Rozdział 1

244 21 8
                                    

Kiedy miałam siódme urodziny nie mogłam się doczekać jednej rzeczy. Aby mój tata przypomniał sobie o obchodzeniu mojego święta, nawet nie patrzą na tort prezenty czy inne bzdety. Albowiem jedyne co dostałam to cios prosto w twarz przypominając mężczyźnie o dniu, w którym stracił miłość swojego życia. Bo przecież byłam dzieckiem, które nie wiedziało, że zabiło swoją własną matkę. Przez następne trzy dni nie poszłam do szkoły z powodu wielkiego sińca na lewym policzku.

Z chwilowego otępiania wyrwał mnie zachrypnięty głos mężczyzny.

-W takim razie, kiedy następne spotkanie na omówienie dalszego ciągu sprawy? - Zapytał Allen Albertson, następnie dodając - Wszak widzę, że Pani Smith śpieszno, więc nie będę zatrzymywać.

-Dziękuje... W takim razie najszybciej będę miała czas... Pod koniec następnego tygodnia w piątek po południu, będzie Panu odpowiadać?

- Naturalnie, nie odmówię pięknej Pani.

Uśmiechnęłam się sztuczne. Prawda jest taka, iż to zwykły kretyn, który sprowadził swoją firmę do upadku wraz z rozwodem trzeciej żony. Chyba śni, że polecę na jego śmieszne słówka warte krocie. Mężczyzna wychodząc odparł szybkie pożegnanie, jak pies z podkulonym ogonem i szybkim krokiem ruszył do drzwi wyjściowych z gabinetu.

Po chwili sama również zabrałam torebkę oraz płaszcz, który wisiał na wieszaku w rogu pokoju, bo choć nie jest on jakoś wielki to lubię to pomieszczenie najbardziej z całego budynku kancelarii. Jest w odcieniach jasne szarości, a większość mebli oraz fotele stojące naprzeciwko biurka są w odcieniach bieli. Mimo wszystko najbardziej w całym pomieszczeniu uwielbiam widok za oknem, który rozciąga się na panoramę miasta.

Przechodząc mijałam pracowników kancelarii, którzy się uśmiechali jakby zobaczyli prezent pod choinkę. Śmieszne. Po wejściu do windy zobaczyłam kilka znajomych twarzy, jednak nie odwzajemniłam ich uśmiechu. Mam serdecznie dość tego dnia oraz tej windy. Nienawidzę wind w każdym ich rodzaju. Jeżeli one mają jakiś rodzaj...

Gdy wyszłam wraz z innymi osobami z tak zwanej puszki, skierowałam się prosto do głównych drzwi wyjściowych, szybkim krokiem przez fakt, że jestem już spóźniona jakieś dziesięć minut. Kurwa.

Po wyjściu z budynku nie poszłam prosto do samochodu. Zamiast tego poszłam prędko w stronę restauracji, w której znajdował się cholerny Lucas Clinton.

Trzy przecznice dalej byłam już pod nie dużym wieżowcem, w którym znajdowałam się restauracja. Nie patrząc na ludzi udałam się do następnej windy. Ten świat mnie nie lubi. Po wjechaniu na drugie piętro rozejrzałam się... I o kurwa. Ten kutafon siedzi z suką Jasmine Chambers. Trzymajcie mnie.

Blondynka była ubrana w żółtą zwiewną sukienkę, jak na lato choć był początek jesień oraz w długie czarne kozaki na wysokim obcasie. Jedno trzeba było jej przyznać, miła naprawdę dobrą figurę jak u modelki, że aż pozazdrościć można.

Dobra, Eden spokojnie to tylko mała wścibska wiedźma nic, poza tym dasz rade. Nie dam. Gdy podeszłam do jakże znudzonego mężczyzny oraz ignorującej to kobiety, szybko przerwałam ich jakże ciekawą rozmowę.

-Witaj, Jasmine jak miło cię dziś widzieć. - Powiedziałam wręcz sarkastycznie oraz dzięki czemu odwróciłam uwagę bruneta od tej blond dziwki.

Dziewczyna najwyraźniej zdziwiona tym, że w ogóle istniej odwróciła głowę w moją stronę po czym uśmiechnęła się sztucznie i szybko odparła.

-O Cześć! - zapiszczała - Eden, jak miło cię widzieć, jednak jak widzisz jestem zajęta rozmową z Lucasem.

Śmieszne.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 01 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

One DreamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz