Niepamięć. Rozdział 1

40 9 3
                                    


WCZEŚNIEJ

sobota, 28 października 2017 roku

20.46

Henryk Wagner otworzył oczy. Zdezorientowany otaczającą go ciemnością zaczął intensywnie mrugać.

Nic.

Nic... Dlaczego?

Śnił? Stracił przytomność? Obudził się czy...?

Gdzieś za sobą, w oddali, usłyszał odgłos zapuszczanego silnika. Odruchowo chciał zwrócić twarz w tamtą stronę, ale jego głowa nawet nie drgnęła.

Pojazd.

Jaki pojazd?

Samochód. Znał ten dźwięk... Wiedział, że go zna. Tylko skąd?

Warkot wzmógł się, koła buksowały, jednak maszyna szybko pokonała przeszkodę. Dźwięk pracującego silnika odnalazł równomierny rytm, zaczął się oddalać, aż w końcu zamilkł.

Teraz Walczak słyszał tylko własny oddech.

Jego wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności. Po chwili mógł rozpoznać pomieszczenie.

Wyłożona kaflami zrujnowana łazienka wielkości jednostanowiskowego garażu. Metalowe drzwi z kratką wentylacyjną u dołu, wbite w ścianę z cegły widocznej pod odchodzącym przy ościeżnicy tynkiem.

Był tu.

Wiedział, że kiedyś już tu był...

Pamiętał, jak jej dotykał. Ręka Wagnera wydawała się ogromna, gdy obracał ku sobie jej twarz. Pamiętał kolor skóry na pachwinach, który tak go zaskoczył. Nie biały, nawet nie mleczny. Delikatny jak mgła. Eksponujący gęstą sieć naczyń krwionośnych, jakby powłoka okrywająca nieruchome ciało była przeźroczysta. Pamiętał słodki zapach jej szyi, który tak go podniecił. Zapach, którego nie czuł od tak dawna... – zbyt dawna, by potrafił go zidentyfikować. Przypominał mu jakiś posiłek z dzieciństwa.

Zapach.

Zapach...

W pomieszczeniu czuć było piwniczną wilgoć, zgniliznę, nocne powietrze. Było jednak coś jeszcze. Coś, czego zapach wyczuwał na samym sobie. Strach.

Zdał sobie sprawę, że na czymś siedzi. Miał za sobą twarde oparcie sięgające połowy pleców. Ciało tkwiło nieruchomo, wciśnięte między wysokie podłokietniki. Odchylona w tył głowa dotykała ściany. Ręce zwisały bezwładnie wzdłuż krzesła. Wysunięte nogi opierały się o posadzkę wewnętrznymi krawędziami stóp.

Ktoś go związał? Nie... Chyba nie. A nawet jeśli, zdrętwiałe ciało nie potrafiło rozpoznać źródeł skrępowania; musiało się przyzwyczaić do więzów.

Walczak spróbował przechylić głowę, by przyjrzeć się ciału.

Bez skutku.

Ten tymczasowy paraliż potrafił sobie jednak wytłumaczyć. Prawdopodobnie jego przyczynę sam przechowywał w zabezpieczonej insulinówce, włożonej do przedniej kieszeni kamizelki. Zabierał ją ze sobą na niemal każde z podobnych spotkań na wypadek, gdyby TO znów się do niego zbliżało. Gdyby inaczej nie potrafił TEMU ulżyć. Gdyby nie był w stanie TEGO w sobie pokonać...

Mimo zapiętej kurtki drżał na całym ciele. Jednocześnie czuł, że mokra od potu koszula lepi się do skóry. To musiały być objawy zaburzeń termoregulacji występujących po podaniu sedazinu.

Skoro jeden mililitr wystarczyłby, by ją uśpić i zwiotczyć mięśnie na trzy do czterech godzin, przy jego masie ciała działanie ksylazyny powinno całkowicie ustąpić najdalej po dwóch. Ile czasu już minęło? Od jak dawna tu jest...?

Przypomniał sobie, jak upuściła butelkę. Pstryk. Wyciągnął ręce przed siebie, by ją złapać. Pstryk. Położył ciało na podłodze. Pstryk. Obrócił ją na plecy. Pstryk. Ułożył jej ramię na twarzy tak, jakby chciała osłonić się od wymierzanego w nią ciosu. Pstryk. A jednak pod jej ręką wciąż widział tamtą twarz. Białą jak płótno, po którym ścieka krew. Pstryk.

Dalsze wspomnienia oddaliły się od niego, jakby pamięć została wciągnięta w zwężający się tunel. Nie pamiętał nawet przyczyny utraty przytomności. Upił się? Zemdlał? Ona obudziła się i... Ale przecież... Butelka. Pokój trofeów. Jej oczy. Jej diabelskie oczy.

Czy to możliwe? Czy mogło być tak, że...?

NiepamięćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz