Londyn, Doncaster. Rok 2019
Jak co środę, ubrany w czarne jeansy, czarny golf i długi do kostek czarny płaszcz, wszedłem do miejscowej ulubionej kawiarni, która nosiła łacińską nazwę Silva. Nazwa lokalu była adekwatna do wyglądu jaki reprezentowała wewnątrz. Mała, klimatyczna i z cegłami na ścianach oraz leśnymi zdobieniami zwisającymi ze ścian oraz dużą ilością drzew osadzonych przy każdym fotelu. Słabo oświetlona w poł mroku, choć przy każdym fotelu stała mała lampka, aby oświetlać stolik przy którym siedzieli ludzie, aby pracować, uczyć się, spotykać ze znajomymi, bądź właśnie zatracać się w literaturze. Podszedłem do baru, zamawiając czarną gorzką kawę i odebrawszy swoje zamówienie usiadłem w kącie kawiarni przy oknie na czarnym fotelu. Lokal z zewnątrz nie zachęcał do wizyty, dlatego zawsze mogłem liczyć tu na spokój i wytchnienie. Umiejscowiona w rogu na zapomnianej, smutnej i ciemnej ulicy nie przyciągała turystów ani miejscowych. Z jednej strony swoim wystrojem przypominała PRL, ale nie było tu kolorowych tapet, a jedynie stare radia czy gramofony oraz cała masa płyt winylowych. Cisza i spokój oraz delikatne brzmienia w tle muzyki klasycznej, sprawiały, że to miejsce odwiedzały tylko osoby aspołeczne, starsi ludzie, tacy którzy nie maja chwili wytchnienia w domu, aby popracować, bądź tacy jak ja, chodź rzadziej spotykani, miłośnicy literatury, którzy zatracali się w stronach nowej i kolejnej powieści. Było dokładnie w poł do ósmej, kiedy spojrzałem na drzwi kawiarni wyczekując tej jednej osoby. Drewniane duże drzwi się otworzyły i wleciał przez nie zapach deszczu i podmuch zimnego powietrza, który panował za oknem. Spojrzałem na młodą kobietę, ubraną w wysokie kozaki, czarną spódniczkę i szary sweter, który był ledwie co do dostrzeżenia przez długi czarny płaszcz, który spoczywał na jej zgrabnych ramionach. Rudowłosa, niska kobieta z bladą cerą i paroma piegami na delikatnej buzi, podeszła do baru i złożyła swoje standardowe zamówienie, którym była czarna słodka herbata, bądź czarna słodka kawa. I tym razem tak jak się spodziewałem padło na herbatę. Dziewczyna czekając na zamówienie rozejrzała się po sali i spojrzała z uśmiechem i melancholią na wolne miejsce, które zajmowała co środę. Po odebraniu zamówienia skierowała się w stronę butelkowo zielonego fotela i uprzednio ściągając płaszcz, usiadła na swoim miejscu, odstawiając herbatę na stolik. Oczywistym był jej wybór. W dni takie jak te, czyli deszczowe zawsze zamawiała herbatę, która jak mniemam miała rozgrzać jej organizm, po wyziębieniu. Jak zawsze ukradkiem przyglądałem się poczynaniom dziewczyny, która miała czerwony nos i różowe policzki od zimna. Ku mojemu zdziwieniu wyciągnęła książkę Jane Austin, zamiast małego laptopa, na którym w deszczowe jesienne dni pisała książkę. Gdy rudowłosa dziewczyna znowu zaczęła się rozglądać po sali, szybko otworzyłem nową książkę i zacząłem czytać powieść Thomasa Hardy'ego. Po chwili, poczułem przenikliwy, ale i zaciekawiony wzrok kobiety, która w przeciwieństwie do mnie śmiało mi się przyglądała. Jej wzrok był rozpraszający, lecz mimo to nie spojrzałem na nią. Po dwudziestu minutach czytania wyrwała mnie wibracja telefonu z kieszeni. Spojrzałem na niego biorąc łyk letniej już mocnej kawy, czytając wiadomość od wykładowcy, że egzamin został przełożony. Westchnąłem z ulgą, ponieważ ostatnie tematy z medycyny dały mi ostro w kość i nie czułem się w nich biegły. Schowałem telefon, uprzednio wysyłając mojemu przyjacielowi zrzut ekranu, który zapewne "zrobi mu weekend" i pójdzie świętować z dużą ilością alkoholu i panienek lepiących się do niego. Odłożyłem lekturę na stolik i podpierając się ręką o brodę z niewielkim zarostem spojrzałem na dziewczynę. Jak zwykle z wielkim uśmiechem zatracała się w kolejnych stronach powieści. Zauważyłem, że czyta "Dumę i uprzedzenie" dziwiąc się, że dopiero teraz zabrała się za kultową książkę Austin, zwracając uwagę na to, że dziewczyna czyta najczęściej romanse, najwybitniejszych pisarzy brytyjskich. I ku mojemu nieszczęściu dziewczyna spojrzała na mnie w tym samym czasie, pewnie wyczuwając mój zaintrygowany wzrok. Jej zielone tęczówki przyglądały mi się dokładnie, najpierw z dużym dystansem i skrępowaniem z resztą tak jak i moje, lecz po chwili obydwoje zatraciliśmy się w spojrzeniu. Było to dziwne, bo jak co środę widywaliśmy się w kawiarni, obydwoje ukradkiem spoglądając na siebie, lecz nigdy nie doszło do zderzenia spojrzeń. Nieznajoma, zaraz jednak obudziła się z letargu i zawstydzona napiła się herbaty wracając do lektury. Ja jednak mimo silnej woli, po jej spojrzeniu nie potrafiłem się ostudzić i stwierdziłem, że czas zbierać swoje rzeczy. Jednak, gdy miałem już wychodzić coś mocno nie pozwalało mi opuścić tego miejsca. Poszedłem więc spokojnym, lecz pewnym krokiem w stronę zielonego fotela.
***
-Nigdy nie zrozumiem, jak tak dobra artystka, mogła w taki sposób przedstawić mężczyzn w tamtych czasach.
Usłyszałam niski, zachrypnięty głos, dokładnie takim jakim sobie go wyobrażałam. Lekko zdziwiona jednak słowami mężczyzny, odczekałam chwile i uniosłam głowę, spoglądając na wysokiego bruneta. Spojrzałam w ciemne zielone tęczówki z intrygą ale i niezrozumieniem.
-W taki, czyli jaki? - Spytałam nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-W tak dumny, Pan Darcy został przedstawiony w strasznie zuchwały i arogancki sposób.
-Cóż - Powiedziałam z wytchnieniem odkładając książkę na stolik i ściągając czarne okulary z nosa. -Według mnie został przedstawiony w odpowiedni i stosowny sposób, myślę jednak, że twoje spostrzeżenie o dumie jest niewłaściwe. Z arogancją się zgadzam, ale myślę, że kierowało nim uprzedzenie, do miłości, kobiet oraz niższych sfer. Natomiast duma to idealny opis Elizabeth Benett, nie przyjęcie zaręczyn ze względu na siostrę jest zrozumiałe, lecz myślę, że obydwoje doskonale wiemy, że nie chodziło tam tylko o jej bliskich.
-Nie do końca się z tym zgodzę, ale myślę, że to temat na dłuższą rozmowę. Jednak ciekawi mnie skąd znasz punkt zwrotny książki, kiedy nie jesteś nawet w połowie. -Podniosłam brew ze zdziwieniem, spuszczając wzrok na książkę, na którą patrzył również mój rozmówca, gdy dopiero po czasie zrozumiałam o co mu chodzi.
-Nie czytam tego po raz pierwszy, a może raczej czwarty? - Powiedziałam, zadając pytanie sama sobie. -Pierwszy raz przeczytałam to, gdy miałam siedemnaście lat.- Odpowiedziałam, znowu spoglądając na mężczyznę i zauważając lekki uśmiech jaki pojawił się po mojej odpowiedzi.
-Po co więc wracać tyle razy do tej samej książki, skoro zna się już zakończenie, a na świecie jest cała masa kolejnych powieści?
-Bo nie chodzi o zakończenie czy bieg wydarzeń, a o uczucie jakie się czuje podczas lektury. To jak perfumy, Po co kupować takie same, skoro nie zmienią one zapachu?
-Ponieważ, zapach mi odpowiada.
-Dokładnie, a mnie odpowiada powieść mimo tego, że wiem jakie będzie zakończenie. Chodzi o to uczucie i powrót do świata fikcji.
-Fikcja jest w każdej książce, nie trzeba czytać tej samej.
-Zapach długoletniego burbonu, również jest w wielu flakonikach, po co więc cały czas wracać do tych samych? -Spytałam, a nieznajomy przymrużył oczy w niezrozumieniu. Po chwili jednak uniósł głowę, nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego i uśmiechnął się delikatnie.
-Ponieważ te przywołują najlepsze wspomnienia i są niezastąpione.
-Dokładnie. -Chłopak stał jeszcze chwilę w milczeniu po czym, odwrócił się i odszedł bez słowa.
***
![](https://img.wattpad.com/cover/362123010-288-k62c0a3.jpg)
YOU ARE READING
Flentes salices
RomanceNie było w tym zła, ani okrucieństwa. Była młodość przeplatana zaroślami dzieciństwa. Było w tym szczęście i spełnienie, ale czym byłoby to wszystko bez bólu i cierpienia? To nie musiało być skompilowane, mogło być proste, ale to my uczyniliśmy to c...