I.

25 4 0
                                    

Pierwszy dzień zapowiadał się tak nudno, że zamiast ślęczeć pod budynkiem, miałem ochotę iść na dobrą kawę.

Jednak mimo to uparcie stałem oparty o ścianę budynku mojej nowej szkoły - ludzkiej szkoły należało dodać. A wszyscy wiemy jakie one były. Stereotypowe. Barbie cheerleaderka spotykała się z Kenem - futbolistą, a oboje byli otoczeni wianuszkiem równie im podobnych, tandetnych kopii. Patrząc na budynek i tłoczących się do nich uczniów - nie spodziewałem się niczego innego. Nuda. Zero zabawy.

Tak więc wyjąłem z kieszeni mojej skórzanej kurtki paczkę papierosów i odpaliłem jednego. Poprawiłem spadający na moje oczy kaptur bluzy, którą miałem pod spodem i zacząłem obserwować. Leniwie przesuwałem spojrzeniem po uczniach, którzy tłumnie wtłaczali się do murów budynku. Nie zwieszałem wzroku na nikim dłużej niż na kilka sekund, ostentacyjnie ignorując grupkę dziewczyn, które zaczęły chichotać, gdy mnie mijały. Aż się wzdrygnąłem, ponieważ było dokładnie tak jak myślałem - stereotypowo.

Mój wzrok padł na pewną postać, która właśnie wytaczała się z samochodu hamującego przy chodniku z piskiem opon. Dziewczyna -sądząc po jej zachowaniu, spóźniona - miała na sobie puchową kurtkę, a szalik i czapkę naciągnęła tak bardzo, że spomiędzy warstw materiału mogłem dostrzec jedynie wąskie szparki oczu. Od niechcenia patrzyłem jak trzaska drzwiami auta, zbiera książki, które wypadły z jej rąk i biegiem rzuca się w stronę głównego wejścia.

- Będzie bolało. - szepnąłem sam do siebie, patrząc na lód pokrywający chodnik przede mną. - Za trzy...dwa...jeden...- zacząłem odliczać. No i nie myliłem się.

Dziewczyna rozpoczęła dziwny taniec, gdy podeszwy jej butów spotkały się z pokrywą lodu. Przez chwilę wyglądała jakby walczyła o życie - wymachiwała rękami i nogami na wszystkie strony, rozpaczliwie próbując zachować równowagę. Gdy jej ciało w końcu się poddało, klapnęła tyłkiem o ziemię, a torebka wypadła jej z rąk. Czapka nasunęła się na jej oczy tak bardzo, że utrudniła jej widoczność. Nie obejdzie się bez siniaków, pomyślałem i westchnęłam, gasząc papierosa.

Powoli podszedłem do niezdary i wystawiłem rękę w jej stronę, drugą trzymając schowaną w kieszeni dżinsów, zastanawiając się jak można mieć tak słabą koordynację ruchową. Niczym raczkujący bobas.

Dziewczyna powoli odsunęła czapkę z oczu i spojrzała na mnie. Z jej ust wydobył się mały obłoczek - oznaka panującego zimowego mrozu.

Przekrzywiłem głowę, myśląc o barwie jej tęczówek, którą ciężko było mi określić. Bo spod długich rzęs, na których zawisły małe kropelki, patrzyły na mnie szafirowe oczy, których kolor bliżej źrenic wyglądał zupełnie jak morska fala obijająca się o brzeg klifu, a im dalej tym kolor zaczynał bardziej blaknąć, przechodząc najpierw w odcienie fioletu, a następnie w delikatny błękit letniego nieba.

Pozwoliłem sobie spoglądać jej w oczy dłużej niż to konieczne. Wyrwałem się z letargu, lekko trzęsąc przy tym głową. Czekałem cierpliwie aż chwyci moją rękę, co zrobiła po naprawdę bardzo długiej chwili namysłu. I ciszy. I niezręczności.

Dziewczyna niepewnie podała mi swoją skostniałą od mrozu dłoń, więc poprawiłem uchwyt i podciągnąłem ją do góry. Zachwiała się lekko, ale udało jej się utrzymać na nogach. Tym razem. Poczułem na twarzy lodowate smaganie wiatru, który zerwał się niczym ptak do lotu.

Powoli schyliłem się i podniosłem z ziemi torbę na wpół mokrą od śniegu, którą wyciągnąłem w jej stronę.

- Dziędziękkuję. - wyjąkała drżącym głosem.

- Aha. - chrząknąłem i uśmiechnął się cwaniacko, lustrując ją wzrokiem.

Gdy zdjęła swoją czapkę, wysunęły się spod niej blond włosy o kolorze tak chłodnym, że niemal szarym, które połyskiwały lekko muskane wiatrem. Jej malinowe usta zadrżały, po czym skrzywiły się, gdy mocniejszy podmuch sypnął w nas śniegowym pyłkiem.

Somewhere elseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz