Zarodek ciemności

4 0 0
                                    

W niewielkim motelu przecinającym drogę ze Lwowa na obszary Rosji, młodzieniec nieznany żadnemu mieszkańcowi zasiadł obok recepcji, krawędzią swej dłoni nacisnął na dzwonek, który miał ogłosić recepcjoniście przybycie gościa, młodzieniec siedział chwilę, czekając na obsługę czuł na sobie wzrok ludzi zasiadających wokół. Każde z oczu było skierowane w jego stronę nikt nie był w stanie dostrzec jego twarzy przez strój przysłaniający jego twarz, jednak jego dłoni zostały zauważone wyglądały jakby jakiś niewprawiony rzeźnik próbował je oskórować, całe poranione, zakrwawione, naskórek na jego dłoniach odpadał niczym śnieg zrzucany z dachów porą zimy. Jednak młodzieniec zdawać się mogło nie czuł bólu. Po krótkim oczekiwaniu, które jednak dla młodzieńca dłużyło się niczym szum radia, które nie odbierało sygnałów, wyszedł recepcjonista, mając lekko zaczerwienione policzki od alkoholu, który podpijał na przerwach, recepcjonista spojrzał na mężczyznę.

– Po co przybywasz szkarado? – rzekł z odrazą.– Przybyłem jedynie by odpocząć mości panie. – odrzekł mu młodzieniec.

– Hahahaha! – Parsknął ze śmiechem recepcjonista – gdy cię widzę muszę wstrzymywać wymioty, jeśli chcesz tutaj być, choć chwilę dłużej zapłacisz o stokroć więcej niż reszta gości.

Młody chłopak z kieszeni wyciągnął mały portfel, który był cały w naszytych na uprzednie dziury łatkach, delikatnie rozpiął go i wyciągnął wszystko, co w nim było.– Czy to wystarczy? – zapytał bez emocji młodzieniec. Recepcjonista spojrzał na leżące na blacie monety.

– Idealnie mieścisz się w koszcie – zaśmiał się recepcjonista.

– Masz klucze młody – rzucił w mężczyznę kluczami.

Te upadły na ziemię z metalicznym hukiem uprzednio uderzając młodzieńca w twarz, ten, jednak nie zareagował na to i powoli schylił się po nie, był na nich wyryty mały napis 14, więc w stronę tego pokoju wybrał się młody mężczyzna. Przez całą drogę spoglądał na ściany, na każdej z nich były obrazy przedstawiające kaplice, kościoły lub świętych... ale był jeden obraz wśród tych wszystkich, który przykuł uwagę młodzieńca, był nim obraz przedstawiający piekło niemal identyczne do tego z „Boskiej Komedii" Dantego, widząc ten obraz młodzieniec westchnął i odszedł dalej.

Noc ta nie była dla niego wyjątkowa, nie różniła się niczym, niż to, co zdarzyło mu się kiedykolwiek, słyszał śmiechy dochodzące z recepcji i jedyne, co czuł to samotność brak zrozumienia. Od zawsze był samotny, pozostawiony samemu sobie nawet przez własnych rodziców, którzy porzucili go, gdy ten miał 10 lat. Podczas tych rozmyśleń sięgnął po naszyjnik, na którego tyle było napisane „Najdroższy Noe".

– Noe co? Memu żywotowi niedane było zaznać łaski Boskiej, tak jak synowi Lameka. – zaśmiał się delikatnie.

Wtedy Noe położył się zmarnowany na materacu i ułożył się do snu, pomimo problemów ze snem, które towarzyszyły mu tej nocy udało mu się zasnąć. Podczas snu młodzieniec odleciał na jawę, w której wyobrażał sobie żywot, którego byłby w stanie doznać, gdyby nie to jak pokrzywdzony został przez życie. Wtem nastał kolejny poranek, który jednak nie świadczył dla Noego, niczego, dobrego. Noe lekko przecierając oczy wyszedł z motelu delikatnie, tak aby nikogo nie przebudzić, wychodząc na dwór w jego twarz zawiał delikatny zimny wiatr zwiastujący nadchodzącą jesień.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 10 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Vanitas vitae humanaeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz