Rozdział 2

92 9 0
                                    

Weszłam na salę plenarną, gdzie był tłum ludzi a oczy wszystkich skupiły się w tym momencie na mnie. Pociągnęła Fermina za rękę idąc z nim i siadając z boku mównicy czekając na oficjalne rozpoczęcie zaprzysiężenia. Zerknęłam na Fermina i lekko się uśmiechnęłam, wzdychając cicho.

— Stresuje się trochę — powiedziałam patrząc na chłopaka i czując stres i ciekawskie spojrzenia zarówno na mnie jak i na Ferminie.

— Będzie dobrze, Rosa. Poradzisz sobie, wiem o tym. Zawsze sobie radziłaś i tym razem też tak będzie. Jestem tego pewny. A teraz pomyśl o czymś przyjemnym —  powiedział uśmiechając się do mnie i gładząc delikatnie moją dłoń co dodawało mi otuchy. Byłam mu wdzięczna, że w takiej ważnej chwili jest ze mną.

— Dziękuję Fermin, że jesteś ze mną —  powiedziałam przytulając się do niego i przymykając oczy.

—  Zawsze będę. Nie denerwuj się. Niedługo będzie już po —  powiedział uśmiechając się do mnie.

— Otwieram Zgromadzenie Narodowe, na którym przyjmiemy przysięgę od Pani Prezydent Róży Zielińskiej Pérez - powiedziała Marszałek Sejmu otwierając konstytucję z rotą przysięgi. — Proszę powtarzać za mną — powiedziała spoglądając na mnie swoim poważnym wzrokiem.

Skinęłam głową poprawiając marynarkę i patrząc na nią jak i na Marszałka Senatu obecnego podczas zaprzysiężenia.

Podeszłam bliżej zaczynając powtarzac słowa przysięgi trzymając otwartą dłoń na wysokości serca.

— Ślubuję — powiedziałam pewnie zerkając na salę i widząc grobowe miny posłów z prawicy.

Polska jest świeckim państwem... No i niczyja to sprawa, jakie kto ma poglądy. Czy chodzi do kościoła czy nie  pomyślałam i uśmiechnęłam się lekko do prowadzącej uroczystość Marszałek Sejmu.

— Proszę o wygłoszenie orędzia Panią Prezydent Różę Zielińską Pérez - zapowiedziała Marszałek Sejmu zajmując swoje miejsce. A obok niej zasiadł Marszałek Senatu.

Sala plenarna była wypełniona po brzegi łącznie z galerią, gdzie znajdowali się zaproszeni goście nie będący parlamentarzystami.

— Szanowni Marszałkowie, Prezydenci, Państwo Posłowie i Posłanki, Senatorzy  i Senatorki, Przedstawiciele Korpusu Dyplomatycznego, przedstawiciele  Związków Wyznaniowych w Polsce a także szanowni goście. Chciałabym powiedzieć na początku, że jest to wielki moment dla Polski. Dla Polski, w której nastąpiły duże zmiany i na tym tak ważnym stanowisku. Chcę zapewnić, że zrobię wszystko i dołożę wszelkich starań, aby strzec konstytucji, praw obywatelskich. Aby pomyślność obywateli i obywatelek była zawsze moim głównym nie tyle nakazem, co prawdziwą chęcią dbałości o dobro państwa. Chce zapewnić, że dołożę wszelkich starań, ażeby pozycja Polski była szanowna i doceniana. Chciałabym z tego miejsca podziękować za zaufanie i pomoc w mojej kampanii. I każde dobre słowo, które mnie budowalo i dawało wiele energii do działania. Zrobię wszystko, żeby Polska była państwem szanowanym, podziwianym i żeby każdy czuł dumę z tego, że jest obywatelem  Polski —  powiedziałam patrząc na zgromadzonyxh gości, którzy tuż po orędziu zaczęli bić głośno brawo.

Wróciłam na swoje miejsce i usiadłam na krześle.

— Dziękuję, że jesteś Fermin —  powiedziałam uśmiechając się do niego szczerze i przytulając się do niego. Zawsze lubiłam się do niego przytulać. To była taka można powiedzieć moja słabość, z której Fermin był zadowolony.

— To co idziemy? Teraz miała być ta sesja zdjęciowa? - zaśmiał się patrząc na mnie tymi swoimi brązowymi oczami.

Tak miałam słabość do jego oczu i nie, nie jestem w nim zakochana. Po prostu, po prostu jesteśmy przyjaciółmi od dziecka. W końcu jest między nami dziesięć lat różnicy.

—  Tak, teraz sesja zdjęciowa. Zaraz... gdzieś tu był nasz fotograf —  powiedziałam szukając wzrokiem kobiety z aparatem fotograficznym.

— Pani prezydentko, chodźmy teraz na te sesję zdjęciową. Jak już tu jesteśmy to proszę tutaj na miejsce prezydentki. Zrobię kilka ujęć. Pan Pierwszy Gentelmen też. Proszę usiąść obok żony.

— To nie mój mąż  — zaoponowałam patrząc na nią.

—  Prawie mąż —  zaśmiała się ustawiając nas do zdjęć wedle swojej wizji.

—  Prawie mąż — zaśmiałam się przybliżając się do niego i lekko muskając jego policzek. To miało wyglądać autentycznie, więc starałam się to zapewnić.

— A nie chciałabyś? Chciałabyś, widzę to —  powiedział patrząc mi w oczy i delikatnie muskając moje usta swoimi.

—  Fermin, co ty robisz? —  zapytałam patrząc na niego.

— Mamy wyglądać autentycznie, prawda?—  zapytał patrząc na mnie uważnie.

Skinęłam głową i poczułam jak jego usta zatapiają się w moich. Pogłębiłam pocałunek obejmując go w pasie.

— Wyglądacie tak cudownie — zaśmiała się kobieta przeglądając w aparacie zrobione zdjęcia. — Teraz idziemy do pałacu — zakomunikowała i udała się do drzwi. Poprawiłam swoją sukienkę i marynarkę idąc do wyjścia trzymając Fermina za rękę.

Wyszliśmy z Sejmu i wraz z ochroną udaliśmy się prosto do pałacu. Wciąż te duże przestrzenie robiły na mnie wrażenie. Szczerze wolałabym mieszkać w bardziej skromnych warunkach, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.

Westchnęłam cicho wchodząc do pałacu i lekko się uśmiechając. — To gdzie idziemy w pałacu? — zapytałam uśmiechając się do kobiety i trzymając cały czas za rękę Fermina.

— Tak, chodźmy do gabinetu, a później do salonu — powiedziała zadowolona idąc do jednego z biur. Otworzyła drzwi wpuszczając mnie do środka.

— Najpierw tylko zdjęcia  pani przy biurku i przy oknie — wskazała dłonią, abym usiadła przy biurku. Wykonałam od razu jej polecenie siadając przy ogromnym, dębowym, ciemnobrązowym biurku. Wzięłam do ręki plik leżących tam białych kartek spoglądając na nie i lekko się uśmiechając. Następnie poprosiła, aby oprzeć się o krzesło i zerknąć w stronę Fermina co uczyniłam. Zaśmiałam się poprawiając swoje długie, brązowe włosy opadające mi na twarz.

— Świetnie, teraz proszę, ażeby pani podeszła do okna i spojrzała przez nie jakby w dal — powiedziała patrząc na mnie zadowolona. Stanęłam przy oknie patrząc przez nie i lekko się uśmiechając.

— Teraz proszę niech pan narzeczony podejdzie i obejmie panią prezydent w pasie opierając brodę o jej ramię — poinstruowała Fermina i uśmiechnęła się.

Czując dłonie Fermina na swoich biodrach poczułam dziwne dreszcze, których wcześniej nie czułam, albo nie chciałam czuć? Sama nie wiem, to było zdecydowanie za dużo emocji jednego dnia.

Uśmiechnęłam się opierając głowę o jego ramię i patrząc mu w oczy lekko odwracający główę w bok w jego stronę.

Po zrobionej sesji w różnych miejscach podziękowałam fotografce i poszłam prosto do sypialni chcąc odpocząć.

Położyłam się na łóżku przymykając oczy chcąc chwilę odpocząć co było bardzo wskazane po takiej aktywności. Westchnęłam cicho czując, jak Fermin kładzie się obok mnie.

— Nie musisz przecież leżeć ze mną. Jesteśmy przyjaciółmi. Tu jest nasza przestrzeń prywatna — powiedziałam czując się senna.

— Nie muszę, ale chcę — powiedział wtulając się we mnie i lekko muskając moje usta swoimi.

— Fermi, co ty robisz? — zapytałam lekko się do niego uśmiechając.

— Nie mogę się powstrzymać — zaśmiał się całując mnie bardziej.

_______

Ps: w tej historii Fermina 25 lat, żeby zgadzało mi się z wiekiem prezydentki. Rosa ma 35 lat.

Będę wdzięczna jak napiszecie jak się wam podoba? 🩷

Buziaki

Mi Presidenta | Fermin Lopez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz