Rozdział 7.

117 2 5
                                    

Astoria

Siedziałam w czarnym Land Roverze Nicolasa, który zaproponował, że mnie podwiezie do tego dupka Ashera i rozmyślałam nad słowami, które usłyszałam piętnaście minut temu od Katii. Z jej informacji wynikało, że zdradził mnie kilka miesięcy temu. Z iloma jeszcze zdążył?

Na początku w to nie wierzyłam, ale po zobaczeniu zdjęć jak całuję się z jakąś lafiryndą i trzyma łapy na jej dupie, nabrałam wielkiej ochoty, żeby przyjebać mu w ten tłusty i pusty ryj. Najchętniej odcięłabym mu kutasa, bo pewnie na połykaniu się nie skończyło, ale nie będę sobie niszczyć życia na takim sukinsynie. W końcu mam je jedne, a on nie jest wart tego, abym je zmarnowała.

Sprawdziłam lokalizację Ashera na Snapchacie i powiedziałam kierowcy, aby na następnym skrzyżowaniu skręcił w lewo. Jechaliśmy do jego obskurnego mieszkania. Cały ten gnojek był obleśny, a na myśl o nim, wyobrażałam sobie jego czerwony, pulsujący policzek. Wierzcie mi: niezapomniany widok.

Plan był prosty. Przyjeżdżam, wchodzę do jego mieszkania jak do siebie, robię mu dramę na pół budynku, przypierdalam mu w tą obrzydliwą twarz, a przy okazji schodzę do garażu i piszę mu na masce samochodu napis dupek i rysuje rysunek kutasa.

- Szczerzysz się jak jebana Harley Quinn - stwierdził Nicolas. - Masz zamiar go zabić?

- Zabić może nie. - Wyciągnęłam z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapaliczkę. - Bardziej uprzykrzyć mu życie. - Odpaliłam fajkę.

Zaciągnęłam się kilka razy, a gdy miałam zrobić to znowu, usłyszałam zachrypnięty głos mężczyzny:

- Za bardzo się poczułaś chyba. - Wskazał palcem na szluga. - Ktoś ci pozwolił tutaj palić?

- Sama sobie pozwoliłam - powiedziałam, jednocześnie wypuszczając dym z ust. - Dobrze wiem, kochany, że i tak byś mi pozwolił.

- A właśnie, że nie - zapewnił. - W moim samochodzie się nie pali.

- Ja mogę. - Uśmiechnęłam się zarozumiale.

Nicolas westchnął tylko, po czym zmienił temat, pytając o dalszą drogę, gdy już skręcił na skrzyżowaniu w lewo.

- Teraz prosto, jak zobaczysz rondo to pierwszy zjazd, później znowu w lewo, ostro w prawo i jesteśmy - wydałam instrukcję.

Reszta drogi przebiegła w ciszy. Przytknęłam głowę do szyby oraz oparłam łokieć na podłokietniku, rozmyślając nad moim związkiem z Asherem. 

Czym jest miłość? Silną więzią, która łączy ludzi i daje siłę do przetrwania trudności? Złożoną mieszkanką uczuć, zachowań i myśli, wpływającą na całokształt relacji między dwoma osobami? Najwyższą siłą wszechświata? Stanem, bez którego nie da się żyć? Pięknym uczuciem, które łączy ludzi i sprawia, że czujemy się szczęśliwi i spełnieni? Silnym przywiązaniem, troską i gotowością do poświęceń? Pewnie tak, ale ja tak nie uważam. Jest beznadziejna, kłamliwa i ślepa, ponieważ kochasz człowieka od trzeciej randki, macie razem zamieszkać, planujecie wspólną przyszłość, a ty nagle dowiadujesz się, że cię zdradził i zamiast się przyznać, to będzie brnął w kłamstwa i twierdził, że nie może bez ciebie żyć.

To nie było już liceum. Mieliśmy po dwadzieścia parę lat. Nie byliśmy gówniarzami. On był. Brałam nas całkowicie na poważnie, dopóki nie dowiedziałam się, że on, prawdopodobnie, nie odwzajemnia mojego uczucia od kilku miesięcy. 

- Jesteśmy - oznajmił Nicolas. Zatrzymał samochód, więc byłam zmuszona, aby wrócić do rzeczywistości.

Zwrócił twarz ku mnie, więc ja postąpiłam tak samo. Przyglądałam się mu, a z jego twarzy wyczytałam spokojną złość. 

Ride or die ||ZAWIESZONE||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz