Rozdział 1

2 0 0
                                    

    Zaczeły się wakację. Moja ukochana pora roku, znowu uwolniłam się od znienawidzonych nauczycieli, ludzi z tej zapyziałej budy i od prac domowych. Moje świadectwo nie wygląda na świadectwo wzorowej uczennicy prędzej jakbym przez cały rok postanowiła starać się w 25%. Same dwójki i trójki i uwaga uwaga jedna piątka z rozszerzonej matematyki. Moje plany wiązały się z tym językiem więc musiałam się starać. Wkładałam w niego 110% i wkońcu się opłaciło. Moja mama mówiła że oceny to nie jest wgląd w mój umysł tylko sposób by zmobilizować społeczeństwo do spełniania rozkazów rządu. Jej specyficzne poglądy przysparzały mi kłopotów w szkole ale wkońcu to nie tylko przez to.

    Wyszłam wraz z moją przyjaciółką Polly ze szkoły I od razu poczułam woń wolności. Wszystkie dzieciaki wyleciały ze szkoły a my musiałyśmy jakoś dopchać się do rowerów. Więc jakoś tak wziełam za uchwyt takiej pięciolatki i odstawiłam ją na bok. Rozpłakała się, idiotka. Gdy dopchałyśmy się do rowerów zobaczyłam znajome twarze Marcusa i Oliviera moich pozostałych przyjaciół. Krzyknełam do nich że widzimy się w parku za godzinę.

- Odwiązałaś rower? - krzykneła Polly mocując się ze swoją blokadą od roweru

    Ja nie musiałam się tym martwić. Nie chciało mi się kupować blokady więc mocowałam rower na pasku od spodni, niby nie chroniło przed bandytami ale kto by chciał ukraść ubrudzony bo nie myty od roku rower. Pomogłam jej I wsiadłyśmy na nasze górale I odjechałyśmy od tego patologicznego miejsca.

    Jechałyśmy w ciszy do póki Polly nie przystaneła, obserwowałam jak wyciąga telefon w króliczej oprawie i włącza naszą ulubioną piosenkę Måneskin "Beggin". Uwielbiałam rocka ale to nie oznaczało że nie słuchałam też popu czy naprzykład k-popu.


- So, put your loving hand out, baby - darłyśmy się na cały głos - I'm beggin', beggin' you   So, put your loving hand out, darling*

   
    Jechałyśmy śpiewając w kółko tą samą piosenkę aż dojechałyśmy do mojego domu gdzie Polly miała zostać na obiad a zaraz potem miałyśmy iść do parku z chłopakami. Zsiadłyśmy z rowerów i wprowadziłyśmy je do garażu gdzie również stało auto taty i mamy. Weszłyśmy do domu i od razu poczułam woń pysznego rosołu. Przeszłyśmy przez dobrze znany mi korytarz na którym wisiały zdjęcia marszy w których brała udział moja mama, moje zdjęcia gdy byłam w wieku gdy myślałam że jednorożce istnieją. W kuchni zastałyśmy moją mamę stawiającą gar rosołu na zastawionym stole, nie było tylko miejsca dla taty ale on akurat pracował więc nici z rodzinnego obiadku, rodzinnego bo Polly bywa u nas częściej niż tata. Poly usiadła a ja przejełam od mamy talerz ochydnej pietruszki I postawiłam go na stole. Podczas obiadu mama rozmawiała tylko o tym że nasz kochany rząd postanowił  o zakazaniu czegoś tam, słuchałam jednym uchem bo myślałam o tym jakie te wakację będą zajebistę, mamy je już całe zaplanowane jazda na rowerach, na deskorolce, moje urodziny i  impreza Angeliny - najpopularniejszej dziewczyny w szkole.


    Weszłyśmy z Polly do mojego pokoju, ona odrazu wałneła się na duża pufę w rogu pokoju a ja usiadłam na łóżku i odpaliłam laptopa. Weszłam na messa  bo nie zainstalowałam go jeszcze na telefonie. Miałam trzydzieści jeden nieodczytanych wiadomości na grupie klasowej

- Choć - kiwnełam na Polly - Na grupie jest drama

    Polly szybko jak Sonic wstała z pufy i podeszła zobaczyć

Marica Polyn: Wy debile!!! Który z was zostawił mi paste do zębów na krześle??!!

Olivier Blyn: Odpierdol się ode mnie. Nic ci nie zrobiłem.

Marcus Drack: Marica zasłużyłaś sobie na to xd.

Marica Polyn: Na co? Na to żeby mieć tak debilną klasę?

Michael Lynch: Marica uspokój się, a wy chłopaki przeproście Maricę.

Marcus Drack: Nikogo nie przeproszę. A szczególnie nie tej jędzy.

     Michael, przeczytałam jego imię i już miałam ochotę wywalić komputer za okno. Jak on śmie kazać przepraszać tą sukę Maricę. W zerówcę wylała na mnie zupę a ja mały szczyl chodziłam na karatę i przypadkowo moja noga pojawiła się na jej twarzy. Od tej pory nie miała szóstki, zakażdym razem jak się uśmiechała czułam satysfakcję mimo że było to styłu. Mama całe szczęście nie musiała płacić za dentystę czasami jej zawziętość przydawała się.

    Ten cham myślał że skoro był kapitanem drużyny koszykówki można mu było wszystko. Nie odrobił pracy domowej, nauczyciele przymykali oko, Zapomniał nauczyć się na sprawdziań, mógł pisać następnego dnia. Poprostu miałam go dość. Myślałam że chociaż w te wakację od niego odpoczne, no nie wydaje mi się.

- Jest już 15:50 musimy już iść do parku - Polly przerwała moje rozmyślania na temat Michaela
- Idę. Idę

    Weszłyśmy do garażu i wyjełyśmy nasze rowery, wyciągnełam telefon który był no nie w najlepszym stanie, etui odchodziło od telefonu a szybka była pęknięta po pamiętnym czasie gdy rzuciłam nim w jakiegoś dzieciaka który chciał mi zabrać ostatnią płytę Måneskinu. Mama tego dzieciaka chyba nawet nie wiedziała co to dziecko chciało kupić. Włączyłam WhatsApp i odpisałam chłopakom że już jedziemy.

   Jadąc mijałyśmy kawiarnie Pani Maccliff która serwowała najlepsze herbaty w mieście, piekarnie Pana Danilla - nikt nie piekł tak pysznych chlebów, a oprócz tego jeszcze wielkie centrum handlowe jedyne w tym mieście.


   Dojechałyśmy do parku o którym wiedziała tylko moja paczka. Był bardzo ukryty, trzeba było przejechać obok centrum handlowego, skręcić w lewo obok pracy mojej mamy I wejść za budynek. Park był bardzo duży, nie było tam żadnych atrakcji bo został już zapomniany tylko 2 ławeczki które przystawiliśmy do siebię abyśmy mogli w spokoju rozmawiać. Zazwyczaj jeździliśmy tu na deskorolkach.


- Siema - usłyszałyśmy znajomy głos Marcusa

- Hejo - odpowiedziałam I przybiłam żółwika z Olivierem
- Wiecie kto zostawił tą pastę do zębów? - usiadłyśmy a Polly już musiała schodzić na nieprzyjemnie tematy

- Nie wiemy - oboje pokręcili głowami
- Ale napewno jej się należało
- A co zrobiła? - zapytałam bo nie było mnie na dwóch pierwszych lekcjach dzisiaj
- Na polskim gdy Cię nie było Marica powiedziała wszystkim że Olivia jest w ciąży z Enique

   Zaśmiałyśmy się bo Enique był naszym nauczycielem wdż I powiedział nam że jest bezpłodny. Wdż to wogóle była zajebista lekcja była raz na dwa tygodnie ale siedząc w ostatniej ławce gdzie Enique nawet nie wiedział o moim istnieniu było super. Raz opowiadał o tym jak rozwiódł się z pierwszą żoną bo zdradziła go z jego bratem, wydaje mi soę że on poprostu ma zjebane życie i nie ma go komu opowiadać.

   Siedzieliśmy na tych ławkach w spokoju tylko dziesięć minut bo nas święty spokój przerwały syreny policyjne. Zerwaliśmy się bo pomyśleliśmy że chodzi o nas bo ostatnio ukradliśmy ze sklepu energetyki. Ale nie syreny omineły naszą kryjówkę I pojechały dalej. Wskoczyliśmy na rowery jechać za nimi bo w końcu działo się coś w tej zapyziałym miasteczku.

    Okazało się że policja dojechała do mieszkania Pana Vampira i funkcjonariusze wyskoczyli z auta a w mgnieniu oka obok pojawiła się karetka, wynosili Pana Vampira całego we krwi, a obok jego żona stała i przez łzy krzyczała jego imię. Popatrzyłam na przyjaciół z przerażeniem a oni z jeszcze większym, patrzyli na całą akcję. Podszedł do nas policjant - ojciec Michaela, ze smutkiem w oczach I powiedział

- Wasz nauczyciel..... Nie żyje    

* fragment utworu Måneskin Beggin'

   

Jesteśmy wspomnieniemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz