Pewien człowiek opowiedział mi kiedyś zadziwiającą i zupełnie nieprawdopodobną historię Clemetina de Gerro, ubogiego chłopca z wielkimi ambicjami. Chciał zostać godnym i odważnym kapitanem, mimo że brak mu było wykształcenia czy choćby sprytu (nieraz został schwytany, próbując okraść piekarza czy zwykłego przechodnia). Był osobą, trzeba przyznać, nieudolną.
Całe życie spędził na przedmieściach jakiegoś dużego miasta, którego nazwę mój rozmówca niestety zapomniał, jedynie marząc o wielkich zaszczytach i coraz to wymyślniejszych tytułach, jednak pozostając zakopanym głęboko w błocie zapomnienia.Człowiek, który z zapałem opowiadał mi historię (wtedy jeszcze nie pojmowałem jej niezwykłości) wspomniał, że poznał nieszczęsnego mężczyznę, kiedy bawił w dalekich krajach na Zjeździe Dyplomatów. Zapamiętał go dobrze, ponieważ Clementin de Gerro błagał go na kolanach, aby go polecić wśród europejskich wojskowych. Opis jego można skrócić jedynie do oświadczenia, że był to człowiek niezwykle drobny, o ciemnej skórze i na wpół szalonym spojrzeniu.
Całą swą istotą wprawił w moim rozmówcy wstręt i prędko odpłynął w niedostępne zakamarki jego umysłu.- Zobaczyłem jego twarz w telewizji - mówił dyplomata rozgorączkowanym głosem. - Proszę spojrzeć oto on.
Pod niepewnie uśmiechniętą twarzą mężczyzny w średnim wieku widniał krótki tekst, przedstawiający nowego kapitana Gwardii Królewskiej Clementina de Gerro, syna obecnego pułkownika.
Dla dyplomaty to wszystko było tajemnicą, boską mocą, czymś zupełnie niewiarygodnym. Nędzny mężczyzna wychowany na ulicy bez edukacji nagle zostaje kapitanem Gwardii w Europie po drugiej stronie świata?
Ja patrzyłem na to inaczej, tak, że wkrótce mogłem z jasnym umysłem i klarownymi słowy objaśnić tragiczną pomyłkę mojego rozmówcy, która wynikała być może z nadmiaru emocji.
Cała afera wynikała zaledwie z niezwykłego zbiegu okoliczności w wyniku którego dyplomata poznał dwóch zupełnie różnych Clementinów de Gerro. Pierwszy z nich, brudny i obdarty chłopak na zawsze utknął w najbiedniejszej dzielnicy pewnego miasta, natomiast drugi - syn szanowanego pułkownika, chociaż równie głupi, a w dodatku mniej ambitny, wkrótce został kapitanem i otrzymał stosowną edukację. To że mieli identyczne nazwiska, a i z oczu patrzyło im podobnie, zawdzięczać można jedynie przypadkowi, który przez wielu nazywanych jest Bogiem lub Allachem.
Podróż tych dwojga była podróżą umysłu, z czego jeden stał w miejscu całe życie, a drugi wciąż się cofał.
25.01.2024