P R O L O G

13 2 2
                                    

* Nieznajomy *

- 15 lat wcześniej -

Moja mama mówiła, że sny towarzyszą każdemu. Te dobre i przyjemne przytrafiały się silnym dzieciom, które nie musiały stawać się nadzwyczaj silne, bo były wystarczająco gotowe na dorosłe życie. A koszmary trafiały się słabym by mogły stać się silniejsze by przetrwać.

Nie wierzyłem, że to była prawda. Moja mama mówiła tak bym nie czuł się gorszy wśród dzieciaków w moim wieku, które dyskutowały o tym, co im się śniło. A co miałem powiedzieć ja? Śnił mi się ogromny pająk, których bardzo się bałem? Czy nawiedzone miejsca? To wszystko było okropne. W środku nocy budziłem się z płaczem i biegłem do mamy, u której znajdowałem wsparcie.

Matczyne ramiona były moją bezpieczną oazą. Przytulała mnie mocno do piersi składając czułe buziaki na czole. Byliśmy tylko my. Ja i moja mama. Nikt więcej, nikt mniej. Jednak tego jednego dnia wszystko się zmieniło.

Ściskałem rączkę misia, był moim towarzyszem od wielu lat. Schodziłem powoli po schodach, było ciemno a ja nie zaświeciłem światła, bo wierzyłem, że dam radę dotrzeć na dół bez niego. Zatrzymałem się na ostatnim stopniu, gdy dotarły do mnie głosy z kuchni.

Jeden należał do mojej mamy, której właśnie szukałem, a drugiego nie znałem. Niski, zachrypnięty męski, który ewidentnie zwiastował podenerwowanie.

- Mary, musisz podpisać te dokumenty – odparł głośniej mężczyzna. Przyszedłem najwyraźniej w trakcie rozmowy. Mama odstawiła delikatni szkło na blat. Zachowywała spokój i uspokajała mężczyznę, gdy ten podnosił głos. Nie chcieli mnie obudzić, tylko, że ja już nie spałem.

- Nie podpiszę nic. Możesz iść – mruknęła zmęczonym głosem. Mama często taka była. Babcia mówiła, że było jej ciężko przez to, że zajmowała się mną sama. Jednak ona się tego wypierała. Ale dziś widziałem, co innego. – nasz syn śpi na górze, więc wyjdź zanim się obudzi.

Mężczyzna mruknął coś, czego ja nie zrozumiałem i wyszedł trzaskając drzwiami. Powoli wszedłem do kuchni odnajdując tam mamę. Przecierała palcami oczy. Ta rozmowa musiała ją dobić. Nie usłyszała nawet jak stanąłem obok niej, podniosła głowę wtedy, gdy cicho wyszeptałem:

- Mamusiu, kto to był?

- Nikt ważny skarbie – odgarnęła opadające mi na czoło włosy. – śnił ci się koszmar? – skinąłem głową a ona od razu przytuliła mnie do siebie. – Chodź. Położysz się a ja będę siedzieć dopóki nie zaśniesz.

Mama zawsze dotrzymywała obietnic. Jednak ta dana tej nocy była jej ostatnią.

- Skarbie – cichy głos babci wybudził mnie ze snu. Babcia ze załzawionymi oczami przytuliła mnie do siebie. Promienie słoneczne wpadały do pokoju rozjaśniając pomieszczenie. Słyszałem głosy wielu osób. Nie wiedziałem co się dzieje, i wolałem się niedowidzieć. Tak by było lepiej. Jednak, gdy babcia wyprowadziła mnie z mojego pokoju zauważyłem czerwone ślady. Wiedziałem, że to była krew.

Jak się później dowiedziałem była to krew mojej mamy. Została zamordowana, w ten sam dzień 16 marca stał się końcem mojego normalnego życia.


***

- czasy obecne –

Ułożyłem na kamiennej płycie bukiet niebieskich hortensji. Ten kolor od zawsze kojarzył mi się z mamą, która miała na jego punkcie obsesję. Jej pokój miał niebieskie ściany, czy nawet pościel była w tym samym kolorze. Ja go nie nawiedziłem, bo kojarzył się tylko z nią. Wszystko, co było z nią w jakikolwiek sposób powiązane wypierałem ze swojego życia.

Kochała kwiaty, które ja specjalnie wyrzucałem ze swojego pokoju, gdy mój współlokator je tam dawał.

Uwielbiała złote dodatki, które wypełniały całą wolną przestrzeń w naszym domu, a ja zostawiałem każdy wolny kąt byle nie było czegoś za dużo.

Kochała malować, a ja schowałem głęboko w pudłach wszystkie jej obrazy, które za życia namalowała.

Była pełna szczęścia i okazywała każdemu pomóc. Była promykiem światła w moim życiu a ja stałem się pustą bez czułą istotą, która jak zwykła świeczka po prostu zgasła przez wiatr. Byłem cieniem własnego życia.

W jej życiu od zawsze było miejsce na miłość, a w moim tego zabrakło. Pomimo wielu dziewczyn, z którymi byłem nigdy nikogo szczerze nie pokochałem.

W moim życiu od zawsze miały mi towarzyszyć tylko ból i rozpacz. Bo nie zasługiwałem na nic więcej. Nie, gdy towarzyszyła mi jedna jedyna myśli muszę się zemścić.


Mary Holt

14.02.1973 – 16.03.2005

„w życiu zawsze jest miejsce na miłość"


- W życiu zawsze jest miejsce na miłość – odczytałem szeptem. Ten napis wybrała moja babcia. Chciała dać coś, co mogłoby jej pozwolić na zawsze pamiętać o mamie, długo jednak to nie trwało, bo zmarła kilka miesięcy po niej. Zostałem sam.

Sam z dręczącymi mnie myślami.

Sam bez krzty jakichkolwiek dobrych emocji które prowadziłyby mnie do stania się lepszym.

Sam.

S      a      m. 


~ M O R F I Z A

I always lied || +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz