Gorzki zapach benzyny zakręcił mnie w nosie. W mieście zawsze było go czuć. Połączenie spalin, dymu i alkoholu. Szczególnie w nocy.
Tutaj mało kto żył.
Wjechaliśmy do tunelu. Nad nami ulica. Ruch niewielki, trup za kierownicą. Brudne budynki z wybitymi szybami. Gdzieniegdzie graffiti - jedyny kolor tego miasta. Mijamy jedną z pomniejszych uliczek. Nów. Zza spalin nigdy nie widać księżyca. Tutaj słońcem jest latarnia, a gwiazdami neony. Krzywi ludzie zza krzywych mord spoglądają.
Tutejsze slumsy są dnem - domem. Mieszkańcy rodzą się, żeby umrzeć. Choć czy oni się w ogóle rodzą? Ze rozpusty, smutku i cierpienia - możliwe.
Tuż obok, z góry patrzą ludzie bez duszy. Ukryci zza złotych łańcuchów i tarczą dolarów. Nie marzą o jutrze, bo ono jest dziś. Istoty o skrzydłach anielskich, przybitych do ściany. W ich szklanych domach, iluzją płynące fontanny i zamknięte na zawsze sejfy.
Kiedy graffiti zmienia się w mural? Kiedy tanie wino w gin? Kiedy papieros w cygaro?
Istotę ich bogactwa przeklnęło to miasto. Teraz już nic nie warte. Teraz liczy się tylko szaleństwo i obłęd. Nie ważne skąd pochodzisz - ono i tak Cię dopadnie.
Wysiadłam z tramwaju.
Nocne miasto było jedynym prawdziwym miejscem. Każdy kto je znał, mieszkał tutaj.
Pełna ulica. Kolorowi ludzie wymieszani ze starością. Niedopałki po papierosach, butelki i karłowata roślinność to jedyne na co nas stać. Kiedy w końcu udało mi się przedrzeć przez tłum, stanęłam pod różowym neonem. To miejsce było tu od zawsze, a ja wraz z nim. Wyjęłam z kieszeni zapalniczkę i powoli odpaliłam papierosa. Dym działał, jak trucizna. Jeśli otruję siebie, otruję innych. Dlatego włożyłam szlugę do ust.
Pod klubem stał ktoś jeszcze. Reszta ludzi nie stała - lewitowali z dala od swoich ciał. Nocne miasto przyciągało wielu różnych potworów.
Mężczyzna w kapturze podszedł do mnie i zagaił:
A tobie nie jest zimno, piękna?
Od razu wyciągnął rękę w moją stronę.
Jednym zgrabnym ruchem zdjęłam z głowy kaptur. Długie różowe loki opadły na moje ramiona. Mężczyzna wyprostował się i uśmiechnął chytrze.
A więc tak... - odpowiedział sobie sam i pochylił się nade mną.
Tłum stał się żywszy - albo ja bardziej wyczulona. Z ucha do ucha. Szeptów było coraz więcej. Taka młoda... tutaj? Z nim? Interesujące. Ciekawe ile dostaje na rękę?
Podstawową zasadą w tym zawodzie jest dystans do siebie i innych. Poza tym tutejsi mieszkańcy na wszystkich patrzyli krzywo. Lepsze to niż ludzie bogaci, patrzący z góry.
Mrugnęłam ciężkimi od tuszu rzęsami. (Nie)znajomy oblizał usta i wyszeptał:
Może wejdziemy do środka?
Nie mam za wiele czasu - odpowiedziałam, a dym sam wyleciał z moich ust.
Szukają cię?
Ciszej, Edward.
Jak na zamężnego czterdziestolatka z dwójką dzieci bez żadnego problemu udawał natręta spod klubu.
Edward pokiwał głową i westchnął. Jego szczurze oczy obserwowały każdą osobę w dzielnicy. Był jednym z najlepszych informatorów w mieście. Gdy zadawał pytanie stwierdzał fakt, ale to bez znaczenia, jeśli nie zapłaciłeś mu wcześniej porządnej sumą.
Stacy, słońce. Który to już raz? - westchnął. - Trzeci w tym miesiącu.
Nie odpowiedziałam.
Co chcesz wiedzieć? - wyjąkał zadziornym tonem.
Czym jest róż?
Zawahał się. Miałam wrażenie, że od kiedy poznał mój prawdziwy wiek męczą go wyrzuty sumienia. Udzielał mi tylko potrzebnych informacji - co z nimi zrobię to już inna sprawa.
Spojrzałam na niego z wyrzutem.
Zależy gdzie. - odchrząknął. - Na północy mówią tak na niektóre substancje... Przy Dużym Placu jest restauracja o tej nazwie...
A w Podziemiu? - dopytałam pewnie.
Edward wytrzeszczył oczy. Podziemie było strefą zamkniętą, dostępną tylko dla upoważnionych mieszkańców. Jak sama nazwa wskazywała - znajdowało się w pod ziemią. Słynęło z tajnego handlu najnowszą technologią, walkami botów i paroma zakładami bukmacherskimi. Lecz jego prawdziwy urok nie był znany nikomu zewnątrz.
A to zależy od kogo usłyszane - odpowiedział ostro.
Rodzicielstwo go zmiękczyło.
Sekret.
Prychnął i odwrócił się. Nie dziwię się - mało ludzie ze mną wytrzymuje.
Zanim zdążył odejść, złapałam go za nadgarstek.
To bardzo ważne...
Ostatnie czego mi potrzeba to problemów z Podziemia - odparł szorstko i szarpnął ręką.
Czarne twarze. To oni wspominali coś o różu.
Edward skrzywił się i odszedł. Zanim zdążyłam go dogonić, zniknął w tłumie. Westchnęłam głośno.
Wróciłam wspomnieniami do poprzedniego wieczoru. Szeptałam je, niby kochankowi przed snem. Szkoda, że nikt nie słuchał.
Róż będzie końcem - to usłyszałam w Podziemiu. Nie wiem od kogo, nie wiem skąd. Stałam po środku głównego placu. Słońce powoli zachodziło. Na ulicach były same duchy. Czarne widma aut i martwe psy. Miałam się schować wśród cieni alejki, gdy jeden z trupów spojrzał na mnie. Na pozór żywy w środku taki zgniły. Jako jedyny mnie widział. Jako jedyny śmiał patrzeć prosto w moje oczy. W Podziemiu tak łatwo nie zwracać na siebie uwagi - tam wszyscy się znają. Każdy rozmawiał z każdym, ale tylko w snach. To tam trafiają najgroźniejsi z martwych, bezdusznych marionetek tego miasta. Czasami mam wrażenie, że jako jedyna tu żyję. A martwi żywych nie widzą. Tylko ten jeden.
Wtedy zaszło słońce. Ciemność ukryła jego zgasłą duszę. Oczy zapłonęły, a źrenice powiększyły. Mglista, jednak jasna aura obudziła się do życia.
Wziął głęboki wdech.
Jakim cudem nieżywy wyglądał jak człowiek?
Nie odrywał ode mnie wzroku - wtedy to usłyszałam. Głęboki męski głos, jakby rzucone przekleństwo na wiatr - Róż będzie końcem.
Tutaj na ulicy byli tylko nieliczni żywi, często dopiero co umierający. Istoty bez duszy i serc. Ostatnie co zostaje przed kresem. Im głębiej w miasto, tym mniej życia. Im bliżej nieba, tym mniej wolności. Im bliżej dna, tym mniej chęci. A z każdym dniem, bliżej śmierci.
Jednak w tym mieście tylko ja chcę żyć.

CZYTASZ
Our Pink Princess
Teen FictionW martwym mieście, pełnym martwych dusz, tylko jedna osoba chce żyć. Stacy jest jedną pozostałością po wolności w upadłym mieście. Wydaje jej się, że zna każde oblicze tego świata - od bogatych drapaczy chmur, zamieszkanych przez anioły bez skrzyde...