👑 21 👑

129 4 10
                                    

Maj, A.D. 1389
Lasy sądeckie

Słowo Piasta niosło za sobą pewne zobowiązania. A czuła się winna i chciała jak najlepiej wynagrodzić synowi te dni, kiedy go zaniedbywała. Przed samym wjazdem do Sącza nakazała postój, osiodłano dwa najspokojniejsze konie i pod eskortą dwóch strażników wybrała się z Kazikiem na spacer. Początkowo miała pewne wątpliwości, co do słuszności tego pomysłu, ale uśmiech, który wykwitł na jego twarzy, całkowicie je wszystkie rozwiał. Cieszył się, w końcu ostatnimi czasy nie spędzali ze sobą zbyt wiele chwil. Owszem, zawsze dbała o swoje dzieci, ale rzadko miało to typowy charakter dziecko-rodzic. Zawsze wisiało nad nimi szlachetne urodzenie. I Kazikowi okropnie to ciążyło, ale miał nigdy się do tego nie przyznać.

W obozie zostawili Kachnę i Mieszka, a braci od niej pożegnali jeszcze zanim zdołano na dobre rozłożyć się na polanie. Chcieli pojechać do Krakowa i znaleźć jakieś lokum, żeby być bliżej siostry, a przynajmniej spróbować poszukać tutaj szczęścia. Obiecali, że wkrótce znów się spotkają. Jadwiga nikomu się do tego nie przyznawała, nawet samej sobie, ale ten spacer sam na sam z synem miał jej pomóc uporać się z nową sytuacją. Choć od zawsze pragnęła, by jej przyjaciele się połączyli, nie sądziła, że obok szczęścia poczuje też ukłucie w sercu. Gdy wymyślała ten plan, była innym człowiekiem i przede wszystkim - nie miała za sobą takich przeżyć.

Zatrzymali się przy płynącym wartko strumyku. Oddali strażnikom konie, po czym podeszli do brzeżku. Woda była krystalicznie czysta i zimna. Na dnie widać było najróżniejszej maści i wielkości kamyki. Książę sięgnął po jednego, mocząc sobie przy tym rękaw kaftanika. Wyciągnął go w kierunku matki.

- Wezmę go ze sobą - oznajmił.

- I co z nim zrobisz? - zapytała.

- Jeszcze nie wiem. Myślisz, że da się zrobić z niego figurkę?

Kazimierzówna zmarszczyła brwi.

- Figurkę?

- Aha - pokiwał głową, rozglądając się za kolejnym okazem - Taką, jaką dostaliśmy od wuja Jogaiły.

Jadwidze zrzedła mina. Nieszczęsne figurki od wujów Litwinów. Po śmierci Elżbietki księżna miała dwa - od niej i swój własny. Oba trzymała głęboko schowane w swojej szkatułce na pamiątkowe drobiazgi. Udawała, że ich tam nie ma i nawet udało jej się o nich zapomnieć. Aż do teraz. Wzięła kamyk od syna, podczas gdy on szukał kolejnych. Nie odzywała się już więcej na temat figurek. Chowała skarby syna do głębokiej kieszeni, schowanej między fałdami sukni. Mieli wracać do koni, gdy coś w oddali zaszeleściło, a potem trzasnęła gałąź. Straż zaraz spięła się, zaalarmowana, ale Jadwiga wstrzymała ich ruchem dłoni. Objęła chłopca i przyciągnęła do siebie.

- Co się dzieje? - zapytał.

- Trzymaj się blisko mnie - poleciła, lokalizując miejsce, z którego dobiegły odgłosy.

Po chwili znów coś zaszeleściło.

- Księżno - szepnął jeden z mężczyzn.

- Cii - syknęła w jego stronę.

Schowała syna za plecami, samej wystawiając się na potencjalnego napastnika. Robiła głupio, ale instynkt podpowiadał jej, że szelest był zbyt cichy i nieśmiały, by mógł należeć do człowieka. Ostrożnie podeszła do najbliższych zarośli. Rozchyliła gałęzie, a na widok intruza miała ochotę zaśmiać się w głos. Oto zbłąkana sarna znalazła strumyk i postanowiła ugasić pragnienie. Odwróciła się i pokazała gestem, by Kazik do niej podszedł. Zrobił to, cicho, i stanął obok matki. Dyskretnie wskazała mu odpowiednie miejsce. Chłopcu zaświeciły się oczy na widok zwierzęcia. Razem z cicha obserwowali jak sarna pije wodę, czujnie nasłuchując otoczenia. Gałąź za nimi trzasnęła, koń odskoczył nerwowo, potrącając przy tym drugiego, co spłoszyło zwierzynę. Jadwiga prychnęła prześmiewczo i odwróciła się do strażników.

Jej przeszłość... Ich przyszłość (Kazimierzówna)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz