Czerwono niebieskie światła migały wszędzie, głosy zlewały się ze sobą a świat rozmazywał.
Było zbyt głośno
Bolała go głowa.
Zamkną oczy lecz natychmiast znowu je otworzył.
Zaraz.
To nie tak miało być
Czemu...
Wszystko jest nie tak!
...on żyje?
Przecież poddał się.
Popełnił samobójstwo.
Nie powinno go tu być.
Nie nie nie nie nie nie nie.
Miał umrzeć!
Czemu nie potrafi nawet tego?
Spojrzał na swoje dłonie.
Wydawały się dziwnie rumiane.
Te same którymi niedawno przeciłą żyły tą jebaną żyletką
Trzęsącymi się rękoma podniósł rękawy za dużej koszuli i zauważył że wszystkie rany i blizny na nadgarstkach po prostu zniknęły
Co się stało...?
Te blizny były jego pamiątkami.
Jego słabościami i błędami.
Jego życiem
Jakim prawem ktoś mu je odebrał?
Rozejrzał się dokładniej.
I nagle wszystko nabrało sensu.
Stał w miejscu w którym wszystko się stało.
A może lepiej byłoby powiedzieć skończyło.
Zimo kafelków na stopach było tak prawdziwe.
Lodowaty prąd przeszedł przez całe jego ciało.
Czuł chłód łazienki w każdej żyle i wszystkich nerwach.
Czuł się jak żywy.
Ale widział wyraźnie własne ciało pokryte krwią i łzami leżące w wannie
Czyli jednak umarł.
Huh.
Nie tego się spodziewał.
Miało nic nie być.
Ciepła miła pustka.
Po prostu koniec.
Nagle usłyszał tuż obok znajomy głos.
A dokładniej szloch.
...mama?
Kabieta dopiero co wbiegła do łazienki przepychając się przez krzyczących policjantów, widać było po niej że dopiero co wróciła z pracy, lecz zwykle schludny makijaż był teraz całkowicie rozmazany.
Zobaczyła ciało i upadła na kolana.
Płakała bardziej niż kiedykolwiek w swoim życiu.
Płakała po swoim dziecku.
Mimo że nie widywała go często to kochała go całym sercem.
A teraz odszedł.
Nie wiedziała że jej syn widzi ją bardzo dobrze stojąc tuż obok.
Próbował krzyczeć lecz nie mógł.
Spróbował ją dotknąć ale ręka po prostu przeniknęła przez ciało kobiety
Chciał jakkolwiek zwrócić na siebie uwagę.
Chciał jej powiedzieć że wszystko już dobrze.
Że just tutaj.
Że ją kocha.
I nie musi już płakać ani się martwić.
Ale nie mógł.
Był tylko niematerialnym duchem.
Bezilnym.
Mógł tylko obserwować cierpiącą rodzicielkę.
Zwiną się w kłębek koło niej.
To jak zwykle jego wina.
Zawsze doprowadzał matkę do płaczu.
Ale widok jej łez tak cholernie bolał.
Wyżerał go od środka.
To nie tego chciał.
Był po prostu tchurzem.
Chciał uciec od wszystkiego, a nie stawiać czoła konsekwencjiął swoich czynów.
Lecz teraz musiał patrzeć.
musiał widzieć
musiał obserwować
Musiał zrozumieć.
Kilku policjantów delikatnie podniosło kobietę z ziemi. Wyprowadzili ją z pomieszczenia i podali coś na uspokojenie.
Martwy chłopak również wstał i podążył za nimi.
-Czemu?- spytała zdartym zmęczonym głosem matka.
Pytanie to rozbrzmiewało w głowach wszystkich obecnych w tym pechowym domu.
Czemu kolejne dziecko opuściło ten świat?
Czemu kolejny człowiek odebrał sobie życie?
Czemu tworzymy świat w którym nie chcemy żyć?
Świat niszczący wszelkie marzenia
Świat pozbawiony nadziej.
Życie
Możliwość oddychania i patrzenia
Odczuwania emocji, dotykania trawy
Wąchania kwiatów obserwowania liści lekko kołyszących się na wietrze
czucia ciepłych kropelek wody pod prysznicem
tańczenia w rytm głośnej muzyki
przytulania się z bliskimi
Czemu ten dar staje się przekleństwem?
Dusza chłopca stała w ciszy, po jego policzkach spływały łzy bezradności. Był tak bardzo zły. Na samego siebie.
Wyrzuty sumienia.
Tak bardzo chciałby cofnąć czas.
Spędzić czas z tymi których kocha.
Pośmiać się i porobić głupoty.
Po prostu żyć pełnią życia
Czuł się jakby coś go przygniatało. Miażdżyło kości. Wbijało połamane żebra prosto w serce. W jego podziurawione krwawiące serce.
Bolało.
Zamkną oczy nie mając siły zrobić nic innego.
Syreny policyjne płacz i głosy znowu zaczęły się zlewać.
Pozostawiając tylko niewyraźny szum.
Ciemność otaczała go.
Ciemność otulała go.
Spał.
Przynajmniej tak mu się wydawało.
Jednak w tej chwili z całego serca chciał się obudzić.
Chciał żyć.
Całą siłą woli powoli uchylił powieki.
To...
Był w swoim łóżku.
był...
Był w swoim ciele.
tylko...
Był we właściwym miejscu.
sen...?
Uśmiechną się lekko.
Żył.