W pewnym lesie mieszkają niesamowite stworzenia. Co mam przez to na myśli? Chodzi o hybrydy.
No ale czym one właściwie są? Można by rzec, że są to ludzie posiadający wilcze cechy. Mają one wilcze uszy i ogon, ostre jak brzytwa zęby i dużo bardziej pobudzone instynkty.
Zamieszkują lasy. Podzielone są na watachy, grupy posiadające zarówno swoje określone terytoria w części lasu, własnych wojowników, mieszkańców wiosek i przywódcę. W tym konkretnym lesie na którym skupia się cała historia, isnieją 4 takie grupy - Klan ognia, Klan liścia, Klan wiatru, i Klan wody. Najlepiej rozbudowanym z nich jest Klan ognia. Mają największą populację, co za tym idzie więcej wojowników, i lepsze warunki do życia.
***
- Proszę wszystkich o uwagę! To już kolejny przypadek gdzie jeden z nas zostaje schwytany przez te przebrzydłe kreatury! - Powiedział widocznie rozgniewany Axel, stojąc na wielkim głazie.
- Ależ wodzu! Nasz klan ma najlepszych wojów! Co jeszcze możemy zrobić aby chronić się przed ludźmi?... - Powiedział jeden z osadników, widocznie przejęty całą sprawą tak jak i wszystkie hybrydy zebrane wokół kamienia.
- Chciałbym aby od teraz nikt nie opuszczał terytorium naszego klanu, nie wspominając już o zbliżaniu się do krawędzi lasu. Nie możemy pozwolić aby ludziom uszło to na sucho. - Powiedział wódz donośnym głosem, upewniając się że każdy go usłyszał.
- A może nie wszyscy ludzie tacy są? - Powiedział nagle młody wilczek, który wcześniej niezauważenie wdrapał sie na kamień, teraz siedząc tuż obok wodza.
- Co do-... - Axel na chwilę przerwał, myśląc nad odpowiednimy słowami. - Mel, co ja ci mowiłem o przerywaniu mi w moich przemówieniach? Jesteś strasznie upierdliwym dzieciakiem... - Powiedział z westchnięciem, po czym zagestykulował do jednego z wojowników aby zabrali stąd młodego wilczka.
Wojownik podszedł, podniósł Mel i posadził go na trawie nieopodal, teraz obserwując go, upewniając się że nic już nie nabroi.
Mel siedział, lekko rozgniewany. Skrzyżował ręcę i zrobił nadąsaną minę. Po chwili odwrócił wzrok i zauważył małego motylka. Pod nieuwagę strażnika który teraz słuchał dalszego przemówienia wodza, wymknął się i zaczął biec za motylem, nieświadomie oddalając się od centrum wioski.
Gdy Mel wreszcie złapał ukochanego motylka w obie ręcę, zauważył że nie jest już w wiosce. Teraz otaczały go jedynie drzewa, drzewa których nie znał. nie mógł nawet wyczuć niczego co było mu znane. - Gdzie ja właściwie jestem? - Zapytał się sam siebie, teraz chodząc w kółko. - Okej, opanuj się Mel... Masz bardzo sprawny nosek, więc wysil się i znajdź drogę powrotną! - Gadał tak do siebie panikując, aż nie usłyszał głosu za sobą.
- Ej, nie wyglądasz mi jakbyś był stąd. - Powiedział zirytowanym głosem starszy od niego dzieciak, celując ostrzem włóczni wprost na młodego wilczka.
Mel obrócił się natychmiast i spojrzał na dość nietypowo ubranego, starszego od siebie chłopca. Zauważył że ma inny znak na ramieniu, i ubrany jest w bardziej obdarte ubrania w zielonym odcieniu. Chłopak miał dużo blizn i nowych ran, i przez włócznię Mel natychmiast rozpoznal ze jest on wojownikiem z innego klanu. - Ale czad! Jesteś wojownikiem prawda??? Ale super! Też zawsze chciałem nim zostać ale muszę jeszcze dużo ćwiczyć! Opowiedz mi jak to jest! Masz specjalne przywileje od wodza? Musisz codziennie trenować? Tak czy siak super!'' - Mówił szybko, a jego ogon nieopanowanie machał w prawo i lewo.
- Rany, opanuj się trochę. - Powiedział chłopak i schował włócznię, przypinając ją do specjalnego pasa na jego plecach, zdając sobie sprawę że stojący przed nim mały wilczek nie jest żadnym zagrożeniem. - Jestem wojownikiem z klanu liścia, a ty wszedłeś na nasze terytorium. - Powiedział chłopak, nadal bacznie obserwując Mel'a tak na wszelki wypadek.
- Goniłem motylka. - Powiedział Mel, patrząc dużymi oczami na wyższego od niego chłopaka, zwracając uwagę na każdy skrawek jego ubioru.
- ... - Chłopak na chwilę zamilkł, teraz patrząc na Mel jak na kompletnego idiotę. - Super, nie obchodzi mnie to. Teraz wypad albo wygonię cię stąd siłą.
Mel już nie zwracał uwagi co mówi starszy od niego chłopak, zaczął chodzić od drzewa do drzewa, wąchając otoczenie. - Łał! Wszystko tu pachnie inaczej! Ty też wyglądasz jakoś biedniej, masz rozczochrane włosy i w ogóle... - Powiedział Mel, nie zdając sobie nawet sprawy że to co powiedział może być w jaki kolwiek sposób obraźliwe.
- Dzięki. - Powiedział chłopak, próbując ukryć swoją złość pod płaszczem obojętności. Chwilę czekał aż Mel się trochę uspokoi i przestanie biegać w tę i we w tę , ale gdy zauważył że do tego prędko nie dojdzie, złapał Mel za kołnierz od ubrania i z łatwością podniósł do góry. - Słuchaj ty mały-... Zaczynasz mnie wkurzać. Nie słyszałeś jak mówiłem ci że masz stąd iść? - Powiedział, już dłużej nie ukrywając swojego zirytowania i złości.
Mel tylko uśmiechnął się lekko. - Ale ja nie chcę jeszcze iść.
Chłopak zawarczał cicho, nie potrafiąc już dłużej opanować złości. -To masz problem! Nie znasz podstawowych zasad jakie działają we wszystkich klanach?! - Jego uścisk na kołnierzu Mel stał się silniejszy, sprawiając jednocześnie że Mel zaczął mimowolnie czuć się zagrożony, a jego uszy opadły w dół.
- Po prostu... Tu jest tak inaczej i zawsze chciałem porozmawiać z kimś z innego klanu... Bo ja nie mam żadnych znajomych... - Powiedział Mel i opuścił lekko łepek na dół.
- No popłacz się. Nie interesuje mnie że biedna sierotka z innego klanu ma źle w życiu i nie potrafi się z nikim zaznajomić! - Rzucił Mel na ziemię, wyciągnał włócznię i skierował wprost na niego. - Nie jesteś jedyny, bekso. - Powiedział, patrząc na Mel z wyższością i czymś podobnym do nienawiści, dając mu jednocześnie znak że powinien jak najszybciej sobie pójść albo nie zawacha się go skrzywdzić.
Mel popatrzył chwilę na chłopaka, po czym wstał, otrzepał ubrania, i nie podnosząc głowy w górę powiedział. - Pokaż mi chociaż drogę.
Ale starszy chłopak już odchodził w innym kierunku, chowając swoją włócznię. - Musisz radzić sobie sam jeśli chcesz zostać wojownikiem jak ja.
Mel patrzył chwilę na odchodzącego chłopaka, czując jak w oczach zbierają mu się łzy. Jednak szybko je wytarł i zaczął szukać drogi powrotnej.
Po paru godzinach błądzenia w tę i we w tę, Mel wreszcie dotarł do miejsca blisko swojej wioski. Była już noc, więc położył się pod podrapanym drzewem. Czuł jak lekki, chłodny wiaterek wieje mu prosto w twarz. - Dobranoc wodzu. Dobrnoc wszystkim... - Po tych słowach zasnął, jak każdej nocy pod jednym drzewem.
CZYTASZ
Ten wybrany Wilk
FanfictionMłoda hybryda od najmłodszych lat podziwia ich wodza. Marzy o wstąpieniu do armii i trenuje s całych sił.