- Gdzie ja jestem - spytał Paweł patrząc przed siebie w białą pustkę.
- Rozejrzyj się. Jak myślisz, dokąd trafiłeś? Jesteś Po drugiej stronie.
- Czego? Bałtyku? - spytał lakarnum patrząc na Dominika.
- ...nie - Dominik rozejrzał się próbując zrozumieć tok rozumowania rozmówcy.- To druga strona czegoś znacznie mroczniejszego.
- Jesteśmy z powrotem w Polsce? Nie wygląda mi to...
Paweł rozejrzał się wreszcie zwracając trzeźwo uwagę na swoje otoczenie.
Miejsce w którym się znajdował razem z Dominikiem wyglądało jak wybrzeże, z którego nie było jednak widać ani linii oceanu ani lądu.- Przejdźmy się - powiedział Dominik z szerokim uśmiechem na twarzy.
Spóścił głowę i ryszył przed siebie powoli kiedy jego długie, lśniące włosy rozwiewały się we wszystkie strony przypominając Pawłowi o burzliwych falach na morzu.
- Zapewne zastanawiasz się jak się tu znaleźliśmy.
- Tak kurwa nad wszystkim się zastanawiam. Tylko nikt nie chce mi normalnie odpowiadać - powiedział lakarnum podążając za Dominikiem ze złością.
- Jesteśmy teraz w tym słynnym trójkącie bermudzkim. To tutaj stałem się statkiem, kiedy moje serce przestało bić a kapitan włożył je do własnej łodzi by się stąd wydostać, moja dusza odzyskała świadomość. Ciało jednak zostało tutaj.
Paweł poczerwieniał lekko widząc jak Awięc rozpina kilka guzików plażowej koszuli i ze zdziwieniem ogląda teraz zagojoną ranę po wycięciu serca.
- Ale nic nie rozumiem. O czym ty w ogóle pieprzysz.
- W takim razie od początku, co? - Dominik wziął głęboki wdech.- Jesteśmy na pustkowiu dusz, w tak zwanym trójkącie bermudzkim. Trafiłem tutaj przez przypadek kiedy płynąc rekreacyjnie łudką przykryła mnie fala. W czasie mojego poprzedniego pobytu tutaj spotkałem kilka zaginionych statków. Ich kapitanowie zawsze wrogo się na mnie patrzyli. Ale widzisz jak tu jest. Co prawda nie odczówasz głodu ani pragnienia, ale twoja dusza chce się stąd wyrwać. Zaczynasz śpiewać pieśni, wołać tutaj marynarzy i przypadkowych pływaków. Pewnego dnia tracisz kontrolę nad sobą i zwyczajnie zakopujesz się w piasku.
Powiedział i nogą, która przydziana była w brązowy sandał, pogrzebał trochę w piasku aż znalazł tam kość. Ludzkie żebro. Lakarnum przystanął jedynie bez słowa i spojrzał na Dominika starając się nie okazywać strachu, tylko współczucie.
- Położyłem się na ziemi. Byłem już bardzo zmęczony podróżą, ale chciałem żeby piach sam mnie przykrył. Po czasie poczółem czyjąś obecność. Mężczyzna był wściekły. Czułem że maszerował od wielu godzin szukając części. W końcu mnie znalazł. I moje serce. Po tym zdarzeniu to ja byłem statkiem użyczającym jedynie steru kapitanowi. On po powrocie do domu odkrył mój potęcjał. Zaczął mnie rozbudowywać i zarabiać pieniądze na wynajmach i pierdołach. Ale wiedział, że jestem tylko człowiekiem. Dlatego nie popłynął w mój ostatni rejs. Byłeś pierwszą osobą z którą rozmawiałem od czasu utonięcia, ale on wiedział co chciałbym powiedzieć.
Żałuję tylko że nie zdołał trafić tu za moją sprawą jak reszta.- Reszta? Są tu inni?
- Wszyscy rozbitkowie. Rozsiani po całym terenie. Właściwie to w tym miejscu nie ma gwarancji że ktoś nie stoi obok ciebie.
Lakarnum obejrzał się intensywniej niż poprzednio jednak wciąż nie był w stanie nikogo ani niczego dostrzec.
- Boże Dominik, i my tu tak będziemy tkwić w tym pustkowiu?