Rozdział 3

108 4 0
                                    


Cały wieczór praktycznie spędzamy razem. James opowiada mi o swoim życiu, a ja tylko słucham. Kątem oka ciągle wypatruję Antony'ego, by nic mu się nie stało. Matka by pewnie mnie do domu nie wpuściła, gdyby się czegoś potwornego dowiedziała, a tym bardziej, że podczas zabawy brata, ja rozmawiałam z chłopakiem, który pożyczył mi spodenki.

James jest naprawdę przystojny. Nigdy za bardzo nie uganiałam się za facetami. Bardziej wierzę w przeznaczenie. Miłość przecież w każdej chwili może się pojawić. Przynajmniej tak mówił tata.

Milknie, gdy już skończył opowiadać historię o tym, jak zdenerwował Panią Shey i trawił na dywanik dyrektora.

- O czym myślisz? - pyta po chwili, a ja zerkam na jego duże oczy.

Wzdycham i znów kieruje wzrokiem na mojego braciszka. Aktualnie jest na karuzeli.

- O tym, jak bardzo zazdroszczę ci takiego życia.

Patrzy na mnie skupiony, po czym marszczy brwi.

- Dlaczego zazdrościsz?

- Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, nie mam takiego luzu.

Nie odpowiada, pewnie czeka na ciąg dalszy. Zastanawiam się, czy opowiadać o tym nieznajomemu. Ale on mi długo mówił o sobie. Więc chyba moja teraz kolej.

- Dwa lata temu zginął mój ojciec. W wypadku samochodowym. Jechałam tam z nim - mówię i gapię się przed siebie. - Ciężko to znieśliśmy. Tata był najlepszym przyjacielem w życiu. Z mamą nie miałam takiego kontaktu. A jak tato umarł, mama zamieniła się w diabła - mówię już ze łzami w oczach. - Teraz wyznacza nam godziny, wrzeszczy i ...

- I?

- Nie ważne - mówię po chwili i wstaję. - Tony! Wracamy, zaraz dwudziesta.

Brat szybko w podskokach przychodzi u uśmiecha się po uszy.

- Odprowadzę was - mówi James, a ja marszczę brwi.

- Nie musisz...

- Ale chcę - nalega, a ja kiwam jedynie głową i wracamy do domu.

Droga do domu wydaje mi się strasznie długa. Milczymy, nikt nie mówi. Na szczęście pod same drzwi jesteśmy przed dwudziestą.

Nie wiem czemu tak naprawdę powiedziałam mu o moim życiu. Przecież znam go ledwie kilkanaście minut. Jestem głupia, ale w głębi serca czuję, że mogę mu po części zaufać. Zachowuje się inaczej niż innych chłopcy z mojej klasy.

- Do zobaczenia, Tony.

- Dobranoc! - odpowiada i wbiega do domu. Ja jeszcze zostaję.

- Dzięki za towarzyszenie nam.

- Luz. Miło było cię poznać, Lily - uśmiecha się i powoli odkręca się, by pójść.

- James? - pytam, a on zerka na mnie. Muszę to zrobić przecież, to moja jedyna szansa. - Dasz mi swój numer telefonu?

Nie odpowiada od razu. Wpatruje się we mnie, a ja mam ochotę zakopać się pod ziemię. Świetnie, chyba coś zjebalam.

- Jasne - mówi i uśmiecha się znów.

Podaje mi swój numer i odchodzi, a ja z szczerym uśmiechem wchodzę do domu.

Jestem naprawdę szczęśliwa. Nawet zauważając siebie w lustrze, dziwię się, że przypadkowy chłopak sprawił mi taką radość. Albo sprawił, że w końcu się uśmiecham szczerze.

- Liliano, kolacja stygnie - słyszę głos rodzicielki, a mój humor diametralnie się zmienia. Wchodzę do kuchni, gdzie znajduje się już kompletna rodzina. Tony powoli kończy jeść swoje ulubione tosty, a oczy ma utkwione w talerz. Dziwne, bo ostatnim razem uśmiechał się po uszy, gdy usłyszał o swoim ulubionym daniu.

Słońce Naszą NadziejąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz