnął pistolet, modląc się w nadziei, że nie zostanie obrabowanego apartamentu. Z powolnym krokiem otworzył drzwi i kierował się w stronę salonu, trzymając w dłoni pistolet. Przystał przy ścianę wychodzącej do kuchni z salonem, slysząc nucenie i skwierczenie? W pomieszczeniu unosił się zapach pomidorów i bazylli. Czyżby złodziej podczas obrabunku zgłodniał? To musiał być żart.

- Nie ruszaj się kurwa! - wysyczał, wyskakując za ściany.

Widok, który tam napotkał był najbardziej niezręcznym widokiem w całym jego życiu. Yuta, który gotował spaghetti, ubrany w fartuch przedstawiający kobiecą sylwetkę w seksownej bieliźnie.

- Czy ty do końca oszalałeś? Nie jestem żadnym rabusiem, durniu. - Jego kamienna twarz i zawiedziony wzrok wpatrywały się w Geto.

Sam Geto widząc całą sytuację, nie mógł się powstrzymać od śmiechu, w jednej chwili padł na podłogę, łapiąc się za brzuch.

- No, w chuj zabawne. Wstawaj. - Yuta teraz żałował, że tutaj zawitał.

- Co ty tu do cholery robisz? - Zapytał, tłumiąc swój śmiech i ocierając załzawione oczy.

- Stwierdziłem, że fajnie byłoby cię odwiedzić. Kiedyś po pijaku wręczyłeś mi klucze do twojego apartamentu, więc oto jestem. Na pewno jesteś głodny, siadaj.

- Miło, jednak mogłeś poinformować. Tak nie musiałbym wyskakiwać na ciebie z bronią. - wywrócił oczami. - Dzięki, że posprzątałeś. - dodał z zakłopotanym uśmiechem.

- Gościu kiedy ostatni raz tu sprzątałeś? Albo nie mów, nie chce wiedzieć. Nie mogłem się wysiedzieć w tym syfie. - skarcił go wzrokiem.

Chwilę potem zasiedli do stołu, konsumując posiłek.

- A więc.. Słyszałeś o nowych wieściach?

- Huh? O czym mówisz? - źrenice Geto gwałtownie się powiększyły.

- Chłoptaś, za którym szalejesz, będzie miał imprezę powitalną. Oczywiście z rozkazu Shoko. Jak on miał Gajo, Gejo? -

- Gojo.. - poprawił go. - Kiedy?

- Gdzieś za tydzień.

Nie dokończył zdania, przez Geto, który w przypływie zaskoczenia wypluł na niego wodę.

- O, cholera.. Nie chciałem.. - powiedział, próbując ratować się zakłopotanym spojrzeniem.

- Nie mów nic więcej.. - wycedził przez zęby, trzymając się resztkami spokoju.

Geto starał się nic nie powiedzieć. Sama informacja o pojawieniu się Gojo w drużynie powodowała w nim, radość pięciolatka który, dostał monster trucka na święta. W końcu dowie się jaki, Gojo jest naprawdę.

- Wychodzę zapalić. - powiedział, nie oczekując, że Yuta mu odpowie, bo pewnie spał, jak to zawsze po posiłku. Zabrał ze sobą asortyment nerwicowego palacza i wyszedł na balkon, pozwalając by jego myśli o Gojo zostały rozwiane przez lodowaty wiatr ulic Tokio.

Na ten jeden moment.

How The Gods Kill [satosugu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz