Rozdział 1

349 12 2
                                    

Jak co ranka budzik zadzwonił mi o piątej rano. Nie ważne w jakim dniu tygodnia, on dzwoni siedem razy w tygodniu. Niechętnie podnosiłam się z łóżka i ruszyłam w kierunku toalety. Na całe szczęście mam własną łazienkę, ale także garderobę. Przed szkołą zawsze biegam, matka zawsze mówi, że jeśli chcę być perfekcyjna, muszę o siebie dbać. Nigdy nie powiedziałam, że chce być perfekcyjna, ale to chory wymysł mojej matki.

Ubrana już w leginsy i bluzę ze stanikiem sportowym zeszłam na dół. Jakie byłoby moje zdziwienie gdybym na dole nie zobaczyła swojej matki? Dlaczego ci ludzie u góry są, aż tak okrutni dla mnie? Kiedy myślałam, że mój dzisiejszy dzień może być lepszy, najwidoczniej przeliczyłam się. Caroline musiała dodać komentarz w moim kierunku. I może byłoby mi przykro, ale to już stało się codziennością.

— Matko jedyna... Jak te spodnie na tobie leżą, wyglądasz w nich grubo. — powiedziała to z taką odrazą, że miałam zamiar wyjść i nie wracać do tego domu. Zostało mi zaledwie trzy lata pod dachem tej męczarni. Będę w końcu pełnoletnia, więc nie będę już pod nadzorem matki.

— O co ci chodzi? Przecież wyglądam normalnie.

— Normalnie? Boże kochany wyglądasz w nich jak słoń — słowa jakie opuściły jej usta nie zabolały, aż tak jak zazwyczaj. Tym razem zabolały mocniej. Zawsze kiedy zauważałam u siebie ładne ciało, że schudłam, ona zawsze widziała we mnie jakiś problem.

— Dziękuję mamo, że tak o mnie myślisz — uśmiechnęłam się nieszczerze, ale nie mogłam pokazać jej, że ruszyły mnie jej słowa — Nie ma to jak zacząć sobotniego ranka z tak miłymi słowami.

— Lepiej idź biegać, bo wyglądasz koszmarnie. Ja, gdy byłam w twoim wieku, dbałam o siebie. Ty też powinnaś zacząć. — nigdy nie było jej mało, zawsze to ona musiała zakończyć naszą rozmowę. Nie ważne czy było to miłe, czy nie, ale ważne było to, że to ona kończyła te rozmowy. Chociaż nie wiem czy można to nawet nazwać rozmowami.

Wyszłam z domu i od razu założyłam słuchawki. Do moich uszu dobiegły pierwsze słowa piosenki. Zaczęłam biec przed siebie, nie wiedząc nawet gdzie biegnę. Wszystko wydawało się takie brudne. Tak samo jak my, ludzie którzy żyją w ciągłym zamknięciu. Bez żadnego prawa głosu, wszystko co jest robione przez nas jest kontrolowane przez innych. Dla takich nie ma miejsca na tym zakłamanym świecie. Choćbym chciała usłyszeć chociaż raz od matki miłe słowa, wiem, że to nigdy się nie wydarzy. Caroline nie ma w swoim wyposażeniu słów na mój temat miłych słów, przez które chociaż raz zrobi mi się miło. On ma tylko takie, które złamią mnie na kawałki. Za każdym cholernym razem tak jest. Ta kobieta nie zna umiaru. Zawsze będę dla niej tylko zwykłym człowiekiem, którego może poniżać kiedy chcę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz powiedziała mi, że mnie kocha, że jest ze mnie dumna. Nie wiedziałam kiedy, a moje oczy zaszły łzami. Na twarzy zaczęły spływać pierwsze krople łez. Nie powstrzymywałam ich, bo wiedziałam, że to jest bez sensu. Z resztą jak wszystko jest bez sensu.

Przez moje zatracenie się w myślach wpadłam na kogoś. I na pewno nie była to kobieta. Czyjeś silne ramiona trzymały mnie, abym nie upadła. Podniosłam głowę, a moje oczy zetknęły się z pięknymi niebieski oczami. One nie były niebieskie, one były wręcz granatowe. Wysoki brunet wpatrywał się w moją twarz, a ja nie wiedziałam dlaczego. Dopiero później zrozumiałam, że byłam cała zapłakana, niemalże od razu odsunęłam się o niego i przetarłam twarz rękawami bluzy.

— Przepraszam, zamyśliłam się — zrobiło mi się głupio, że przez moją nieuwagę wpadłam na kogoś.

— Wszystko w porządku? — zapytał, a ja szczerze mówiąc byłam zdziwiona. Myślałam, że zacznie się na mnie drzeć, on zapytał czy wszystko w porządku.

Lost soul on fire [ ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz