Rozdział 5

4 1 2
                                    


..Biegliśmy tam, jak dobiegliśmy to zobaczyliśmy Gubernatora z nowymi jego ludźmi.

To nie oznaczało nic dobrego.

Zatrzymałam się między moją kuzynką a przyjaciółką troszeczkę dalej od tej drugiej bramy, a Carl podbiegł od mojej lewej strony i stał bliżej drugiej bramy.

Rick natomiast podchodził do pierwszej bramy.

Spojrzałam jeszcze na Deryla który był z prawej mojej strony troszkę dalej ode mnie.

Miał ten list już.

Nie chciałam by tak szybko to kto kolwiek przeczytał.

Przeraziłam się tym trochę, ale nie bardziej niż tym Gubernadorem, a Deryl natomiast patrzył na mnie zły i załamany tym.

Szybko powędrowałam wzrokiem na rozmawiającym Ricku z Gubernatorem, ta rozmowa nie była miła.

Oni mieli też uprowadzonych z naszej grupy, byli to Michonne i Hershela.

Znowu się przeraziłam oraz spojrzałam na Carla, a on na mnie (obaj byliśmy przerażeni)..


Rick starał się przekonywać ich.

Mówił że możemy się połączyć, że nie musimy walczyć przeciw sobie.

Gdy nagle ten co miał opaskę na oku utnął głowę Hershela, momentalnie poleciały mi łezki, on był dla mnie też ważny..


Zaczęła się wojna.

-Weź ją do Autobusu-skierowałam to do przyjaciółki trzymając za ramię Madison-Okej ale zaraz przyjdź-kiwnełam na to głową i się rozdzieliliśmy...



Uciekłam tylnim wyjściem sama, nie zdążyłam do autobusu, nie wiem co się stało z resztą.

Mam nadzieję że udało się wszystkim (prawie) przeżyć.

Chodziłam po lesie szukając coś przydatnego, niestety nie widziałam niczego, a długo tak wędrowałam, oczywiście robiłam postoje, jak nie było zagrożenia.

Chciałabym kogoś z naszej grupy spotkać.

Nie chce chodzić sama po tym lesie, był strach że mogłam źle skończyć, ale musiałam też być silna i nie mogę się poddać.

Noc spędziłam na drzewie, spokojnie pień był gruby. Na drzewach czułam się bezpieczniej..

Słyszałam strzały "może to ktoś z naszej grupy"-pomyślałam, więc szybko biegłam w stronę wystrzałów.

Gdy już tam byłam za drzewem, starałam się być cicho na wypadek gdyby to był ktoś zły, ale widząc jego tył (postuta) uśmiech pojawił się automatycznie.

-Carl-zakładając czapkę (słyszałam jak był zmęczony) odwrócił się-Lily-podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam, a on się wtulił-Ciesze się że widzę Ciebie-dalej trwaliśmy w tym przytlaniu-Ja też-tu już się oderwaliśmy od przytulania.

-Sam jesteś ?-rozglądałam się (on sam załatwił kilka zombiaków) no nie było ich dużo.

-Z tatą-poprawił znowu kapelusz, ja też bo sunął nam się trochę od tego przytulania-A gdzie ?-nie widziałam go nigdzie-Jest w kiepskim stanie-spuścił wzrok, ale widziałam, że nie był zadowolony z tego.

-Choć zanim ktoś inny się zbiegnie tu-wziął mnie za rękę, idąc z nim (on prowadził) trzymaliśmy się dalej za rękę..

-To jest ten dom-zatrzymaliśmy się oraz pokazał mi ręką na dom w którym się zatrzymali-Carl ja się tu jeszcze rozejrzę-puściłam jego rękę, pokazałam na opszar wokół nas-Sprawdź co z tatą i dołącz do mnie późnej-z początku popatrzał na mnie z zdziwieniem i zmartwieniem, ale później zrozumiał że się nie zgubimy oraz że dam radę-Okej-uśmiechnął się lekko..



Nawet Gdy Świat Się KończyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz