1

163 16 3
                                    

Krew zaczęła zalewać podłogę w posiadłości, widziałem lęk a za razem wstręt w Jego oczach, wyjąłem z jego ciała ostrzę jego ulubionej katany.
Zanurzyłem ją w jego ciele poraz kolejny i za razem ostatni, odebrałem życie tęgo który utrzymywał mnie przy życiu.
Nie zatrzymywałem się nawet czując coraz większy opór spowodowany przejściem przez kolejne organy. Wbiłem je w niego tak głęboko, że całe moje ręce były we krwi.

Spojrzałem na jego ostatni wdech, miałem nadzieję, że usłyszę chociaż głupie przepraszam, za to wszystko co mi zrobił, zamiast tego jedynym dźwiękiem docierających do moich uszu był płacz, Babe i inni płakali nad ciałem Way, który skoczył pod kulę Tonego, spojrzałem na twarz Pete, jednej z osób, której kiedyś ufałem. Teraz ufam tylko sobie, jego wzrok wylądował na mnie.

- lepiej uciekaj - powiedział, a ja nie przejmując się krwią ma rękach przetarłem twarz z potu. Jego krew była teraz na mojej twarzy

- nie będę już nigdy uciekać. - powiedziałem rzucając katanę na podłogę, schyliłem się nad ciało Tonego- w końcu jesteśmy kwita - powiedziałem do jego ucha wiedząc, że i tak już nigdy tego nie usłyszy.

Nie przejąłem się już niczym, poszedłem do w głąb domu, wszedłem do łazienki, spojrzałem na siebie w lustrze, później spojrzałem na swoją twarz, wytarłem ją dłońmi brudząc się tym samym krwią Tonego, którą wręcz spływała z moich rękawów.
Spojrzałem poraz kolejny na siebie, oparłem się o lustro, patrzyłem sobie w oczy, nie byłem świadomy, że będę czuł się taki wolny kiedy odbiorę mu życie.
Nienawidziłem życia z nim, a tym bardziej życia bez niego, byłem wychowany jako pies, byłem na jego każde zawołanie, robiłem wszystko co tylko mi kazał by usłyszeć chociaż najmniejszą pochwałę, ale niedawno zaczął już całkiem mną pomiatać , całkiem zwariował na punkcie Babe.
Jeszcze bardziej wkurzało mnie jak bardzo zadowolony był z Winnera i Way.
Chciałem by chwalił tylko mnie.
To ja miałem być ulubionym dzieckiem...mimo, że nigdy nie traktował mnie jako syna...na dodatek kto normalny wkłada ręce w bieliznę własnego dziecka.

Przez długi czas nie zdawałem sobie naprawdę sprawy, że to złe.
Nie rozumiałem tego jak ochrona i inni pracownicy mówią między sobą, że jestem ulubioną zabawką, myślałem, że Tony chwalił moją pracę, ale zamiast tego większość osób wiedziało do czego mnie zmuszał.

Lecz teraz jestem wolny, uśmiechnąłem się szeroko sam do siebie i nie mogłem powstrzymać Śmiechu, ja zaczynam chyba popadać w paranoję, śmiałem się ile sił miałem w płucach, jednak mimo śmiechu i zadowolenia moje oczy wypełniły się łzami, widziałem teraz w lustrze śmiecia, który cieszył się bo jakiś obleśny chuj powiedział mu miłe słowa po kolejnym gwałcie na mojej osobie.
Nienawidziłem go, nienawidzę nadal, zawsze tak będzie, ale zawsze będę też ścierwem, który potrzebował go bo nikt inny na tym pierdolonym świecie mnie nie chciał.

Kupił mnie jak miałem sześć lat, kupił mnie jak jakiegoś psa, Omega, która mnie urodziła nigdy nie nazwała mnie synem, byłem tylko problemem, była prostytutką, która miała przylecieć tu z Tokio na studia, zamiast tego zaczął sypiać z innymi dla pieniędzy.
Nigdy nie dowiedziałem się kto był moim ojcem, zapewne sam tego nie wie.
Było to dobrze dwadzieścia kilka lat temu, a nadal pamiętam jak wielu mężczyzn odwiedzało nas w mieszkaniu.
Mimo tego, że mnie nienawidził, nigdy nie powoził by któryś z klientów mnie dotknął.
Prawdę mówiąc nie wiem jak spotkał Tonego, pamiętam tylko jego radość kiedy wyznał, że w końcu pozbędzie się mnie ze swojego życia.
Zapewne po nim we krwi miałem fakt, że jestem puszczalskim śmieciem i nigdy nie przerwałem tego co robił mi Tony.
Albo to strach mnie powstrzymywał, bił mnie i upokarzał wiele razy, ale zawsze po tym mówił mi mile rzeczy, zawsze czułem się winny tego wszystkiego.

[ Tears of blood ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz