Wyznanie samotnego wojownika

279 21 10
                                    


Sakura stłumiła w ustach przekleństwo i spróbowała raz jeszcze. Kolejny, bezcelowy, skrajnie irytujący raz, który miał taki sam finał jak każdy poprzedni. Prawa dłoń rozbłysła zielonkawą poświatą, a czakra połaskotała jej skórę, jednak trwało to tylko chwilę. Mgnienie oka. Po czym gasła niczym kometa, której jasny warkocz rozmył się na tle atramentowego nieba.

— Cholera!

Zsunęła nogi z łóżka, stawiając stopy na zimnej posadzce szpitalnej podłogi i wstała. Wciąż czuła się osłabiona, jednak było to niczym w porównaniu do wczorajszej niedyspozycji. Wiedziała, że Piąta z nadgorliwą dbałością doprowadzała jej ciało do pełnej sprawności, ale to nie wystarczyło, by uleczyć dłoń z niewidocznych dla oka ran. Shinobi, którego ataku Sakurze nie udało się uniknąć, w owej chwili przypuszczalnie chciał ją tylko osłabić. W rzeczywistości jego atak okazał się na tyle skuteczny, by uszkodzić kanały czakry i zaburzyć jej przepływ do tego stopnia, że Haruno nie potrafiła wyzwolić nawet odrobiny energii.

I pomyśleć, że jeszcze wczoraj sądziła, iż jest w stanie przewidzieć każdą rzuconą jej przez los kłodę. Tymczasem wystarczył moment, by wszystko tak bardzo się skomplikowało.

Narzuciwszy na ramiona haori, popchnęła uchylone okno i wyszła na pogrążony w blasku późnopopołudniowego słońca balkon. Mrużąc oczy przed promieniami, boso przeszła przez całą długość tarasu i oparła przedramiona o poręcz. Konoha z tej perspektywy zdawała się tętnić życiem. Gwar codzienności docierał do uszu Sakury, mieszając się ze śpiewem skrytych w koronach drzew ptaków, jak gdyby w ostatnim czasie nie zmieniło się zupełnie nic. I pewnie tak w istocie było. Jedynym wyjątkiem od tego utartego schematu stanowiło wszystko, co rozegrało się wczoraj we wschodniej części wioski, a skończyło z dala od oczu przypadkowych ludzi.

Przez nią.

Wstyd, który czuła, był obezwładniający. Wkradał się w każdą czeluść umysłu i doprowadzał do szaleństwa. Czaił się wszędzie. W każdym pojedynczym wspomnieniu. I emocji. W przedmiotach, które ją otaczały oraz spojrzeniach sunących po jej twarzy. Był nawet we krwi. Gorzki, a zarazem palący niczym najgorsza z toksyn. Ale nie chodziło wyłącznie o wstyd. Prócz niego Sakura czuła całą gamę emocji, które powoli uwalniały się z serca i zalewały ją z siłą wzburzonego oceanu. Rozczarowanie. Żal. Bezsilność. I najsilniejszy spośród nich — gniew. Gniew, jaki mogła czuć wyłącznie oszukana przez mężczyznę kobieta.

Bo jak, do cholery, mogła dać się tak podejść?

Prawdopodobnie gdyby wcześniej potrafiła sięgnąć po każde z tych uczuć i otoczyć się nimi, a nie zepchnąć na skraj świadomości niczym zbędny balast, wszystko skończyłoby się inaczej. Całkiem możliwe, że byłaby w stanie dostrzec to, co dotąd jej umykało. Wskazówki w zachowaniu Aokiego, kiedy pozwalała mu przebywać w swoim towarzystwie i chłonąć słowa, które nierozważnie padały z jej ust. Jego zbyt śmiałe zainteresowanie nie tylko jej bliskimi, ale i Konohą. A także opieka, jaką nad nią roztoczył, kiedy tylko przybyła do Kirigakure, jak gdyby była nie byle medykiem, lecz kimś, kogo należało strzec.

Dziś widziała to wszystko zbyt wyraźnie. Tyle tylko, że było zwyczajnie za późno, by wymazać błędy i odsunąć go od siebie, nim zdołał uśpić jej czujność swoją zwodniczą postawą.

— Nie wiem czy Piąta byłaby zadowolona, widząc cię właśnie tu.

Wszystkie myśli uleciały z głowy Sakury w jednej sekundzie, kiedy zza pleców dobiegł ten spokojny, wyprany z wszelkich emocji głos. Momentalnie odwróciła się, zaskoczona widokiem wysokiego mężczyzny, który opierał się o framugę okna i patrzył na nią czujnym wzrokiem ciemnych oczu.

[SakuSasu] Jak Yin i YangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz