OSTRZEŻENIE: Rozdział zawiera sceny, które nie są przeznaczone dla wrażliwych osób. Czytasz na własną odpowiedzialność.
Zdejmuję z uszu słuchawki, stopując piosenkę na telefonie. Chowam urządzenia do kieszeni i mijam parking szkolny, niekontrolowanie rozglądając się w poszukiwaniu tego samochodu, który na moje nieszczęście odnajduję. Czarne Porsche stoi w tym samym miejscu, co zawsze i lśni od promieni słońca. Mam wrażenie, że wykupił sobie to miejsce parkingowe, bo nawet, jak nie ma go w szkole, ono stoi puste. Ale to mylne wrażenie. Ludzie nie parkują tam, bo się boją konsekwencji. Patrząc na samochód, czuję żółć podchodzącą mi do gardła. Miałam nadzieję, że się nie pojawi. Że oleje mnie i ten projekt, a ja w spokoju będę mogła zająć się tym sama. Odwracam wzrok od złego wspomnienia i wchodzę do budynku.
Od naszego spotkania minęło zaledwie paręnaście godzin. Nie poszłam na drugi dzień do szkoły. Nie wyszłam nawet z łóżka. Nie byłam w stanie nic robić. Musiałam odpocząć psychicznie i fizycznie po ciężkiej nocy, jaką miałam. Długo klęczałam w tamtym przeklętym miejscu, zanim udało mi się wstać na nogach, jak z waty i dojść do domu. Zasnęłam w drodze do pokoju, gdy po raz kolejny się potknęłam i upadłam na dywan. Zrezygnowałam z dalszej drogi i dopiero po południu obudziłam się pełna sił. Zmywałam z siebie niewidoczny brud kilka godzin, a te męczarnie przerwali mi przyjaciele, którzy po szkole przyszli sprawdzić, dlaczego się nie pojawiłam. Wcisnęłam im kit, że miałam problemy z żołądkiem, a z racji, że wyglądałam, jakbym nie spała miesiąc, uwierzyli w to i kupili mi leki oraz zrobili obiad, a ja zakopałam się pod kołdrą, łudząc się, że ta mnie uratuje przed nieuniknionym.
Nie zasługiwałam na nich.
Jeszcze tego samego dnia, gdy kładłam się spać, dostałam wiadomość. Liczyłam, że Sawyer dał mi spokój, ale jak bardzo się myliłam... Napisał do mnie, aby spotkać się dziś przed lekcjami w bibliotece i zrobić projekt, który wyznaczyła nam ta jędza z biologii. Zrobiła to specjalnie. Chłopak nie chodzi ze mną do klasy. Jest w rok starszej, a ona postanowiła mnie ukarać za nic i przydzielić akurat do niego. Może to dlatego, że jako jedyna unikałam go tak dobrze, że nie stałam się jeszcze ofiarą.
Wchodzę do pustej biblioteki, rozglądając się za brunetem, jednak nigdzie go nie dostrzegam. Dziwnie jest być w szkole tak wcześnie. Nikt nie krzyczy, nie biega po korytarzu. Nie ma kłótni, śmiechów i denerwowania się, gdy trzeba przepchać się między uczniami, by gdziekolwiek dojść.
Wyjmuję z kieszeni telefon i wchodzę na wiadomości.
Od: Caden
Jutro przed lekcjami w bibliotece, Smif nie daje mi spokoju z prezentacjąWzdycham głośno, niechętnie czytając ponownie wczorajszą wiadomość. I jeszcze bardziej niechętnie wystukuję na klawiaturze zdanie, wysyłając je.
DO: Caden
Czekam, dupkuZaciskam usta w cienką linię, chowając smartfon do kieszeni. Rozglądam się po regałach, między którymi znajdują się stoliki do nauki. Na pierwszym piętrze jest kącik do czytania, jednak nikt tam nigdy nie przebywa, bo to miejsce „popularnych" dzieciaków, których wszyscy się boją. Przesiadują tam wszystkie przerwy, paląc, pijąc i Bóg wie, co jeszcze robiąc.
Nie chcąc stać, jak kretynka, kładę plecak na jeden ze stolików i postanawiam iść do łazienki, by upewnić się, że dobrze zakryłam w domu cienie pod oczami. Nie dam mu satysfakcji z tego, co przez niego mam na twarzy.
Opuszczam bibliotekę i mijając kilka uczniów, którzy idą właśnie na halę sportową, gdzie odbywają się przed oraz po lekcjach zajęcia z koszykówki. Sama zastanawiałam się, czy się tam może zapisać, ale zrezygnowałam, myśląc o wczesnych godzinach wstawania i późnych powrotów do domu. To nie dla mnie. Ledwo wytrzymuję teraz, mając siedem lekcji.
CZYTASZ
MIĘDZY NADZIEJĄ
Lãng mạnPodarowałeś mi słoik ze światłem, który nie przetrwał wśród demonów przeszłości. Claire Larson wracając ze szkoły, postanawia iść krótszą drogą, ponieważ chce zdążyć, pożegnać się z rodzicami, którzy wyjeżdżają w półroczną delegację. Przechodząc obo...