Rozdział 3

30.3K 901 491
                                    

Mój koszmar nie skończył się, kiedy następnego dnia otworzyłam oczy.

Do mojego pokoju wpadały jasne promienie słońca, które potwierdzały, że kolejny dzień już się zaczął.

Pierwszy dzień bez Audrey.

Po nieprzespanej nocy bolała mnie głowa. Nie miałam siły poruszyć choćby palcem, dlatego kiedy zadzwonił budzik w moim telefonie, przez pierwsze kilka sekund nie drgnęłam nawet o milimetr. Wpatrywałam się pustym, przekrwionym spojrzeniem w sufit i ani myślałam o tym, by wstać. Nie chciałam. Nie mogłam zmierzyć się z rzeczywistością bez mojej siostry.

Oczy ponownie mnie zapiekły, tym razem od wstrzymywanych łez. Nie płakałam jednak. Leżałam, okryta w połowie kołdrą i czekałam. Jeszcze nie wiedziałam na co. Może liczyłam na to, że ten koszmar skończy się za kilka minut. Może łudziłam się, że za chwilę wszystko wróci do normy.

Jednak od zawsze byłam słaba w okłamywaniu siebie samej. Wiedziałam, co czekało na mnie za drzwiami pokoju. Wiedziałam, kto za chwilę zawoła mnie z dołu i będzie udawał, że nie doszło do żadnej tragedii.

Według moich rodziców nic się nie zmieniło. Życie trwało dalej. Po prostu.

– Lucy! – Drgnęłam, słysząc wołanie z dołu. Zacisnęłam na moment powieki. – Lucy, na Boga, wyłącz ten telefon i zacznij się szykować! – Moja matka wydarła się jeszcze głośniej, aż zadźwięczało mi w uszach. Uniosłam powieki. – Przysięgam, Lucy, jeśli nie ruszysz się w przeciągu sekundy, chętnie ci w tym pomogę!

Nienawidziłam jej. Nienawidziłam ich obu. Nienawidziłam życia za to, że toczyło się dalej, a ja leżałam na łóżku całkowicie sama z ciężarem na piersi i łzami w oczach.

Nienawidziłam tego.

Poruszyłam się, gdy na schodach rozległy się kroki. Gdy matka złapała za klamkę od drzwi, podniosłam się i usiadłam na krawędzi materaca. Przypadkową bluzkę miałam mokrą od potu, bo w nocy również dręczyły mnie koszmary. Ilekroć zamykałam oczy, by zasnąć choć na pięć minut, moja siostra pojawiała się w moich snach. Tam też była martwa. Tam też wyraźnie czułam pod palcami jej zimne ciało.

– Wstawaj i zbieraj się do szkoły, bo za chwilę się spóźnisz. Wystarczy, że odwołałam ci dzisiaj rano zajęcia i wmówiłam trenerowi, że masz grypę – powiedziała ostro kobieta, zatrzymując się w progu pokoju. Obrzuciłam ją zmęczonym spojrzeniem. Miała na sobie ołówkową spódnicę i zielony sweter, który podkreślał jej kasztanowe włosy. Usta zaciskała, tak samo jak dłonie w pięści i patrzyła na mnie z rozdrażnieniem.

– I wyłącz ten budzik, na litość boską – dodała z warknięciem. – Za dziesięć minut widzę cię na dole – fuknęła, ale wyszła dopiero, kiedy upewniła się, że podniosłam się z łóżka.

Bolał mnie każdy krok. Każdy wdech. Każdy ruch.

Chwiejnym krokiem podeszłam do szafki nocnej, na której leżał telefon. Wyłączyłam budzik i wyprostowałam się. Dziesięć minut, powtórzyłam w myślach. I kolejne lata bez Audrey. Całe życie bez Audrey.

Nie, nie mogłam o tym myśleć. Pociągnęłam nosem i zmusiłam się do podejścia do szafy. Na wieszaku wisiał już mój idealnie wyprasowany mundurek razem z białą koszulą. Ta nie miała na sobie ciemnych plam. Była czysta.

– Boże – szepnęłam. – Dam radę – dodałam pod nosem, po czym złapałam za ubrania i powlekłam się do łazienki. Zmrużyłam oczy, zatrzymując się przed lustrem. Zamknęłam drzwi i spojrzałam na siebie w lustrzanym odbiciu. Miałam skołtunione włosy i resztkę makijażu pod powiekami. Moje usta były spierzchnięte, a skórę miałam bladą. Wyglądałam jak człowiek, któremu odebrano resztki życia.

Elita [W SPRZEDAŻY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz