9

838 78 48
                                        

Witam :) Kolejny rozdział pojawi się 28 kwietnia, ale po nim będzie przerwa aż do 8 maja. Jest to spowodowane tym, że 27.04 biorę ślub, a dzień później wylatuję na wakacje. Chociaż rozdział jest już przygotowany, to jak wrócę, najpierw chciałabym ogarnąć życie. Stąd ta daleka data. Chyba, że w międzyczasie uda mi się napisać więcej rozdziałów na zapas, to w tym z 28 kwietnia dam znać ;)

Niezmiennie rozdział zadedykowany jest NieSpermNaMnie

Płuca płonęły mu żywym ogniem za każdym razem, gdy brał głębszy wdech. Starał się zatem oddychać płytko, tylko że to przynosiło chwilową ulgę, bo po paru minutach palenie powróciło ze zdwojoną siłą. Według pielęgniarki musiał zacisnąć zęby i próbować oddychać jak najgłębiej, aby jak najwięcej tlenu dostało się do krwioobiegu. Łatwo jej mówić, bo to nie jej ciało płonie od środka. Próbował zmieniać tory oddychania i naprzemiennie oddychać dolno i górnożebrowym, ale i to po kilku razach zawodziło. Gdyby jeszcze dało się ten ból złagodzić jakimikolwiek medykamentami, ale jak na złość, ból w tym wypadku był potrzebny w procesie leczenia. Kto to wymyślił?! Podobno ból uszlachetnia. Cóż, chyba nie jego, bo jedyne o czym marzył, to o rzuceniu czymś ciężkim w bliżej nieokreślonym kierunku. Do tego wszystkiego dochodził kaszel. Ostry i ciężki, wydobywający się z otchłani jego ciała, który gdy się zaczął, potrafił trwać nawet kilka minut. Miał tego serdecznie dość!

- Obiadek, moi drodzy. - zaćwierkała pielęgniarka, przyjeżdżając z dwoma tacami dla pacjentów. - Panie Malfoy, jak pan Potter zje, to pana nakarmi.

Harry jęknął w myślach, pochylając się nad zupą dyniową. Do tej pory nie wiedział czemu trzy godziny wcześniej zgodził się na karmienie Ślizgona. Kiedy się obudził i usłyszał jak wszyscy spychają z siebie odpowiedzialność za pacjenta, zrobiło mu się go po ludzku żal i dlatego zaoferował swoją pomoc. Tylko, gdy uzdrowiciele wrócili do Kliniki, do niego dotarło na co się zgodził.

Problemu nie stanowiło karmienie drugiej osoby. Nie miał problemu nawet z karmieniem jakiegokolwiek innego ucznia, który byłby ze Slytherinu. Problemem było to, że miał karmić Malfoy'a. Człowieka, który jeśli nie wydobrzeje z idealną twarzą, to obwiniać będzie o to wszystko Pottera i jego złe karmienie go. I to stanowiło powód, dlaczego już żałował, że zgodził się pomóc. Tylko nie było wyjścia. Pani Pomfrey zniknęła w swoim kantorku i nie miała zamiaru z niego wyjść. Musiał sam się wszystkim zająć.

Zjadł w spokoju zupę, krzywiąc się z bólu, przy każdym poruszeniu klatką piersiową i powoli usiadł na łóżku, z nogami zwisającymi w stronę podłogi. Czuł jak po udach i łydkach biegnie stado mrówek, a w miejscu ugryzienia przez druzgotka widnieje ciemna blizna. Super, kolejna do kolekcji, jakby nie miał ich wystarczająco na ciele.

Podniósł głowę i pierwszy raz od momentu wylądowania w skrzydle szpitalnym spojrzał na swojego sąsiada.

- O cholera! - wymsknęło mu się, a oczy Malfoy'a poruszyły się dziko w panice.

- Aż tak źle?! - powiedział, mogąc ruszać tylko ustami. Uzdrowiciel unieruchomił mu tylko złamane okolice, dzięki czemu chłopak mógł mówić, ale nadal się nie poruszać.

- Nieee...

- Potter, nie kłam!

- Nie no, mogło być gorzej.

Gdyby ktoś mu nie powiedział, że to Draco Malfoy, to by nie uwierzył. Twarz była zniekształcona i jakby przekrzywiona. Nos był spuchnięty i sinofioletowy, tak samo jak czoło, z jednej strony lekko wklęśnięte. Wszystko razem utrzymywało rzucone przez uzdrowiciela zaklęcie, ale całość wyglądała jakby miała się rozsypać przy drobniejszym dotyku.

Sentire tuum gustum #drarry ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz