Odinochestvo - (j. rosyjski) samotność
Odgłos stukania moich obcasów o kafelki echem roznosił się po pustym holu. Nikogo tu nie było o tej porze. Mnie też nie powinno tutaj być. Byłam niczym duch, który utknął w murach tego starego budynku. Nawet śmierć nie mogła uwolnić mnie od tej cholernej akademii.
Akademii... Prychnięcie wręcz cisnęło mi się na język, jednak zdołałam się w porę powstrzymać. Tylko banda bogatych snobów mogła stwierdzić, iż nazwa „szkoła" brzmi zbyt biednie, by posłać tam swoje dzieci.
Szłam korytarzem przez kilka minut, aż w końcu dotarłam do dwuskrzydłowych drzwi, za którymi znajdował się gabinet dyrektora. Zapukałam dwa razy, a gdy usłyszałam, jak cicho zaprasza mnie do środka, wcisnęłam klamkę i przekroczyłam próg.
– Panna Aleksandrovna. Czekałem na panią. Proszę usiąść. – Wskazał dłonią na krzesło, które stało naprzeciw niego.
– To nie będzie konieczne – powiedziałam – Przyszłam się tylko zameldować.
Pan Romanenko z cichym westchnieniem zdjął okulary i odłożył je na blat biurka.
– Panno Ale...
– Ja mam imię – przerwałam mu, czując napływającą złość na wydźwięk nazwiska, które należało do moich rodziców.
– Tatiano – poprawił się – Obiecałem twojej matce, że się tobą zaopiekuje. Muszę się upewnić, czy aby na pewno czujesz się na siłach, by wrócić na zajęcia.
– Wszystko ze mną okej. Czy mogę już wyjść?
– Zaczniesz od jutra – stwierdził, po czym wrócił do przeglądania dokumentów. – Dziś jeszcze odpocznij.
Nie odezwałam się więcej. Z ulgą opuściłam gabinet, kierując się od razu do skrzydła, w którym mieściła się moja sypialnia. Całe szczęście nikt nie odważył się ruszyć moich rzeczy. W końcu ta samotnia była jedynym miejscem, w którym czułam się dobrze.
Skręciłam za rogiem w prawo, a moja noga zahaczyła o przeszkodę. Potknęłam się o nią i wylądowałam na podłodze. Kolana zaczęły promieniować bólem, a dłonie piekły od przetarcia o posadzkę z surowego kamienia.
Spojrzałam w górę i miałam ochotę zapaść się pod ziemię, gdy tylko dostrzegłam te ciemnobrązowe tęczówki i oliwkową cerę, która tworzyła idealny kontrast z moją alabastrową skórą.
Pieprzony Rodion Aristow. Postrach akademii i moje największe utrapienie. Już od pierwszego roku obrał mnie sobie za cel. Tam, gdzie był on, tam były także kłopoty. Ale to nie on podstawił mi nogę. Nie tym razem.
Zrobił krok w moją stronę i wystawił dłoń. Przez chwilę wpatrywałam się na niego w osłupieniu. Wokół nas rozbrzmiewały śmiechy, ale on się nie śmiał. Coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że na tych kilka sekund postanowiłam mu zaufać. Podałam mu rękę, a on wtedy pociągnął mnie na tyle mocno, że moja twarz wylądowała idealnie na jego kroczu.
Pośpiesznie się od niego odsunęłam i podniosłam się na równe nogi.
– Ledwie wróciłaś do szkoły, Tatiano, a już lecisz na mojego kutasa. Jak masz ochotę na loda, poczekaj do końca zajęć. Będziesz mogła sobie poużywać do woli.
Uniosłam hardo głowę i spojrzałam w jego tęczówki. Starałam się z całych sił, aby moja twarz wciąż pozostała niewzruszona. Bo choć jego słowa nie dały radę mnie zranić, wciąż istniała masa innych spraw, które zaprzątały mi głowę.
CZYTASZ
Piękne kłamstwa
RomanceKrótkie opowiadanie w zimowym klimacie. Tatiana Aleksandrovna po długiej nieobecności w końcu powróciła do akademii - szkoły z internatem, do której uczęszczały dzieci najbogatszych ludzi w Rosji. Nikt nie miał pojęcia, co przez ten czas działo się...