Tego wieczoru powietrze pachniało nostalgią. Słodkim zapachem tęsknych wspomnień, które osiadały na skraju serca niczym ciepły okruch dawnych lat. Setki odartych z gorzkiego frasunku historii roztaczały się w powietrzu, mieszając w niekończącą symfonię słów i zdarzeń, a każda z nich ostatecznie zamykała się w znajomym imieniu.
Naruto.
Sakura nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, widząc go stojącego pod zadaszeniem jednego z kramów z przytuloną do jego piersi Himawari. Zdawał się w pełni skupiać swoją uwagę na słowach mówiącego do niego Shikamaru, jednak baczne spojrzenie Uzumakiego co i rusz zsuwało się na znajdującego się w pewnej odległości Boruto. Chłopiec stanowił idealne odzwierciedlenie wszystkich młodzieńczych cech ojca, z czego Naruto zdawał się nie być szczególnie dumny. Tym bardziej, że jasne włosy dziecka raz po razie znikały pośród gęstego tłumu zgromadzonych tu mieszkańców, jak gdyby właśnie w tym momencie zdało sobie ono sprawę, że istniał lepszy sposób na zapewnienie sobie rozrywki, niż zabawa u boku matki.
— A niech mnie. Już dawno nie widziałam tu podobnego tłumu.
Najpierw uszu Sakury dobiegł głos, który wyłapała ledwie połowicznie, bo zatarł się on na tle całej masy innych dźwięków otoczenia. I dopiero kiedy odwróciła twarz, zrozumiała, że słowa te skierowane były właśnie do niej. Ino Yamanaka unosiła bowiem brwi, rozglądając się wokół z pewnym zdumieniem, jakby wciąż nie potrafiła zrozumieć, w jaki sposób równie mały plac mógł zmieścić tak pokaźną ilość mieszkańców.
— Naruto zawsze potrafił ściągnąć na siebie uwagę — rzuciła z rozbawieniem Sakura, a potem wskazała brodą na wolne krzesło po drugiej stronie okrągłego stolika, przy którym sama siedziała już od dłuższej chwili.
— Nie powinien być w biurze i zajmować się tym, czym zwykle zajmują się przywódcy wiosek?
— To chwila, na którą czekał całe życie. Pozwól mu przeżyć ją po swojemu.
Ino parsknęła.
— Kto by pomyślał, że ten irytujący dzieciak tak dojrzeje. Czasami wciąż nie mogę w to wszystko uwierzyć, nawet jeśli widuję go codziennie od tylu lat.
Sakura mogła wyłącznie odpowiedzieć uśmiechem. Bo pomimo iż od jej powrotu do Konohy minęło już kilka długich dni, to ciągle próbowała ułożyć sobie w głowie fakty, które — choć oczywiste — to z jakiegoś irracjonalnego powodu wykraczały poza granice zrozumienia. Upływ czasu okazał się zbyt bezlitosny, by potrafiła ot tak załatać powstałą we wspomnieniach lukę strzępkami rozmów. Bo dopiero one zaczęły otwierać jej oczy na tyle, by zrozumiała, że to, co pozornie miało dać jej szczęście, w rzeczywistości pozbawiło ją czegoś o wiele cenniejszego. I chociaż początkowo Sakura mocno odpychała od siebie tę dobitną prawdę, tak powracała ona za każdym razem, gdy rozmawiała z Naruto, obserwowała rozkwitający związek Shikamaru i Temari, lub też kiedy mijała witryny Grill Q, przy którym nie była już w stanie odnaleźć korpulentnej sylwetki Choji'ego. Nie oni byli jednak dobitną kropką kończącą ten nieznany rozdział.
Była nią dopiero Ino.
Pozornie nie zmieniło się nic. Yamanaka wciąż zachwycała urodą, choć w nieco dojrzalszy niż kiedyś sposób. Każdy jej uśmiech zdawał się teraz bardziej świadomy, kryjąc w sobie nie tylko zadowolenie, ale i pewnego rodzaju osąd, którego odbicie widoczne było w głębi błękitnych oczu. A te bez wątpienia potrafiły dojrzeć więcej, niż w latach, gdy obie traciły czas na pozbawioną sensu rywalizację. Sakura starała się więc zachować spokój, tak by jej twarz nie zdradziła żadnej z niedorzecznych myśli, z jakimi ścierała się w podobnych chwilach. Nie było to jednak łatwe w obliczu jedynej, choć tak kluczowej zmiany w życiu Ino. Tej, którą od siedmiu miesięcy blondynka nosiła tuż pod swoim sercem.
CZYTASZ
[SakuSasu] Jak Yin i Yang
FanfictionSakura była pewna, że czasem wystarczyło po prostu zapomnieć - zostawić za sobą wszystko, co raniło i zrobić miejsce na coś całkiem nowego. Sasuke natomiast liczył, że długoletnia krucjata pomoże mu wyzbyć się widma popełnionych grzechów, które wcią...