Rozdział 12

41 5 10
                                    

Blaise

-Kochanie....to....ty?

- Tak, głuptasie- odpowiedziałem dla żartów, ale wcale nie było mi to śmiechu. Nie wiedziałem co się stało, że dziewczyna zemdlała. Powinniśmy jechać do lekarza?

- Przecież wiem, że to ty, Blaise- odparła dziewczyna leżąc z zamkniętymi oczami.

- Mhm. Boli cię coś?- zapytałem

- Nie, co ty się tak martwisz?

- A jak mam się nie martwić skoro straciłaś przytomność, niewiadomo z jakiego powodu.

- Nic mi nie będzie- odparła i zaczęła sie podnosić. Wydawała się blada, ale tak to chyba wszystko dobrze. No może oprócz tego, że wydawała się chudsza. Jednak nie skomentowałem tego.

- Idę do siebie- powiedziała i powoli ruszyła w stronę schodów. Była osłabiona, ale to chyba przejdzie. Oby

Vanessa

- Ale wstyd - szepnęłam do siebie. Gdy byłam nieprzytomna to śniło mi się, że miałam męża i gdy byłam sama w domu ktoś wszedł do niego. Wtedy właśnie zapytałam się,,kochanie to ty?". Nie zrobiłam tego specjalnie po prostu nie wybudziłam się jeszcze dobrze ze snu, o ile w ogóle omdlenie można nazwać snem. Załóżmy, że tak.

Przechodząc koło pokoju Blaise'a wpadła mi do głowy pewna myśł. Odkąd tu mieszkam zastanawiałam się jak on ma w pokoju. Czy jest umalwany na jasne kolory czy raczej ciemne? Byłam ciekawa jakie ma meble i gdzie są poustawiane.

Stałam pod drzwiami jego pokoju i wahałam się. Chłopak był w salonie na dole, więc to dobra okazja, żeby trochę poszperać. Oczywiście tak tylko się rozejrzeć. Nie będę grzebać mu w szafie.

Z natury byłam bardzo ciekawskim człowiekiem i wszystko przeważnie chciałam wiedzieć. Dlatego zlekceważyłam myśli, które odrzucały ten pomysł i położyłam rękę na klamce.

Na drzwiach była tabliczka z napisem ,,Nie wchodzić", ale wogóle się nią nie przejmowałam.

Gdy już miałam otwierać, usłyszałam za sobą znajomy głos.

- Potrzebujesz czegoś?- zapytał kpiąco Blaise Wilson, bo kto inny jak nie on? Musiał akurat teraz przyjść na górę? Niewinnie bym się rozejrzała po jego pokoju i sobie poszła. A tu klapa, zostałam przyłapana na gorącym uczynku. Moim argumentem jest to, że jeszcze niczego nie zrobiłam. O ile to wogóle można to nazwać argumentem.

- Nie, tak tylko chciałam zajrzeć- odparłam pewnym siebie głosem

- Do mojego pokoju? Nie pomyliły ci się drzwi?- prychnął

- Oczywiście, że mi się nie pomyliły. Wiem gdzie jest mój pokój i to bardzo dobrze. Po prostu byłam ciekawa jak wygląda twój.

- Nie widziałaś tabliczki?- zapytał

- Widziałam! Przestań się mnie czepiać i pokaż mi ten pokój.- Rozkazałam tonem nieznoszącym sprzeciwu.

- Nie

- Czemu?

- Nie będę miał z tego żadnych korzyści- odparł przewracając oczami i wymijając mnie. Chyba chciał wejść do pokoju.

- A kto powiedział, że nie będziesz miał?- zapytałam unosząc jedną brew. Zaciekawiony zatrzymał się z ręką na klamce i odwrócił w moją stronę.

- Co proponujesz?

- A skąd ja mam wiedzieć?! Sam coś wymyśl.- odparłam wzruszając ramionami

- Zachowam sobie tę przysługę na przyszłość- powiedział cwanie się uśmiechając

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 17 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Never Say NeverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz