Rozdział 4

664 35 10
                                    

Wszystko by się udało, gdyby nie to, że się potknęłam o wąż ogrodniczy. Cholera wie, do czego Tej'owi był on potrzebny. Runęłabym jak długa gdyby nie to, że w pobliżu stał Brian. Nie, nie złapał mnie jak na romantycznych filmach, jedynie lekko zamortyzował upadek, przy czym ochlapał się gazowanym napojem ze swojego kubka, który trzymał w ręku. Świetnie, jestem stracona. Szybko się wyprostowałam i spojrzałam na swojego "bohatera". Blondyn miał całą mokrą koszulkę, a mimo to nie wyglądał na rozwścieczonego. Jedynie na zdezorientowanego.

- Przepraszam, jestem straszną niezdarą. To tylko Sprite, spierze się. - pocieszałam go i zrobiłam idiotyczny uśmiech, który miałam nadzieję mnie ocali. Brian zdjął koszulkę. Moim oczom ukazała się umięśniona klatka piersiowa. Wysportowana sylwetka świetnie pasowała do opalonej skóry. Z zachwytu nieświadomie lekko otworzyłam usta. Chłopak chyba na szczęście tego nie dostrzegł.

- Spokojnie, wypadki chodzą po ludziach. - uśmiechnął się do mnie.

- A ten samochód to myślałam, że do sprzedania, nie miałam pojęcia, że należy do ciebie. - próbowałam zgrywać głupią.

Blondyn roześmiał się. Spojrzał na mnie z politowaniem. W tym czasie wrócił Parker z dwoma pudełkami pizzy.

- Częstujcie się. - rzekł dorwawszy się do pierwszego kawałka. Przyznam szczerze, że i mnie złapał mały głód, więc i ja chętnie zjadłam posiłek.

- Widzę, że już się poznaliście. - rzekł mój czarnoskóry kolega z pełną buzią. Wskazał na mnie i Briana. Zestresowana wymieniłam spojrzenie z przystojniakiem i uśmiechnęłam się do Tej'a.

- Właściwie to nie do końca. - zaczął blondyn. - Brian O'Conner. - kiwnął głową i podał mi rękę.

- Christina Carmen - odwzajemniłam uścisk dłoni.

Od tamtej pory można powiedzieć, że wielmożny O'Conner nie odezwał się do mnie ani słowem. Rozmawialiśmy w grupie, żartowaliśmy i zapoznawaliśmy. Strasznie polubiłam Snuki, która świetnie opowiadała o całym świecie ściganta z kobiecej perspektywy. Potem dołączył Tao i tak w jeszcze większej ekipie spędziliśmy popołudnie. Kiedy zaczęło się ściemniać stwierdziłam, że pora wrócić do domu. Wszyscy nalegali bym została choćby na piwko, ale nie miałam ochoty. Do odwozu mnie zaoferowała się moja nowa koleżanka . Kiedy tylko wsiadłyśmy do auta, koreanka zaczęła rozmowę.

- Jesteś szczęściarą. - rzekła patrząc przed siebie.

- Czemu? - dopytywałam, jednak od razu domyśliłam się, że chodzi o niego.

- Upadłaś na Briana. To świetny kierowca i gorący facet. - rozmarzyła się.

- Nie przykładałam do tego uwagi.

-Nie kłam, że nie zainteresowałaś się nim. Widać, jak czekałaś żeby coś do ciebie powiedział. On z kolei ukradkiem na ciebie zerkał.

- Coś się mylisz, koleżanko. Jest jak każdy inny. Niczym się nie wyróżnia. - przygryzłam delikatnie wargę.

Mimo woli przytaknęła mi. Zapewne dalej by się ze mną droczyła, ale stałyśmy właśnie przed moim domem. Podziękowałam jej za podwózkę i popędziłam do mieszkania. Kiedy tylko weszłam, rzuciłam się do kontaktu i ładowarki. Moja komórka była przez cały dzień rozładowana. Co jeśli Megan coś się stało? Wciąż walczyłam z myślami i napawałam się nadzieją, że nic jej nie jest.

Minęła może godzina, na zegarze wybiło jedenaście minut po jedenastej w nocy. W tym czasie wzięłam głęboki i odprężający prysznic. W telefonie nie miałam żadnych wiadomości, czy nieodebranych połączeń. Pustka. Włączyłam telewizor i wyjęłam swoje ulubione chipsy z szafki. Upadłam na sofę i poczęłam zmieniać kanały. Po chwili usłyszałam dzwonek od drzwi. Kto o tej porze może się do mnie dobijać? Może Megan? Nie byłam tego pewna więc wyjęłam z szuflady najprawdziwszy pistolet. Nie pytajcie, skąd go mam. W każdym razie chwyciłam go i powoli otworzyłam frontowe drzwi. W progu stał nie kto inny jak mój nowy obiekt zainteresowania.


F&F | Miami CashOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz