Rozdział 9. Kiedy gwiazdy płaczą.

633 76 8
                                    

BEATRIX LILIBETH WELHAVEN

Obudził mnie mój własny krzyk. Moje ciało automatycznie podniosło się do pozycji siedzącej, co wywołało w mojej klatce piersiowej przeszywający ból. Otworzyłam oczy, a obraz, który pojawił się przede mną był całkowicie rozmazany. Nie rozumiałam co się ze mną działo. Bałam się.

Rękoma podjęłam próbę pierwszego zapoznania się z miejscem, w którym ktoś postanowił mnie umieścić, jednak gdy nie przyniosło to oczekiwanych przeze mnie skutków, mój lęk zaczął narastać. Każdy z oddechów, jaki nabierałam do płuc niósł ze sobą niezwykły ciężar i ból.

Czułam, że odbierało mi to zmysły. Przez kilka chwil zastanawiałam się, czy właśnie tak wyglądał proces śmierci i przechodzenia do czeluści piekieł. Czy cierpienie było jednak jedynym uczuciem, na które zapracowałam sobie przez siedemnaście lat mojego życia zgodnie ze wszystkimi zasadami czarnej biblii?

Potem czyjaś dłoń dotknęła mojej twarzy, a to przywróciło mi zdolność wyostrzenia obrazu. Niemalże od razu dostrzegłam twarz pochylającego się nade mną bruneta, która początkowo wydawała mi się nie okazywać żadnych jego emocji.

— Już dobrze, Bea. Jestem tutaj.

Sapnęłam cicho, kiedy zerknęłam w jego czarne, przepełnione troską oczy. W głowie rozbrzmiewało mi jednak jedno kluczowe pytanie.

Dlaczego to akurat Samuel Von Stein stał przede mną, w najgorszym i najbardziej bolesnym momencie mojego życia?

— Spróbuj oddychać razem ze mną, dobrze? Obiecuję, że to co teraz czujesz jest tylko chwilowe. — Sama nie wiem, dlaczego mu wtedy zaufałam. Natomiast, kiedy to zrobiłam, przekonałam się, że mnie nie zwodził. Pomógł mi uspokoić się na tyle, że ból przestał być nie do zniesienia. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że siedziałam przed nim do połowy okryta kołdrą, a na sobie miałam jedynie cienką koszulkę na ramiączkach. Moje włosy były wilgotne od potu i mogłam sobie jedynie wyobrażać w jak opłakanym stanie się znajdowały. Na swoich rękach zauważyłam siniaki, zadrapania oraz wszelkiego rodzaju otarcia.

Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby wskazać mi powód stanu, w którym się znalazłam. W głowie miałam jednak całkowitą pustkę.

Dookoła nas panowała cisza przerywana co jakiś czas ciężkim oddechem mojego towarzysza. Odsunęłam się od niego na odrobinę bardziej komfortową dla mnie odległość i pozwoliłam sobie, na lepsze zapoznanie się z otaczającą mnie przestrzenią.

Pomieszczenie wydawało mi się być dość przytulne. Urządzone zostało w stylu przypominającym do złudzenia domek górski. Oczywiście, nietrudno było pominąć mi wiszących na ścianach obrazów przedstawiających magiczne rośliny oraz olbrzymiej, drewnianej półki wypełnionej fiolkami eliksirów.

— Dlaczego tutaj jestem? — Spytałam chłopaka, który nawet przez chwilę nie oderwał ode mnie wzroku. — Dlaczego ty tutaj ze mną jesteś i dlaczego wszystko, tak bardzo mnie boli?

Brunet westchnął, a jego dłoń wylądowała na moich nogach okrytych czerwonym materiałem. Może i nie czułam się wtedy najlepiej, ale byłam zdolna do przeanalizowania gestów wykonywanych przez Von Steina. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że nie był skłonny do wyznania mi prawdy.

— Proszę, powiedz mi.

— Powinnaś odpoczywać, nie doszłaś jeszcze do siebie. — Za wszelką cenę starał się mnie zbyć. Nie zamierzałam tak łatwo się poddawać, zwłaszcza ze względu na to, jak wyglądały nasze relacje wcześniej.

— Zaraz zacznę krzyczeć. — Zagroziłam. Oczy ciemnowłosego momentalnie pociemniały, a mój organizm automatycznie zareagował nawrotem wcześniejszego lęku. Bałam się go, choć nie umiałam określić dlaczego. Nie umiałam sobie tego przypomnieć.

shades of cruelty [zostanie wydane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz